27 ✅

583 51 17
                                    

,,Na fotografii stoję obok Angeliny, będąc Crystal...".

Kompletnie zbita z tropu, nie wiem co robić. Moje podejrzenie jest jasne: Angelina na pewno musiała maczać palce w moim zniknięciu. I już moja w tym głowa, żeby zapłaciła za swoje liczne przewinienia. Zerkam jeszcze na podpis pod owym zdjęciem:
,,Crystal ze swoją opiekunką". A więc była zaledwie opiekunką. Jakim cudem stała się wysoko postawioną hrabiną, tego kompletnie nie wiem.
Kradnę z albumu te dwa zdjęcia, chowając je do torebki. Wątpię, żeby książę zauważył brak zaledwie dwóch durnych fotografii. Przeglądam dalej szafki. Nic, nic, nic. Aż natrafiam na pewien stary prezent. Z pozoru wygląda na zwykłe, drewniane, większe pudełko, ale napis sugeruje co innego:

,,Dla Ethana i Crystal z okazji zaręczyn".

Naładowana adrenaliną pewnie sięgam do wieka, by je uchylić, lecz wtem pojawiają się odgłosy szybkich kroków, zbliżających się do Komnaty.
No to nie żyję.
Reaguję od razu.

Odkładam bezszelestnie rzecz na półkę i bez zastanowienia rzucam się pod łóżko. Niespokojnie czekam, wiedząc, że w pudełku są moje odpowiedzi, a nie mogę ich zobaczyć.
Niecałą minutę po tym, drzwi otwierają się ze skrzypieniem. Chłonę wzrokiem ruchy czarnych lakierek. Nie pozwalam sobie na luksus brania głębszych oddechów. Dostaję prawie wytrzeszczu oczu od ciągłego śledzenia stóp Ethana. Chłopak na moment staje przy oknie i niewyraźnie szepcze do siebie:

— Jakiż los potrafi być wredny. Natykać się przy tak ważnym spotkaniu z dziewczyną, z którą lizałeś się po pijaku. Brawo kretynie! Chwała Bogu, że przynajmniej ojciec o tym nie wie, to nie dostanę kolejny raz po twarzy. Ta dziewczyna. No właśnie. Wydaje się jakaś znajoma. Skąd ją kojarzę? Hm... Może spotkaliśmy się na wcześniejszych spotkaniach? Nie, to wykluczone. Na pewno pamiętałbym tą twarz. Nie ma to, jak mieć sklerozę przed osiemnastką.

Nastaje minutowa cisza, a ja momentalnie dostaję zawału. Kojarzy mnie! Przypomina sobie! Szkoda jedynie, że nie przyswaja sobie do głowy, iż mogę być Crystal.
Czy pozostała dla nas nadzieja, na odnalezienie siebie?

A co z Davidem?

Ciii..., nie teraz.

Swoją drogą, to nie wiedziałam, że jego ojciec pozwala sobie na rękoczyny w stosunku co do niego.
Łączy nas więcej, niż powinno.
Przez pokój przetacza się donośny odgłos dzwoneczka. O nie. Wzywa służącą. Zaraz rejestruję pukanie. Punktualność, to akurat nasze pałacowe motto. Dziesiątki dziewczyn czyhają godzinami, obserwując dzwoneczek, czekając na poruszenie się sznureczka. Wszystko, byleby wyrwać się z ciasnych czterech ścian. Zwierzyniec zaczyna się dopiero po takowym sygnale. Raptownie każda musi przynieść członkowi rodziny królewskiej najmniejsze popierdółki.

— Dobry wieczór wasza wysokość, wzywał mnie pan?

— Tak. Przynieś mi szklankę wody - odpowiada beznamiętnym głosem.

Nie poznaję go. Dostrzegam różnice pomiędzy jego traktowaniem mnie, a reszty dziewczyn. Dla mnie nie był taki oziębły.
A może taki jest jego obowiązek?

Przysypiając, podsłuchuję jak następca tronu nuci kolejnego klasyka. Po ponownym przyjściu służki, nie ma nic poza urywanymi oddechami. Zaciskam knykcie. Dlaczego chociaż wsród służby nie może być sobą?!

— Proszę wasza wysokość.

— Uhm. Zanim wyjdziesz, bądź tak łaskawa i podaj mi z półki jedną książkę.

— Oczywiście panie. Którą?

— Tą fioletową.

— Już się robi - dziewczyna idąc, mało przyjemnie szura pantoflami o posadzkę.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz