14.2✅

838 60 21
                                    

To zdjęcie jest taką małą parodią scenki, kiedy Ethan trzyma na rękach Rosalie :p

I believe I can fly! I believe I can touch the sky! - mój głos rozsądku głupieje... a może to mi odwala?

Błagam, niech już nadejdzie koniec...

Lecę w dół z przeraźliwym krzykiem....

Spadam w silne ramiona....

~Ethan~

SUKCES! Złapałem! Ale żadnych powtórek!

Niewiarygodnie zestresowany, wypuszczam długo wstrzymywane powietrze. Drżę od nadmiaru adrenaliny, podobnie jak po pięciu energetykach. Przez ten cały czas, okropnie martwiłem się, o dziewczynę z drzewa.

Trzymanie tak drobnego ciałka w rękach, było niezwykłym uczuciem. Była taka krucha, delikatna, piękna... pomimo zbędnej maski. Maska odsłaniała połowę twarzy, czyniąc ją mniej anonimową. Wyraźne rysy twarzy, zarumienione policzki od chłodu, lekko wystające kości policzkowe, pełne, różowe usta i przecudowne, błękitne oczy, od których nie mogłem się oderwać. Normalnie mój ideał!

— Phi, jak twoje wszystkie poprzednie - prycha mój wewnętrzny głos. Milcz głosie!

Kurczowo oplatała się ramionami, jakby nadal była na górze.

— Ty... Uratowałeś... - ochrypłym głosem, cichutko mówi, ale nie kończy.

Ciało dziewczyny bezwładnie opadło mi w ramionach. Zemdlała... Boże co robić?! Przechodziłem kurs pierwszej pomocy i zaliczyłem go na szóstkę, ale brak mi praktyki, jeśli nie liczyć trzech ,,uratowanych'' manekinów. Reanimować tutaj czy co? A może zanieść ją do swojego pokoju i doprowadzić do porządku?

Jezu, Ethan ty pojebie! Przecież jesteś księciem, pomyśl, jak zareaguje dziewczyna, kiedy dowie się, że jest w sypialni samego księcia? Zapewne, że ją przeleciałeś, albo gorzej. Strach ponownie wbija swe szpony, w moje pokryte pojedyńczymi bliznami, serce. Nie mogłem pomóc Crystal, to przynajmniej uratuję nieznajomą. Z nieprzytomną w ramionach, biegnę na plażę.

Piasek jest jeszcze ciepły po upalnym dniu, pomimo nadal chłodnych nocy. Ściągam z nóg obuwie i marynarkę z pleców. Opatulam czarnowłosą materiałem i próbuję ją ogrzać. Dziesięć sekund sprawdzam, czy oddycha. Pięć sekund i nic. Klatka piersiowa stoi w miejscu i się nie porusza. Coraz bardziej zaczynam panikować. Musi żyć! Jej serce nie może stanąć! Nie pozwolę na to! Natychmiast po upłynięciu dziesięciu sekund, rozpoczynam przeprowadzać kurs pierwszej pomocy.

W buzi, na szczęście, nie dopatruję się ciał obcych. Odchylam głowę nastolatki do tyłu i zatykam jej nosek, zgodnie z instrukcjami. Robię usta - usta.
Nie tak wyobrażałem sobie z nią pierwszy pocałunek, ale staram się nie narzekać. Usta ma delikatne i zaskakująco ciepłe. Przechodzę do najważniejszej części reanimacji... masaż serca. Trzydzieści uciśnięć, na głębokość pięciu centymetrów. Chłopie, jak to spierdolisz, to nie żyjesz...

Przy dwudziestym piątym ucisku, czarnowłosa gwałtownie łapie powietrze. Szaleńczo rozbieganym spojrzeniem, próbuje pojąć, co zaszło. Nie tylko ona nie ogarnia, co się dzieje. Osobiście na dziś mam  dość niespodzianek.

~Rosalie~

Cisza. Ciemność. Samotność. Bez kresowa otchłań, wciągała mnie coraz głębiej w swe sidła. I kiedy już myślałam, że się z nich nie wydostanę, pojawił się mój rycerz na białym koniu.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz