4 ✅

1.4K 94 24
                                    

*Ethan*

Po raz setny gram ten sam, depresyjny utwór. Nie oddaje on moich emocji, ale granie wycisza i relaksuje. Chciałbym skomponować coś nowego, ale kompletnie nie czuję weny. Brak mi jakichkolwiek ambicji. Może to przez te ciągłe imprezowanie? Jednak najczęściej wieczorami spotykam się z kumplami, oczywiście szlachcicami z wysoką pozycją w państwie, na zapijanie smutków. Czasem też się zabawimy z paniami, ale ostatnio nie sprawia mi to już takiej przyjemności, jak kiedyś. Może potrzebuję jakiejś zmiany?

Wtedy przypominam sobie gadaninę ojca i matki, o mojej przyszłej żonie. Chętnych jest mnóstwo, ale nie chcę się żenić z przymusu. Pragnę małżeństwa z miłości. Wiem, że to głupie i pewnie nie możliwe. W monarchii praktycznie nie ma małżeństw z miłości, ale kto zabroni marzyć. To jasne, że pewnego dnia, mój okropny ojciec straci cierpliwość i wepchnie mnie w ramiona pierwszej, lepszej, szlachetnie urodzonej kobiety.

Zirytowany, zauważam obok wazon pełen krwistoczerwonych róż. Te wszystkie kwiaty w pałacu, których nie może zabraknąć i nie da się nie zauważyć, to sprawka mojej matki, która je kocha. Jak na ironię, nigdy nie udało jej się samodzielnie wyhodować, ani jednego kwiatka. Zawsze usychały lub gniły. Talent ogrodniczy mojej matki woła o pomstę do nieba. Bez zastanowienia, ciskam wazonem przez pół sali. Odgłos rozbijanej porcelany niesie się po niej echem. Czy był drogi?

Tak. Ten wazon był z pozłacanej porcelany. I co z tego!? Gówno mnie to obchodzi. Na pewno było słychać huk na korytarzu, dlatego szybko zmierzam w stronę drzwi. Dyskretnie je uchylam i zerkam na gwardzistów. Obydwoje stoją niewzruszeni. Jako jedyni ze służby nie muszą nosić tych przeklętych masek. Nigdy na służbę nie zwracałem większej uwagi, ale jak teraz nad tym myślę, to ta cała anonimowość jest zbędna. Ponownie otwieram drzwi. Tym razem na oścież i jak gdyby nigdy nic, pewnym krokiem wychodzę na zewnątrz. Na mój widok sztywnieją w postawie i z szacunkiem kiwają głowami.

Ruszam przed siebie. Odgłosy moich kroków, całkowicie zagłusza czerwony dywan, który ciągnie się w nieskończoność po całym pałacu. Przystaję przed drzwiami, oznaczonymi złotą tabliczką „312". To mały salon mojego ojca, w którym zawsze omawiamy finanse kraju i wydatki pałacu.

Kiedy mam już sięgnąć po klamkę, słyszę ciche nucenie dobiegające ze schodów. Jakaś dziewczyna nuci właśnie utwór, który niedawno grałem. Sądziłem, że wyciszające drzwi same w sobie wystarczą, by nie było słychać mojej gry. Myliłem się. Wiem, że teraz muszę stawić się u ojca, ale pokusa, żeby zobaczyć kto nuci, jest silniejsza. Muszę ją zobaczyć. Im bardziej się przybliżam, tym głos staje się donośniejszy. Zauważam ją. To sprzątaczka. Myje mopem schody. Nie tylko nuci, ale i lekko tańczy. Po raz pierwszy widzę, tak dobrze bawiącą się przy sprzątaniu dziewczynę. Jest inna niż wszystkie dziewczęta ze służby. Spoglądam w jej piękne piwne oczy. Widzę w nich iskierki rozbawienia. Choć gapię się na nią od jakiś pięciu minut, to nadal mnie nie zauważa, za to jej koleżanka tak. Tamta druga od razu odwraca wzrok i poważnieje. To typowa reakcja na mój widok. Niestety daje znać tej pierwszej o mojej obecności. Gwałtownie odwraca głowę i spotykamy się wzrokowo. Obydwoje zamieramy. Czuję swój przyśpieszony puls.

Te dziesięć sekund, kiedy patrzymy sobie w oczy, zdaje się trwać wieczność... Kiedy
uświadamia sobie, że patrzy przyszłemu władcy w oczy, co jest zakazane, spuszcza wzrok i głowę. Prawdopodobnie jest nowa. Wraca do mycia schodów. Już nie nuci. Nie tańczy. Brakuje mi tego. Pragnę podbiec do niej i zerwać z jej twarzy maskę. Jestem tak bardzo ciekaw, jak wygląda. Mam wrażenie, jakby ktoś dźgnął kijkiem moje serce, bo nagle się pobudziło. Dziwnie się z tym czuję.

Nagle uderza we mnie fakt, co robię. Myślę o nic nie znaczącej sprzątaczce, pomimo iż dla mnie to zakazane. Przeraża mnie to, dlatego prędko wycofuję się z tych refleksji. Intrygująca dziewczyna - z tą myślą wycofuję się w głąb korytarza. 

                   *Rosalie*

Popełniłam ogromny błąd. Nie powinnam, za żadne skarby świata, patrzeć mu w oczy. To oznaka braku szacunku. Za moje zachowanie, ma prawo wymierzyć mi karę. Jednak tego nie robi. Dlaczego? Jeszcze przez minutę czuję na sobie jego intensywny wzrok, aż do momentu, kiedy z innego pokoju wychodzi sam król. Mocno trzaska drzwiami, które ledwo wytrzymują w zawiasach.

- Etan! Gdzie się kurwa podziewasz!? - drze ryja na pół pałacu.

Jego głos jest śmiertelnie poważny. Kątem oka zerkam w stronę księcia. Ethan, hmm... Ładne imię. Współczuję mu takiego ojca. On przeczesuje palcami blond fryzurę. Widzę jego zmieszanie i zawstydzenie, że jesteśmy świadkami bezczelnego zachowania króla. Zza rogu wychodzi władca. Otoczony jest pięcioma gwardzistami, którzy idą z karabinami przyciśniętymi do piersi. Przysięgam sobie, nigdy nie wchodzić mu w drogę. Z wyglądu jednak, nie jest taki przerażający. Jest niższy nawet ode mnie. Wygląda na 1,60 m wzrostu, a ja mam 1,70 m. Co za ironia, król kurdupel. Ma za mocno nażelowane, krótkie, brązowe włosy z pasmami siwizny. Ubrany jest w dziwny, czerwony kombinezon ze złotą peleryną, o którą co jakiś czas, potykają się dwaj gwardziści idący za królem. Pędzi jak wichura. W ułamku sekundy znajduje się przy synu i zaczyna go besztać za nieposłuszeństwo. Wymierza mu siarczysty policzek. Znajomy widok. Może jesteśmy z dwóch innych światów, ale mam wrażenie,  że rozumielibyśmy się w niektórych sprawach. Obydwaj mężczyźni bardzo cicho szeptają pomiędzy sobą. Jeszcze chwilę wcześniej ten kretyn darł się, a teraz szepcze? Dziwny człowiek. Obydwaj znikają mi z pola widzenia. Jak najszybciej chcę stąd iść. W pośpiechu kończę myć schody. Sarah robi to wcześniej, ale nie czeka. Po szybkiej kolacji w kuchni, idę prędko spać.

---------
Poprawiane przez annafora
Pamix239

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz