CHARLOTTE POV.
Patrzę na nią z wyczekiwaniem, nie za bardzo widząc czego się spodziewać. Jej słowa już wbiły mnie w fotel, a tak naprawdę dopiero teraz ma zamiar zacząć mówić. I to o czym... O moich rodzicach! Skąd ona może ich znać?! Przecież nawet ja nie znam jednego z nich. Znów siada na przeciwko mnie na taborecie. Ręce układa prostopadle na swoich kolanach. Milczy przez dłuższą chwilę, podczas której mogę chociaż trochę uspokoić swój oddech... Ale z pewnością nie przygotować na to co ma mi do powiedzenia. Ona za to, chyba się zastanawia jak w ogóle zacząć swoją opowieść. Po chwili kąciki jej ust znów minimalnie się unoszą. Mam wrażenie że przybiera właśnie maskę, marmurową pozę... Tylko jeszcze nie do końca wiem dlaczego.
- Zacznijmy od tego że nigdy nie poznałam ich... Że tak to ujmę, od osobistej strony... - uśmiecha lekko, spuszczając ze mnie wzrok i poprawiając jednocześnie swoje bardzo długie włosy. Kruczoczarne pasma w których można dostrzec cienkie jak nici pajęcze, srebrne włosy, przesuwając się między jej palcami. - Więc mogę nie mieć pełnego obrazu tego jak to między nimi było. Nie znam także ich początków... Ale wygląda na to, że o dziwo i tak wiem więcej niż ty - podnosi w końcu na mnie wzrok, chyba rozbawiona, ale i zdumiona tym faktem. - W sumie to trochę smutne, że twoja matka nie zechciała się wcześniej z tobą podzielić tym wszystkim. Może było by ci w tedy łatwiej zrozumieć... - wzdycha cicho, przewracając jednocześnie lekko oczami, gdy przyglądam się jej w osłupieniu. - W każdym razie... Chyba najpierw abyś rozumiała pewne rzeczy muszę ci przybliżyć swoją osobą...
Kobieta wstaje ponownie z taboreta, posuwistym, skierowanym w dół ruchem dłoni poprawiając swoją spódnice. W ułamku sekundy mój mózg odtwarza praktycznie identyczną scenę z mojej przeszłości, której na dodatek towarzyszyły mi bardzo podobne odczucia, strachu, niedowierzania i ból... Cholery ból kierujący w mojej klatce piersiowej i czekając aż ta wiedźma przede mną do podleje swoimi słowami, aby mógł się rozrosnąć i rozsadzić mnie od środka. To był ten moment... Gdy mama wyznała mi że jest chora i że ukrywała do przede mną przez pół roku. Wstała z fotela dokładnie w taki sam sposób, mając tak samo poważną, zamyśloną minę i aby sobie ulżyć, oraz zdystansować się zaczęła krążyć po całym salonie. Ten moment zupełnie wywrócił moje życie do góry nogami przy okazji burząc je prawie doszczętnie... Ale w tej chwili mam wrażenie że wypadnie blado jak świeży śnieg, przy tym co szykuje dla mnie czarnowłosa.
- Proszę wyobraź sobie młodą kobietą... Cały świat stał przed nią otworem. Piękna, mądra... - uśmiecha się subtelnie trochę smutno na wspomnienie dawnych lat, bo zgaduję że mówi o sobie. - Od samego początku bardzo doceniana. Dostałam różne stypendia naukowe. Bez problemu dostała się na studia do MIT na wydział biotechnologii - tak jak podejrzewałam zaczyna powoli krążyć po białym pokoju, chowając ręce za siebie. - Bo widzisz... Od zawsze to najbardziej ją fascynowało, a jej największym konikiem była genetyka. Ludzkie geny są... Najwspanialszą konstrukcją jaką stworzyła natura... - stwierdza z autentycznym zachwytem, przez ułamek chwili wręcz promieniejąc. - I co ważne tworzy dalej, bardzo, bardzo powoli po przez ewolucję, ponieważ mimo że jest tak wspaniały... To jeszcze niezwykle dużo brakuje mu do perfekcji - mówi nieco bardziej ochryple, przesuwając palcem wskazującym po blacie biurka. Unosi go po chwili do góry, aby postarać się dostrzec jakąkolwiek drobinkę kurzu. - A w jej życiu wydarzyło się kilka takich rzeczy... Które sprawiły, że dostrzegła, iż zostało ludzkości stanowczo za mało czasu na dojście do tej perfekcji naturalnym tokiem... - kontynuuje patrząc mi prosto w oczy, przeszywając na wskroś swym gorzkim i jednocześnie delikatnie słodkawym niczym ciemna czekolada spojrzeniem. Kolor jej tęczówek też mi się z nią kojarzy. - Zaczęła więc szukać sposobu, aby przyspieszyć ten niezwykły proces siłami nauki.
- Chwilka... - przerywam jej, nie za bardzo wiedząc po co ta dziwna gadka, przypominając mi klasyczny monolog o swojej przeszłości czarnego charakteru z filmów kręconych za mojej młodości. - Co to wszystko ma mieć wspólnego z moją rodziną? - pytam z irytacją.
CZYTASZ
KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction Avengers
FanfictionKto by pomyślał, że w życiu tak zwykłej dziewczyny jak ja, wydarzy się tyle niezwykłych rzeczy. W końcu jestem tylko jedną z tysięcy, jak i nie z milionów niebieskookich blondynek mieszkających w Nowym Jorku. Normalną dziewczyną z ilością marzeń, ró...