45. Ocalić świat

705 53 85
                                    

Jeśli mam być szczery, to jadę do wieży jeszcze bardziej przerażony niż wczoraj. Nie wiem czemu, w końcu powinno być lepiej. Mimo tego gdzieś z tyłu głowy mam mnóstwo obaw. Naprawdę wierzę w Charlotte i jej wewnętrzną siłę oraz to, że ostatnią noc przespała spokojnie. Wierzę, że poukładała sobie większość myśli w głowie i powoli zacznie wracać do normalności. Patrzę w brązowe oczy Alfreda, siedzącego obok mnie na tylnym siedzeniu taksówki i widzę że też w nią wierzy, całym swoim psim sercem.

Po paru minutach jedziemy już windą na jedno z pięter wieżowca. Pupil jak zwykle jest bardzo grzeczny i nie sprawia żadnych problemów, co jeszcze bardziej napawa mnie podziwem w stosunku do jego Pani. W końcu to ona go tak wyszkoliła. Najbardziej jestem jednak dumny w momencie gdy otwiera drzwi od swojego pokoju i z uśmiechem na twarzy wita swojego zwierzaka.

— Cześć kochany... Cześć — mówi szybko przy nim kucając, a ten od razu zaczyna ją lizać po twarzy. — Siad świntuchu! — woła po chwili wesoło.

Pies od razu wykonuje polecenia, a jego Pani tuż po tym obejmuje go mocno, jednocześnie czochrając po plecach. Całuje go w głowę.

— Tak się stęskniłam, skarbie — mówi cicho, a ja widzę że ma łzy w oczach.

Och Charlie... W mojej głowie pojawia się dość dziwna myśl, którą jednak bardzo szybko odtrącam.

— Widzę, że mogę już sobie pójść — stwierdzam, gdy blondynka nie za bardzo zwraca na mnie uwagę.

Po chwili podnosi na mnie wzrok i puszcza czworonoga. Ten od razu wchodzi do środka jej pokoju.

— Dziękuję bardzo, że ci się chciało przez całe miasto go wieść — stwierdza, wstając i jednocześnie zakładając lekko kręcony kosmyk za ucho.

— Drobiazg — stwierdzam zadowolony, widząc że miała dobrą noc.

Sińce pod oczami trochę wyblakły, a czerwone plany po płaczu całkiem znikły. Oczy ma wciąż lekko zaszklone, ale jest uczesana, ubrana w czarne dżinsy i biały t-shirt. Odzyskała rumieńce i nawet promienność uśmiechu.

— Może... Wyjdziemy na spacer? — pyta lekko nieśmiało.

— Jasne — kiwam lekko głową, chowając ręce do kieszeni wiosennej, materiałowej kurtki.

I tak po chwili jak wjeżdżałem windą do góry, tak teraz nią zjeżdżam, ale tym razem w towarzystwie dziewczyny. Jest... Dość milcząca. Błądzi z głową w chmurach. Jej ręka chyba tak naprawdę odruchowo gładzi Alfreda po czubku głowy.

— Jak tam u twojej mamy..? — pytam, gdy wychodzimy z windy, dobrze wiedząc że musiała wczoraj wieczorem do niej dzwonić.

— Tak samo jak u mnie — wzdycha, spuszczając na chwilę głowę. — Nie najlepiej, ale bywało gorzej. Dużo wczoraj rozmawiałyśmy... O tobie też — podnosi na mnie wzrok, czerwieniąc się delikatnie.

Ściągam brwi. Tu mnie nieźle zaskoczyła... I trochę zawstydziła.

— A dokładnej..? — pytam niepewnie, gdy wychodzimy na zewnątrz.

— Mówiłam jej, że cię poznałam przez przypadek... I że pomogłeś mi znaleźć tymczasowe mieszkanie... Oraz, że załatwiłeś mi pracę u Starka — stwierdza nieśmiało, uśmiechając się subtelnie.

No jasne... Bez zbytnich szczegółów. W sumie może to i lepiej. Po za tym faktycznie ciężko byłoby uwierzyć nawet własnej córce w taką historię, jaka nam się przydarzyła. Warto by było ją przekazać w cztery oczy, a nie przez telefon... Może wtedy będzie łatwiej w nią uwierzyć.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz