19 ✅

669 56 14
                                    

,,Celuję w niebo,
Tkwię na ziemi,
Dlaczego wciąż próbuję,
Skoro wiem, że i tak upadnę?
Myślałam, że potrafię latać,
Więc dlaczego utonęłam?
Nigdy nie dowiem się, dlaczego wszystko się wali,
Wali, wali.

Rozpadam się, rozpadam, rozpadam,
Nie mogąc znaleźć innego rozwiązania,
I nie chcę nigdy słyszeć dźwięku utraty tego,
czego nigdy nie zaznałam".

Ciemność. Całkowite otępienie. Normalnie jak na haju. W głowie uporczywie w kółko słyszę fragment smutnej piosenki. Znam ją. Skąd? Co za ironia, tekst idealnie oddaje moje położenie.

Dlaczego nie poddałam się po tylu upadkach?

Po pewnym czasie wraca mi czucie w całym ciele. Piosenka urywa się, a zamiast niej słyszę śpiew ptaków. Pod koniuszkami palców wyczuwam mięciutką, puchatą kulkę. Mech. Jakim cudem znalazłam się w lesie?

— Koniec drzemki suko - słyszę nad sobą.

Zaraz potem obrywam twardą końcówką glanów w brzuch.
Przestań! Błagam! To boli!
Z przeszywającym bólem z tyłu głowy, podnoszę się do pozycji siedzącej. Na szyi wyczuwam lepką ciecz. Przejeżdżam palcami z tyłu głowy, aż do połowy szyi. Z przerażeniem patrzę na całą zakrwawioną dłoń. Krew. Mnóstwo krwi. Nawet nie chcę wiedzieć, jak mocno musiałam oberwać w głowę.

— Proszę, proszę. Patrzcie państwo, kto zaszczycił nas swoją obecnością.

Nerwowo oglądam obce otoczenie. Drzewo, drzewo, krzak, drzewo, krzak, drzewo. Wyliczanka nie mająca końca. Bez żadnej ścieżki. Podrywam się do góry pomimo osłabienia i wyczerpania organizmu. Staję w pozycji gotowej do ataku. Zaciskam pięści, gotowa przyłożyć napastnikowi w każdej chwili. Przed sobą mam nie kto innego, jak Angelinę.

— Czego chcesz? Po coś mnie tu przywlekła?!

— To chyba jasne po co. Chcę ci tylko pokazać, do czego zostałaś przeze mnie wyszkolona. Jaką cię stworzyłam - wydyma usta.

Dumna z siebie wchodzi w krzaki. Wychodzi trzymając w ręce łańcuch, ciągnący się od jej nadgarstka do głębi zarośli. Wiem, że coś knuje i na pewno to nic dobrego.

— Rosalie, poznaj gubernatora Marsellie - szaleńczo śmieje się szarpiąc za łańcuchy.

Z gęstwiny wypada poobijany, drobny sześćdziesięciolatek. Z nosa cieknie mu krew. Podbite oko, to także podarunek od Angeliny.

— Nie wiem co ci nagle odbiło. Zachowujesz się, jakbyś miała uczucia. Śmieszne! Przecież ty nie masz serca - spluwa na ziemie - nie potrafisz kochać. Darzysz miłością tylko jedno: zabijanie. Przypomnij sobie to wspaniałe uczucie, towarzyszące wbijaniu noża w serce - przykuwa staruszka do drzewa, po czym podchodzi do mnie na niebezpiecznie bliską odległość.

Boję się.

Wspaniałe uczucie? Chodzi jej o adrenalinę?

Zabijając niewinnych ludzi, kompletnie nic nie czułam. Byłam zimna. Nie myślałam o niczym innym, jak o dopadnięciu ofiary. Ale to wszystko jest przeszłością. Rozdziałem, który chcę raz na dobrze zamknąć.

— Przestań pierdolić głupoty. Przejdź do rzeczy.

— Dobrze. Jak sobie życzysz. Zadanie jest dziecinnie proste. Zabij gubernatora i wróć do roboty. Tyle od ciebie oczekuję - spogląda na mnie surowym wzrokiem.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz