30 ✅

626 47 8
                                    

   ~Trzy dni później~

— Rosalie - przy moim uchu rozbrzmiewa cichy głos Sarah.

Potrząsa mym ramieniem, przywołując do rzeczywistości.
Jestem zbyt leniwa, by zareagować, pomimo przespania długiej ilości czasu.

— Rosalie. Musisz wstawać. Dochodzi ósma. Mamy dziś wyjątkowo dużo roboty - szturcha mnie po raz kolejny.

— Mmmm... daj mi pospać - przesuwam się na łóżku.

Krzywię się, kiedy mój policzek spotyka się z oleistą cieczą. Fuj! Najwyraźniej śliniłam się przez sen.

Zazwyczaj w pokoju sprzątaczek panuje ogromny burdel i zawsze w pokoju krząta się chociaż parę dziewczyn, natomiast dziś słyszę zaledwie obecność samej Sarah i nikogo więcej. To niepokojące. Również z kuchni nie słychać kobiecych śmiechów. Musiało coś się stać.

— Rosi, naprawdę musisz natychmiast wstać. Wczoraj wprowadzili nowe zasady. Bardzo surowe zasady i zmienili regulamin. Jak za piętnaście minut nie będziemy na służbie, dostaniemy po rękach batem.

— Tak, tak. Zaraz wstaję. - Nie zrozumiałam z jej niewyraźnej paplaniny kompletnie nic.

Przecież dopiero co byłam ranna. Teraz nie czuję w ogóle bólu. Pamiętam, że raz mnie przenoszono. To stąd musiałam znów być w pokoju.

— Dobrze, nie chciałam tego używać, ale nie dajesz mi innego wyboru - po pokoju przetacza się ostry dźwięk dzwoneczka.

Niecałą minutę później trzaskają drzwi. Jedna para butów wychodzi, a druga wchodzi. Staram się nie panikować, słysząc stukot obcasów. Modlę się, żeby to nie była Angelina.

Wyobrażam sobie wymalowaną i gotową do wyjścia Marie, która chce się ze mną pożegnać, na najbliższe godziny. Zamiast tego, na moim ciele w jednej sekundzie pojawiają się z góry małe, pełzające żyjątka. Wpadam w panikę.

Wystrzeliwuję w górę jak torpeda. Zdruzgotana, jestem zmuszona widzieć paskudny widok. Po moim ciele pełzają dziesiątki czarnych pająków. Krzyczę i zdzieram z siebie na żywca uniform sprzątaczki. Z boku całe widowisko podziwia szefowa, szczerząc się jak głupia, widząc, jak się męczę.
No po prostu wariatka!

Przywołana moim krzykiem, wpada do pokoju moja przyjaciółka.

— Rosalie? O BOŻE!!! Co się stało? - blondynka zdruzgotana podbiega do mnie, próbując strzepać jak największą ilość insektów.

Mało pomaga. Umalowana kobieta od razu wchodzi w rolę.

— Córciu, tak bardzo cię przepraszam. Chciałam ją tylko wystraszyć słoikiem pająków i przypadkiem upuściłam go odkręconym, na jej sukienkę. Nawet nie zauważyłam, gdy zaczęły się tak szybko na niej rozprzestrzeniać - mówi, ale nie wiem gdzie stoi, ponieważ jestem zbyt zajęta darciem na strzępy dół sukienki.

Fartuszek razem z dołem sukienki leży na podłodze, razem z rozdeptanymi pajęczakami. Sam swędzący dotyk ich odnóży nie jest taki zły. To sama świadomość doprowadza mnie do szaleństwa. Wykonuję bardzo dziwny taniec, dopóki z zaskoczenia nie pojawia się ponownie Angelina, razem z gaśnicą. Po cholerę jej to?

Wszystko się wyjaśnia w chwili, gdy uruchamia zawór. Patrzę wprost na buchający we mnie wielki, biały obłok piany.

Biel. Jest wszędzie, w dekolcie, oczach, buzi. Obrzydliwe smakuje. Czuję się brudna. Nic nie widzę. Moje dreszcze obrzydzenia giną w białej powłoce. Strzepuję z siebie środek. Na początek usuwam pianę z oczu. Biegnę na wpół oślepiona do łazienki. Zamykam szczelnie drzwi i włączam prysznic. Ignoruję krzyki kłótni zza drzwi. Pozwalam, by zimna woda zabrała ze sobą wszystko. Wyobrażam sobie spływające z mego ciała kłamstwa, sekrety, sekretny pocałunek, wymieszane ze sobą w białej, bujnej pianie. W oczach wyobraźni macham im na pożegnanie, z szerokim uśmiechem. To odpręża bardziej, niż jakiekolwiek nacięcie żyletką, która podobno daje takie ukojenie.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz