19. Nie jest z kamienia.

945 53 108
                                    

CHARLOTTE POV.

Czuję jak nogi mi miękną, do tego stopnia, że padam na kolana wciąż trzymając przed twarzą swój, wodząc już trzeci raz po tekście wiadomości, nie mogąc uwierzyć... Że jest prawdziwa. Po moich policzkach spływają powoli łzy smutku i niedowierzania. Otrząsam się powoli z tego szoku, w momencie gdy bateria komórki siada i patrzę w tedy jak wryta na czarny, popękany ekran. Cholera! Ja muszę się dowiedzieć w jakim Audrey jest teraz stanie! Przecież ona... Odtrącam od siebie tą myśl, gwałtownie kręcąc głową, po czym ocieram szybko zły, chowam komórkę do torebki, a następnie wstaję z kolan.

Moje nogi praktycznie automatycznie niosą mnie chodnikiem przed siebie, wiedząc że za parę minut jest mój autobus, który ma mnie zabrać do firmy Panna Coopera. Głowa za to jest w zupełnie innym świecie, pełnym czarnych chmur i błyskawic. Wpadam przez to na śmietnik, praktycznie go nie wywracając i przy okazji robiąc sobie krzywdę. W ostatniej chwili za niego chwytam i ustawiam do pionu, jednocześnie oddychając szybko i głęboko.

Muszę się uspokoić i zebrać myśli, przynajmniej do momentu aż nie wrócę za jakieś dwie godziny do domu. Mam przecież bardzo ważne, umówione spotkanie, od którego zależy przyszłość moja i mamy... Ale za cholerę nie mogę się teraz na tym skupić, nawet aby dojść do tego przestanku! Przed oczami mam tylko przerażoną twarz Audrey, ppdczas inwazji, oraz to jak ją tuliłam i mówiłam, że wszystko będzie dobrze... Skłamałam... Nic nie jest dobrze! Moja przyjaciółka leży w szpitalu ranna i w śpiączce! Cholera!

Jeszcze raz biorę parę głębszych wdechów i ocieram uparcie płynące z moich oczu łzy. Ani mi, ani Audrey teraz nie pomoże mój płacz, oraz to że się rozsypię. Wyciągam z torby małą buteleczkę w wodą i biorę parę głębszych łuków, cały czas stojąc nad koszem w który wpadłam. Uspokajam się odrobinę, jednocześnie układając w swojej głowie plan. Przystanek, autobus, firma budowlana, kontrakt, mieszkanie... I tam zrobię wszystko, aby dowiedzieć się w jakim szpitalu i stanie jest moja Audrey.

I tak będąca już w miarę zebrana w sobie, zdążam ledwie co na mój autobus. Znajduję sobie miejsce tuż obok jakiegoś starszego Pana. Wyciągam z torebki moją puderniczkę, w której jest małe lustereczko. Z daleka widać, że płakałam przez czerwone plamy na moich policzkach. Muszę się uspokoić. Opieram się jak najwygodniej o fotel, zamykając oczy i oddychając parę razy, głęboko i miarowo. Przygryzam dość mocno dolną wargę. W środku mnie wciąż się gotuje, ale jestem na tyle spokojna, by wszystko szybko pozałatwiać... A później dowiedzieć się co z moją przyjaciółką.

STEVE POV.

- Kolejna propozycja od Fury'ego? - pytam rudowłosą, nastawiając wodę w czajniku na herbatę.

- Na ostatniej wyszedłeś chyba nie zgorzej Kapitanie - stwierdza Rosjanka, siadając powoli na stołku przy wyspie kuchennej.

- Racja... - przyznaję, po czym odwracam się powoli do niej przodem. - Ale tym razem chyba jeszcze bardziej mu zależy, abym ją przyjął, skoro wysłał tu ciebie - agentkę z niezwykłym darem perswazji.

Kto by pomyślał... Panna Romanoff zagościła u mnie w mieszkaniu, tylko oczywiście jak to ludzie z Tarczy mają w zwyczaju interesownie.

- Nie myślisz się... - śmiecha się, unosząc nieco bardziej lewy kącik ust. - A tak po za tym szef jest teraz w siedzibie głównej w Waszyngtonie. Ma mnóstwo spraw do załatwienia, jak nie z Radą, to z rządem. Nie miał czasu tu do Pana zajrzeć.

Kiwam lekko głową, na znak, że rozumiem

- A więc co to za propozycja? - pytam, podchodząc trochę bliżej kobiety.

- Fury uważa, że nie ma co cię tu już marnować. Chcę cię przyjąć.

- Do Tarczy? - pytam lekko zdziwiony.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz