CHARLOTTE POV.
Barton przedwczoraj z samego rana opuścił wieżę. Niestety tylko Natasza zdążyła się z nim w tedy pożegnać. Ja o tej porze spałam jak zabita, szczelnie owinięta ramionami Rogersa, obejmującymi mnie od tyłu. Trochę żałuję. Chciałam mu jeszcze raz podziękować za wszystkie jego rady i wspólną lekcję na strzelnicy. Obiecać, że dalej będę ćwiczyć swą celność. Ale nic z tego... Objęcia Steve'a są zdecydowanie zbyt przytulne, aby obudzić się w nich przez ósmą.
W każdy bądź razie minęły dwa dni, a ja właśnie znajduje się w połowie mojego pierwszego treningu walki z Romanoff.
Sam trening okazał się być również męczący co się spodziewałam, ale równocześnie o wiele bardziej satysfakcjonujący, niż te które wykonywałam pod okiem Grety z bazie Libelluli. Chociaż muszę przyznać... Nie tak je sobie wyobrażałam. Szczerze mówiąc to nawet nie wiem, jak je sobie wyobrażałam!
- Ręce wąsko! Pamiętaj o tym cały czas! - poleca mi Natasza, gdy po raz kolejny uderzam w worek bokserski.
Wykonuję jej polecenie bez zawahania. Jej głos jak i spojrzenie są stanowcze, jednakże ma w swoich zielonych oczach coś miękkiego. Coś co zachęca mnie do kontynuowania mimo zmęczenia. Być może nawet jest to podziw. Chcę wierzyć, iż podziwia moją determinację i starania.
Wczoraj po obiedzie udałyśmy się wspólnie na strzelnicę, gdzie najpierw pokazywała mi różne typy broni palnej, jak na przykład karabiny, rewolwery, czy nawet snajperki. Później pozwoliła mi z kilku z nich postrzelać, co było naprawdę ciekawą rozrywką. Póki co staram się właśnie tak to traktować. Jako rozrywkę. Nie biorę pod uwagi możliwość pociągnięcia za spust, trzymając na celowniku człowieka, mimo że wracając ponownie do Grety, już raz to zrobiłam.
Postrzeliłam jakimś cudem moją byłą trenerkę prosto w ramię.
Wydarzenia z mojego pobytu na Kamczatce, wydają się być tak bardzo odległe, jakby nie dość, że działy się kilka lat temu, to jeszcze tak jakbym w nich nie uczestniczyła. Jakby ktoś włożył mi do głowy czyjeś wspomnienia. Nie mogę uwierzyć, że byłam zdolna do rzeczy, które tam zrobiłam, między innymi właśnie strzelanie do ludzi. Gorąco się modlę, abym nigdy nie była zmuszona do zrobienia tego ponownie. Nie zmienia to jednak faktu, iż powinnam mieć tą umiejętność dobrze opanowaną.
Tak samo jak umiejętność kopania tyłków.
- Jak jedna ręka bije to druga chroni ciało - instrukcje mnie rudowłosa, poprawiając jednocześnie nieco moją postawę. - Ciosy to nie jest tylko ruch samą ręką. Całe twoje ciało chodzi.
Ma rację. Mam wrażenie że dosłownie każdy mój mięsień ulega spięciu podczas uderzenia. Dziwne, jednak dobrze znane mi mrowienie, obejmuje moje ręce. Jest ono jednak na tyle lekkie, iż je ignoruje.
- I cały czas nogi na parkiecie!
Faktycznie zbyt często je odrywam od ziemi. Moja postawa powinna być niewzruszona. Jakby były w nią wiercone.
Wykonuję jeszcze parę powtórzeń. Pot spływa mi... Praktycznie rzecz biorąc po wszystkim. Ocieram go wierzchem dłoni z czoła, biorąc jednocześnie chwilę na oddech.
- Bardzo dobrze - uśmiech na twarzy Rosjanki jest szczery, gdy klepie mnie lekko z uznaniem po ramieniu.
- Umiem uderzać w worek - stwierdzam ironicznie, ponieważ nie do końca wiem czemu ma to służyć.
- Zanim zaczniesz uderzać w człowieka minie sporo czasu - krzyżuje ręce na piersi.
- Nie do końca to rozumiem. Jakby mnie ktoś napadł... Nie będę wtedy miała na sobie rękawic - unoszę do góry swoje ręce. - Nie będę też myślała wtedy za bardzo o technikach, a i wróg raczej nie będzie się stosował do zasad fair play.
CZYTASZ
KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction Avengers
FanficKto by pomyślał, że w życiu tak zwykłej dziewczyny jak ja, wydarzy się tyle niezwykłych rzeczy. W końcu jestem tylko jedną z tysięcy, jak i nie z milionów niebieskookich blondynek mieszkających w Nowym Jorku. Normalną dziewczyną z ilością marzeń, ró...