51. Zaproszenie i niespodzianka

667 45 107
                                    

STEVE POV.

Od paru minut krążę z komórką w dłoniach, po jakimś czasie orientując się, że z nerwów zacząłem lekko obgryzać jego róg. Do tego pies leżący na podłodze wodzi za mną wzrokiem patrząc jak na wariata. To wszystko przez decyzję którą podjąłem... Albo raczej staram się podjąć. Wszystko już sobie przemyślałem, gdzie i jak by to miało wyglądać, ale mimo tego nie mogę wybrać jej numeru i powiedzieć te parę zdań. Bo co jeśli odmówi? Wyjdę na idiotę! W oczach Alfreda już chyba nim jestem.

- Musisz się tak na mnie patrzeć? - pytam go z lekkim wyrzutem. - Jeszcze bardziej nakładasz na mnie presję.

Alfred nagle spuszcza głowę i kładzie ją na podłogę, aby po chwili zakryć czubek pyska łapami, jakby się korzył przez moimi wyrzutami... Bezsensownymi z resztą.

- Tak wiem, wiem... - wzdycham ciężko. - Zachowuje się jak kretyn... I na dodatek gadam do psa jak do człowieka.

Tym razem Alfred podnosi szybko łeb, burcząc coś dość głośno z oburzeniem.

- No przepraszam... - podchodzę do niego, aby przy nim kucnąć i zacząć czochrać po karku oraz szyi. - Wiem, że ty wszystko rozumiesz jak mało kto... Szkoda tylko że nie możesz mówić i mi doradzić... Chciał bym po prostu dostać jakiś znak, że robię dobrze.

Charlie jest zwykłą dziewczyną, której przez niezwykłe wydarzenie dość mocno skomplikowało się życie. Pomogłem jej wszystko ustabilizować, wyjść z dołka i chyba powinienem na tym poprzestać, a nie mieszać ją w swoje skomplikowane, nie raz ryzykowne życie... W taki sposób jakbym w głębi chciał. Od kiedy tu trafiłem godziłem się z myślą, że nigdy nie spotkam już drugiej Peggy i Charlie nią nie jest, oraz nigdy nie będzie, ale jest sobą i jest w tym przecudowna, wyjątkowa. Godziłem się że spędzę życie samotne, nie założę rodziny... I jest o wiele za wcześnie, aby powiedzieć że zrobię to z Charlotte, ale blondynka rzuciła na mnie cień nadziei, że mogę się zakochać, ustatkować. Boję się jednak że spotka ją przez to krzywda.

Alfred nagle wstaję, aby podejść do jednej z półek z książkami. Zaczyna tracąc nosem jedną z nich z błękitnym brzegiem. Ściągam brwi. Charlie mi ją zostawiła do przeczytania, twierdząc że to jednak z najlepszych książek jaką w życiu czytała i że muszę ją nadrobić. Jej tytuł brzmi "zabić drozda". Mówiąc szczerze zapomniałem o niej i Charlie chyba też, a obiecałem sobie że szybko ją przeczytam. Podnoszę ją, bardzo zdziwiony zachowaniem psa, który patrzy na mnie wymownie. Wręcz słyszę jak mówi "Otwórz ją!" Robię to. Przekartkowuję ją nawet... Aby dotrzeć papierową, zgięta dokładnie w połowie serwetkę z naszkicowanymi czarnym długopisem budynkami i dopisek złożony moim charakterem pisma. Tak to ta sama serwetka które leżała w tedy na moim stoliku.

- Zachowała ją - dukam, podnosząc po chwili zszokowany wzrok na psa, który patrzy na mnie niezwykle wymownie, a ja nie wiem czy ten pies jest aż tak genialny, czy kierował nim ten mój znak z nieba... Powiedzmy, że jedno i drugie!

- Masz u mnie postawioną największą kość od rzeźnika - oznajmiam szybko, odkładając książkę na komodę, obok adaptera, jednocześnie wybierając numer do Char... Głęboki wdech.

- Halo... - odzywa się dziewczyna po drugiej stronie słuchawki, swoim zaspanym głosem.

- Ty jeszcze śpisz?

- A która jest godzina? - pyta jękliwie, chyba się przeciągając.

- Ósma trzydzieści - zazwyczaj o tej porze była już na nogach.

- Cholera... Położyłam się spać po północy - ziewa głośno. - A czemu zawdzięczam twój telefon?

- Cóż... - od czego by tu zacząć. - Kazałaś mi wpaść dzisiaj do wieży i tak sobie myślałem... Że jak pokażesz mi to co chcesz... To może wyskoczylibyśmy gdzieś na miasto? - drapię się po karku i chociaż staram się wyrzucić z głosu zdenerwowanie nie za bardzo mi to wychodzi.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz