STEVE POV.
Cholerne korki! O tej godzinie wszyscy dorośli udają się do pracy, a młodzież do szkoły, przez co ulice wielkiego jabłka są przepełnione wszelkimi miejskimi środkami transportu. Gdybym przemieszczał się swoim motocyklem jak zazwyczaj... Problem był by znacznie mniejszy. W tym jednak momencie musiałem pożyczyć jeden z luksusowych samochodów od Starka, ponieważ na motorze nie mam jak zawieść Alfreda do kliniki weterynaryjnej. Krew mnie jasna zalewa gdy widzę ciąg samochód przed sobą, a dokładniej samochód weterynarza. Staram się ułożyć sobie w głowie jakąś mantrę, ale za nic mi to nie wychodzi.
Zaciskam mocno dłonie na obitej skórą kierownicy czarnego Mustanga. Równie mocno zaciskam również szczękę. Przez jakiś czas przygryzałem wnętrze policzka, ale gdy zaczął mnie piec zrozumiałem, że jeśli tak dalej pójdzie to przegryzłem go sobie do krwi. Zerkam w lusterko wsteczne na owiniętego w koce, śpiącego pupila. Jestem mu coś winien. Gdyby nie to... Chyba bym właśnie eksplodował! Każda komórka mojego organizmu rwie się do działania, chcąc odnaleźć moją... To znaczy po prostu Charlie. Najpierw jednak muszę się upewnić że Alfred jest bezpieczny i pod fachową opieką. Blondynka by mi nie wybaczyła gdyby coś mu się stało i ja z resztą też... Zwłaszcza z mojej cholernej winy!
Klnę pod nosem uderzając jednocześnie pięścią w kierownicę. Niestety to wcale nie pomaga. Nic nie jest w stanie mi pomóc, albo przynajmniej choć odrobinę ulżyć... Chyba że Charlotte jakimś cudownym sposobem odnalazła by się cała i zdrowa... Ale wiem że to nie możliwe. Coś bardzo złego musiało jej się przydarzyć, inaczej Alfred nie był by w takim stanie w jakim jest teraz. Czuję jak krew buzuje w moich żyłach na samą myśl, że tej najbardziej uroczej istotce jaką w życiu poznałem spadł chociaż jeden włos z głowy. Nawet nie jestem w stanie opisać poczucia winy jakie odczuwam. Praktycznie mogę poczuć jego ciężar na moich płucach. Zgniata jest doszczętnie, sprawiając że nie mogę oddychać, odbierając mi przy tym jasność myślenia i miażdżąc jednocześnie serce, które i tak od wczoraj nieustannie krwawiło.
Pojawia się jednak małe światełko na końcu tunelu. Auta przede mną wreszcie ruszyły a z tego co pokazuje mi GPS zostało tam tylko dwa kilo do pokonania. Cel podróży jest prawie na wyciągnięcie ręki.
- Spokojnie przyjacielu... Już prawie jesteśmy na miejscu - mówię cicho niby do czworonoga, ale tak naprawdę do siebie samego, starając się uspokoić.
Nie dość że rozpaczliwie martwię się o Char, to jeszcze martwię się o niego. To wspaniałe zwierzę, zajmujące w sercu Charlie szczególne miejsce. Ja z resztą też zdążyłem się do niego przywiązać, polubić, bo to bardzo mądre stworzenie, wnoszące trochę radości do życia. Modlę się w duchu aby z tego wyszedł. Nie zasłużył na taki los.
Skręcam w prawo na skrzyżowaniu na następny w przy trzecim zakręcie w lewo. Docieram w końcu docieramy na miejsce. Zaparkowuję auto w pierwszym wolnym miejscu, po czym szybko z niego wychodzę. Otwieram tylne drzwi. Zwierzak od razu patrzy na mnie z nadzieją swoimi wielkimi, ciemnymi i pięknymi oczami.
- Teraz tylko spokojnie - mówię, bardzo ostrożnie, biorąc go na ręce.
Popiskuje lekko przy tym, ponieważ jest mocno potłuczony, ale gdy w końcu usadawia się w moich objęciach, przestaje i leży spokojnie. - Grzeczna psinka...Otulam psiaka nieco bardziej kocem. Jak na złość dzisiejsza noc była dość chłodna, zaledwie dwanaście stopni powyżej zera. Teraz też jest nie jest za ciepło. Dobrze że Natasza namówiła mnie do przebrania z piżamy rzeczy na co dzień. W emocjach nawet nie przyszło mi to do głowy, a później uznałem że nie ma na to czasu. Rudowłosa była jednak nieugięta, twierdząc że cokolwiek by się Charlie nie stało, obawia się że te parę minut przynajmniej na razie nie zrobi jej różnicy. Nie chciałem i nie potrafiłem tego przyznać, ani przed nimi, ani przed samym sobą, po prostu ruszyłem do swojej sypialni po rzeczy które nosiłem na sobie wczoraj. Serce karze mi działać, mówić. Mówi że każda chwila ma znacznie. Że jeszcze mogę powstrzymać najgorsze i sprowadzić ją do domu... Ale rozsądek je tłumi, powtarzając że jeśli doszło do porwania to przynajmniej na razie nic poważnego jej nie zrobią i za pewne niedługo sami się odezwą, a... W tym drugim wypadku... Gdyby Char.... Gdyby stało się najgorsze... Tym bardziej czas nie ma już znaczenia. Nic nie ma już w ty wypadku znaczenia.
CZYTASZ
KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction Avengers
FanfictionKto by pomyślał, że w życiu tak zwykłej dziewczyny jak ja, wydarzy się tyle niezwykłych rzeczy. W końcu jestem tylko jedną z tysięcy, jak i nie z milionów niebieskookich blondynek mieszkających w Nowym Jorku. Normalną dziewczyną z ilością marzeń, ró...