CHARLOTTE POV.
Teraz już wszystko będzie dobrze.
Te słowa powtarzają się raz na jakiś, nie możliwy do określenia, czas. Odbijają się echem w mojej głowie. Jedyne się zmienia to głos jaki je wypowiada. Raz jest męski, a raz kobiecy. Raz jest nieznany, a raz mogła bym przysiąść, że słyszałam go w przeszłości wielokrotnie. Przez dłuższy czas nie potrafię jednak przypasować, żadnemu z tych głosów jakiejś twarzy. Nie staram się nawet za bardzo.
Tu gdzie jestem jest mi spokojnie, ciepło, wygodnie, nie ma bólu, ani strachu, mimo iż otacza mnie nieprzenikniona ciemność. Mogła bym tu zostać już na zawsze. To mój azyl, gdzieś we wnętrzu mojego umysłu. Miejsce gdzie nikt nie może mnie skrzywdzić. Po za nim czeka na mnie tylko cierpienie. Rzeczy na które kompletnie nie jetem gotowa. Dlatego staram się przeciągnąć ten błogi stan w którym się znalazłam tyle ile mogę. Z biegiem czasu staje się to coraz trudniejsze.
Dociera do mnie coraz więcej bodźców zewnętrznych. Słowa wypowiadane do mnie stają się wyraźniejsze, coraz bardziej różnorodne. Składają się w coraz dłuższe wypowiedzi. W końcu jestem w stanie rozpoznać nawet ich właścicieli.
Tak bardzo się martwiłam kochanie... Ale nigdy nie zwątpiłam, że do mnie wrócisz.
Pierwszym głosem jaki rozpoznaję, jest głos mojej mamy. Przepełnia go ulga i wzruszenie. Brzmi na naprawdę szczęśliwą. W pewnym momencie nawet czuję je dotyk, na przedramieniu i na policzku, tak delikatny i kojący. Przez parę pierwszych sekund oddaję się mu. Nie chcę przestawać go czuć. Chcę żeby nie przestawała do mnie mówić.
Chcę otworzyć oczy.
Dostrzegam światło. Podążam w jego stronę, aż do chwili, kiedy wracają do mnie słowa Elmy. To co powiedziałam mi o mojej matce. Wraca do mnie świadomość. tego o czy się dzięki temu całemu uprowadzeniu dowiedziałam. W tedy światełko gaśnie, a wraz z nadejściem ciemności, znika również głos mojej mamy. Powróciłam do mojego azylu.
Mam cię zostawić samą?
Zapytał mnie ciepły, męski głos. Głos Steve'a. Wszędzie rozpoznam tą lekką chrypkę. Świadczy o tym, że jest zmęczony. Czuwa nade mną, od nie wiem jak długiego kawałka czasu. Ile godzin już jestem nieprzytomna? Gdy jego usta stykają się że skórą mojej dłoni, całe moje ciało przechodzi dreszcz. Darzyłam tego człowieka, czymś więcej niż sympatią. Byłam gotowa oddać mu serce. Spróbować być z nim, mimo jego zawodu.
A on mnie odtrącił.
Chcę wyrwać mu moją dłoń, ale on szybko ją puszcza. Puszcza, a ja wydaję się spadać na sam dół głębi. Odcinam się od wszystkiego i wszystkich.
Tak bardzo mi przykro kochanie... Proszę wróć do nas.
Błagalny ton mojej matki przenika przez ciemną zasłonę. Szlocha cicho, wtulając swój policzek w moją dłoń. Rozdziera mi w ten sposób serce na pół. Jedna jego części powtarza, iż Victoria jest i zawsze będzie moją matką. Kocha mnie całą sobą, a ja kocham ją. Razem przeszłyśmy przez niewyobrażalnie ciężkie chwile i razem zdołamy też przejść przez tą. Druga ma zupełnie przeciwne zdanie i niestety jest głośniejsza. Wykrzykuje z wyrzutem, iż moja matka nie zasługuje nawet na współczucie, a co dopiero na wybaczenie. Okłamywała mnie całe życie i zapewne nigdy nie zamierzała przerwać tej swojej gierki.
Zdenerwowana tą myślą uciekam w pustkę. Tak bardzo nie chcę się z niej wynurzać. Boję się tego co mnie czeka po za nią. Wiem jednak, że nie mogę w niej zostać w nieskończoność. Nie mogę w niej zostać nawet kilka godzin dłużej. Moje ciało zaczyna budzić się do życia, można powiedzieć wbrew mej woli.
CZYTASZ
KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction Avengers
FanficKto by pomyślał, że w życiu tak zwykłej dziewczyny jak ja, wydarzy się tyle niezwykłych rzeczy. W końcu jestem tylko jedną z tysięcy, jak i nie z milionów niebieskookich blondynek mieszkających w Nowym Jorku. Normalną dziewczyną z ilością marzeń, ró...