54 ✅

638 48 7
                                    


Stoję niczym słup soli, patrząc na rozbite szkło. Wrzaski oraz odgłosy walki dobiegają jakby z oddali. Muszę śnić. To jakiś bardzo realny koszmar, w którym mój wymarzony ślub zamienia się w piekło. Napastnicy są w czarnych kombinezonach i maskach. Ze sobą mają usypiający gaz, którymi unieszkodliwiają bezbronny tłum. Gwardziści wyciągają broń. Problemem stają się bezbronni cywile. Gwardia o tym dobrze wie, stąd nie mogą wprost otworzyć ognia. Celują ostrożnie w najbardziej zagrażających. Dwa strzały sprawiają, że na moich ramionach pojawia się gęsia skórka. Na posadzce kościoła pojawiają się pierwsze krople krwi. Mam ochotę zwymiotować. Zniszczyli nasz najpiękniejszy dzień. Ksiądz w sekundę się ulotnił. Nie reaguję, aż Ethan łapie moją twarz w dłonie.

— Rosalie, skarbie oddychaj głęboko. Jestem przy tobie. Nic się nam nie stanie. - Uspokajającym gestem gładzi mnie po plecach. W oczach jednak ma panikę. Nie byliśmy na taki bieg wydarzeń przygotowani.

— Kim są ci ludzie? Czy mają coś wspólnego z moimi rodzicami? - wyduszam z siebie po wyparowaniu największego szoku.

Oczy szczypią od powstrzymywanego płaczu. Za dużo się dookoła dzieje. Najbliższych dziesięciu uzbrojonych gwardzistów stoi przed nami, pilnując, by żaden z napastników nie mógł się do nas zbliżyć. W przypadku lecących pocisków mają nas bronić, choćby własnym ciałem.

— Obawiam się, że tak. Twój ojciec mógł całą akcję starannie zaplanować. Może miał szpiegów w naszych ludziach. Sporo ryzykował, skoro każdy zdrajca automatycznie powinien stracić głowę. Niestety wiem równie mało, co ty. Muszę pomóc w ewakuacji ludzi. Nie czekaj na mnie. W pobliżu powinien być ktoś, kto bezpiecznie wyprowadzi cię tylnym wyjściem. - Sokolim wzrokiem przeszukuje tłum za konkretną osobą. Nerwowo zagryza wargę.

Po minucie krzyczy głośno imię Jensena. Na dźwięk tego imienia cała się spinam. Dlaczego akurat on? Zestresowany chłopak odgarnia z włosów przepocone kosmyki. Żar bijący od spoconego ciała czuć z odległości pół metra.

— Wasza wysokość. - Skłania głowę. — W imieniu Gwardii najmocniej przepraszam. Zaskoczyli nas. Podkradli się z zaskoczenia, a część ukryła dokładnie na dachu. Musieli czekać całą noc, skoro nasi ludzie podczas porannego patrolu nic nie zauważyli. - Chłopak dostaje istnego słowotoku.

— Jason, milcz! Dziękuję za wyjaśnienia, ale nie po to cię wezwałem. Zabierz stąd księżniczkę w bezpieczne miejsce. Za zakrystią powinno znajdować się wyjście. Zezwalam na zniszczenie zamków w szafkach, w poszukiwaniu klucza do drzwi. Powierzam ci moją ukochaną, więc jeśli coś jej się stanie, to za to odpowiesz. - Głos ma niesamowicie poważny. Przenosi spojrzenie na mnie — A ty kotku uważaj na siebie. Jesteś mądra i wiem, że na pewno sobie poradzisz. - Wargami delikatnie muska moje czoło.

Ze smutkiem wymalowanym na twarzy znika wśród uciekających gości. Z tłumu słyszę kilka rozkazów księcia, nim całkowicie zostaje zagłuszony przez wrzaski i piski. Duma rozpiera moją pierś. Mam bardzo wyjątkowego narzeczonego. Jestem w miarę spokojna, dopóki Jensen nie pociąga mnie agresywnie za rękę.

— Słyszałaś księcia. Rusz się, bo robi się coraz mniej ciekawie.

— Och, doprawdy? Myślałby kto, że niedoszły zabójca będzie wydawał mi rozkazy, a w dodatku udawał przed swoją ofiarą pupilka. - Dźgam go palcem w klatkę piersiową. Nie ufam mu. Sama znajdę wyjście. Ruszam przed siebie, nie czekając na jego odpowiedź. Dogania mnie.

— O czym ty do cholery mówisz? Wow, słyszałem, że trudna się stałaś, ale że aż tak? - Kręci głową ze zdziwieniem w oczach. Mam ochotę zedrzeć mu pięścią ten złośliwy uśmieszek z mordy.

— Uważaj, żołnierzyku. Stąpasz po cienkim lodzie. Nie zapominaj, że to ja z naszej dwójki jestem twoją przyszłą królową. To ty mi służysz, a nie na odwrót. - Moje szpilki irytująco uderzają o kamienną posadzkę przy każdym kroku. Siłuję się z najbliższymi bocznymi drzwiami, które okazują się zamknięte.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz