6 ✅

1.4K 77 25
                                    

„Kiedy wzrok mi się wyostrza przerażona zauważam na czym, a raczej na kim wylądowałam..."

Przez sekundę widzę Jego. Mrugam szybko oczami. Teraz widzę twarz młodego gwardzisty. O w mordę, jest cholernie przystojny. Mam dylemat, czy nie pokonuje urodą księcia. Wpatrujemy się sobie w oczy. Jego są zielone. Ich odcień jest tak jasny, że zastanawiam się, czy nie ma soczewek. Jego bujne, brązowe włosy, lekko dotykają mojego czoła. Nasze usta dzieli parę centymetrów. Czuję jego gorący oddech na skórze.

Chwila jak to możliwe? Dotykam ręką twarzy. Gdzie się podziała maska!? Jestem zmęczona duszeniem w sobie emocji. Znowu łzy zbierają mi się pod powiekami. Zamykam oczy i pozwalam im swobodnie płynąć. Płaczę po raz pierwszy od wielu dni, a może nawet miesięcy. Gwardzista lekko mnie przytula. Jestem żałosna. Okazałam przed nim słabość. W dodatku zgubiłam tę zasraną maskę, więc wie, jak wyglądam

- Proszę, nie płacz - czule szepcze.

Po kolei zbiera każdą łzę. Po co to robi? Z zaciekawieniem przyglądamy się sobie. Robi się niezręcznie. Czuję, jak zaczynam się rumienić ze wstydu. Na twarz chłopaka wpływa grymas bólu, a ja czuję poruszenie w szufelce ze szkłem. Szkło! Gwałtownie wstaję. Staram się delikatnie zabrać niebezpieczną szufelkę. Dookoła leży pełno ostrych kawałków.

Cudnie - jęczę w myślach. Ta praca to robota głupiego. Szufelka jest praktycznie pusta. Sekundę po mnie, on także wstaje z ziemi. Strzepuje z białego munduru niewidzialne pyłki. Robi to jedną ręką. Na drugiej dostrzegam drobinki szkła, które już nacięły jego skórę. W efekcie ma lekko zakrwawioną rękę i to moja wina. Muszę naprawić sytuację. Rozglądam się za maską. Nigdzie jej nie widzę. Mówi się trudno. Siadam na podłodze i zaczynam ostrożnie zbierać drobinki do szufelki. Po chwili chłopak przysiada sobie obok mnie i zaczyna mi pomagać, co jest miłe z jego strony.

- David - niespodziewanie mówi.

Przez sekundę siedzę w kompletnym osłupieniu. Chwilę później, dociera do mnie fakt, że właśnie się przedstawił, a ja, jak ta ostatnia sierota, nie odpowiedziałam mu tym samym.

- Rosalie - znacznie ciszej odpowiadam.

Wyciąga rękę. Odwzajemniam przyjacielski uścisk dłoni. W ciszy kończymy sprzątać. W tym samym momencie sięgamy po ostatni kawałeczek. Stykamy się dłońmi. On, na ten widok, tylko lekko się uśmiecha. Lekko muska wargami moją dłoń, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Chociaż pocałunek wygląda na niewinny, to ten jest wyjątkowo intymny, zmysłowy. Zaczynam się rumienić. Splata swoją zdrową dłoń z moją. Jesteśmy coraz bliżej siebie. Teraz to już niecały metr. Temperatura w obszernym holu gwałtownie wzrasta. Jejku, jak tu gorąco. A może, to ja się tak rozpaliłam? Już się boję, jak ten przystojniak na mnie działa. Czuję coś w brzuchu. Patrzymy sobie głęboko w oczy.

Stop! W głowie zapala mi się czerwona lampka. Lala, pobudka! Zaraz zaczniecie się lizać, jak nie przerwiesz. A przecież, dopiero co się poznaliście. On ma stanowczo zły wpływ na mnie. Dziękuje w duchu za czujny, zdrowy rozsądek. Niewinnie odwracam wzrok i wstaję z posadzki. Puszczam jego rękę. Brawo! Właśnie zepsułaś magiczną chwilę, niezadowolona gratuluję sobie w duchu.

Wszyscy, w kółko powtarzają: „Słuchaj głosu serca." czy „Kieruj się sercem." itp. W moim przypadku, głowa góruje nad sercem. Nie dopuszczam serca do głosu. Nie ma ono żadnych praw. Jeszcze nigdy nie podjęłam ani jednej decyzji sercem. W tym momencie serce krzyczało: „Zostań! Pocałuj go! Chwila... a ty gdzie się wybierasz młoda damo? Nie zostawiaj go!". Głowa natomiast naciskała: „Wiej, dziewczyno! Wiej!". Ucieczka to dobre rozwiązanie. Kiedy już mam odejść, przypominam sobie o zakrwawionej ręce. Odwracam do niego głowę.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz