14.1 ✅

779 75 8
                                    

Ten rozdział będzie podzielony na dwie części :)

Zakątek jest bajecznie urządzony. Przed rzędami
kolorowych kwiatów, samotnie stoi biała ławeczka, a naprzeciwko znajduje się kamienna studnia życzeń. Z drugiej strony, w białych marmurowych donicach, rosną kwiaty. Zaciekawiona, podchodzę bliżej okazów. Całość otoczona jest gęstym żywopłotem, lecz tym razem z wplecionymi, czerwonymi różami, pomiędzy gałązkami. Dotykam mięciutkiej, zielonej trawy sprawdzając, czy jest na niej rosa lub wilgoć. Sucha.
Pieprzyć fakt, że mam na sobie kurewsko drogą, elegancką suknię! Rzucam się na trawę. Kładę się na plecach. Spoglądam w niebo. Dziś jest pełnia. Jak na złość jedna, większa chmura, zasłania przepiękny księżyc. Zmęczona nadmiarem emocji, wsłuchuję się w nocną ciszę. Głosy i kroki ucichły. Poddali się? Poczekam jeszcze z godzinę, dla pewności.

Wracam do oglądania gwiazd. I pomysleć, że każdy jeden, z tych malutkich punkcików, jest odległą o miliony kilometrów planetą.To takie fascynujące... Kosmos jest dla mnie nieodgadnioną tajemnicą, jak ja sama. Tyle o nim nie wiem, tyle nie wiem o sobie. Złośliwa chmura odsłania księżyc. Świeci dziś wyjątkowo jasno. Z boku spostrzegam jaśniejącą poświatę. Zaskoczona przewracam się na bok w stronę kwiatów. Owe, niespotykane roślinki na moich oczach, rozkwitają w blasku księżyca.To niewiarygodne! Przecież normalne nie kwitną w nocy! Rozmarzona tracę poczucie czasu leżąc i podziwiając cud natury....

                                                                                 ~Ethan~

Na widok cierpiącej dziewczyny Catherine, czy jak jej tam, kraja mi się serce. Kobieta sinieje z sekundy na sekundę coraz bardziej. Traci w zastraszająco szybkim tępie siły. Z trudem nabiera do płuc powietrze. Wyczerpana, szeptem pociesza swojego, zdruzgotanego narzeczonego, żeby się o nią nie martwił. Po policzkach pary spływają pojedyncze łezki.

— Przybył nadworny lekarz! Zrobić przejście! - krzyczy lokaj.

Tłum słucha poddanego i wycofuje się. Henry, bo tak ma właśnie na imię specjalista, po dokładnym przebadaniu, nie jest w stanie stwierdzić przyczyny nagłego, złego samopoczucia. Na noszach, by zaprzestać niezdrowego widowiska, wynoszą chorą do skrzydła szpitalnego.

Kiedy tylko drzwi się za służącymi i lekarzem zamykają, muzycy jak gdyby nigdy nic, zaczynają nowy utwór. Powraca gwar rozmów i śmiechów. Jak oni mogą po tym co się przed chwilą wydarzyło!? Nie wytrzymam ani sekundy dłużej, w towarzystwie tych fałszywych, egoistycznych szuji.

Bocznym wyjściem wymykam się do ogrodów...

                                                                                  ~Rosalie~

  Dopiero, kiedy zaczynam marznąć od zimnego podłoża, ruszam tyłek. Jest już na pewno grubo po północy, ale na balach, goście rutynowo szaleją do piątej nad ranem, więc się nie przejmuję późną porą. Z mocno bijącym sercem, wychodzę z kryjówki. Po ciuchu na paluszkach, jeśli w ogóle tak można w wysokich szpilkach, skradam się do wyjścia z labiryntu. Czysto. W tym wszystkim najbardziej niepokojąca jest głucha cisza. Głos rozsądku przypomina mi, o możliwym zagrożeniu, jeśli wrócę do sali. To wystarcza, żebym straciła wszelkie chęci do powrotu...

Jakaś niewidzialna siła ciągnie mnie w stronę lazurowej wody. Poddaję się i idę na plażę...

Spacerując po wilgotnym piasku, wzdycham, zachwycona urokiem wieczoru. Woda dziś tak zachęcająco wygląda. Szczególnie z tą magiczną, srebrzystą taflą, dzięki księżycowi. Okrążam całe jezioro. Z każdym krokiem w przeciwną stronę od pałacu, z mojego serca kawałek po kawałku schodzi napięcie. Tego właśnie potrzebowałam: ciszy i relaksu.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz