Bal maskowy część 2.Po wypiciu Cart duszkiem zabójczego napoju, wykręcam się od dalszej rozmowy, kłamiąc, że muszę iść do łazienki. Pragnę prędko uciec, nim poczuję choćby najmniejsze wyrzuty sumienia, których do tej pory nie miałam. Odwracam głowę i idę w stronę toalety, dopóki nie zostaje w tyle sylwetka kobiety.
Joseph Waller okazuje się niskim przy kości czterdziestolatkiem. Wpadam na niego przy barku, po brzegi wypełnionym wszelakimi rodzajami alkoholi. Sama ,,przy okazji'' porywam jednego drinka o granatowej barwie. Jednym, większym chaustem opróżniam kielich. Tym razem nawet nie muszę zaczynać rozmowy. Nie zamierzam się cackać z chłopem. Sięgam do swojej małej, czarnej torebki. Małym scyzorykiem, który zazwyczaj przy sobie noszę, nacinam wewnątrz różowy materiał. Wyciągam z jednorazowej skrytki małą, naładowaną wcześniej trującym płynem, strzałkę. Cholera, żebym tylko niczego nie zepsuła, bo marnie skończę.
Adrenalina krążąca w moich żyłach, nakręca mnie do działania. Specjalnie wpadam na szlachcica od tyłu, wbijając przy tym mu igiełkę w ramię. Razem z Josephem wywracam się na ziemię, ale w porę nim ktokolwiek zauważy, zabieram pustą, małą broń.Po nieszczerych przeprosinach, odnajduję ostatnią z przyszłych ofiar, Seraphine. Jej również dodaję kroplę trucizny do drinka i uciekam.
Trucizna rozprowadzona. Nie wiem, co robić. Plan poprawnie wykonany, więc powinnam się zabawić, ale czy mi wolno? Tęsknym wzrokiem, przypatruję się z boku wirującym na parkiecie parom. Tak bardzo chciałabym teraz potańczyć. Choć w sumie, co mi szkodzi ten jeden taniec? Walić zakazy Angeliny!
Prowadzona głosem serca, podążam na parkiet. Włączam się do grupowego tańca. Samotnie poruszam sie w rytm muzyki, aż natrafiam na chłopaka przypominającego mi z wyglądu Davida.
Utwór trwa zaledwie parę minut i nim zaczynam się w pełni rozkręcać, piosenka się kończy. Dziękuję chwilowemu partnerowi za taniec i ruszam w stronę, z której przyszłam. Nagle w połowie drogi odczuwam obcą łapę na ramieniu. Gwałtownie robię obrót i staję twarzą w twarz z zamaskowanym blondynem.
~Ethan~Jakimś cudem nie zostałem rozpoznany, z czego cieszę się jak małe dziecko. Nareszcie czuję się jak całkowicie normalny obywatel. Muszę się dzisiaj rozerwać. Mogę się nawet ubzdyngolić i ujdzie mi to płazem, ale procenty zostawię na później. Tańczę już trzeci utwór z kolejną partnerką i muszę stwierdzić, że to były same niewypały. Próbowałem z nimi normalnie porozmawiać, ale każda gderała tylko o księciu. Zabawnie było słuchać ciągłych plotek o sobie. Śmiać mi się chciało, gdy różowowłosa, moja obecna partnerka, próbowała wmówić mi, że ma szanse zostać narzeczoną księcia, a później królową, ale zmusiłem swą twarz do wyrażania stuprocentowego skupienia i zasłuchania.
Za to mój wzrok przykuła inna, nieznana mi czarnowłosa niewiasta, tańcząca obok z wysokim brunetem. Wątpię, żeby był to jej facet. Zapatrzony w nią jak w lusterko, nie zauważam zmiany w układzie i nie chcący, depczę partnerce po stopach. Nie pozostaje mi dłużna i pomimo moich szczerych przeprosin, wymierza mi łokciem cios w brzuch. Co za wredota! Przecież przeprosiłem! Cała moja złość wyparowuje, gdy widzę, że czarnowłosa samotnie wraca z parkietu. Postanawiam wykorzystać moment i zaprosić ją do tańca.
~Rosalie~
— Madam, mogę prosić do tańca? - otwieram szerzej oczy.
Nagła propozycja była dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Dyskretnie oglądam go od góry do dołu. Mężczyzna jest szczupły, wysoki i wysportowany. Woda kolońska, której użył, pachnie nieziemsko, a czerwona róża wystająca z kieszonki dodaje mu uroku.
Z niedowierzania szczypię się w ramię. On natomiast w zachęcie, odsłania linię olśniewająco białych, prostych zębów. Jestem tak onieśmielona, że brak mi języka w gębie. Zmuszam się do wypowiedzenia krótkiego ,,tak".
CZYTASZ
Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|
RandomRosalie na codzień jest płatnym zabójcą. Dostała właśnie nowe zlecenie zabójstwa samego króla. W tym celu zostaje wysłana do pałacu pod przykrywką sprzątaczki. Zadanie jednak będzie o wiele trudniejsze do wykonania niż sądziła. W pałacu pozna ludz...