Wiele razy celnie trafiono w moje serce. Bolało. Cholernie. Wtedy zaczęłam się uodparniać na wszelkie emocje. Stąd późniejsze obrazy Angeliny czy cielesne rany przestały siać w moim wnętrzu spustoszenie. Stałam się na wszystko neutralna. Moje wnętrze ziało pustką. Sądziłam, że nigdy więcej nie poczuję tego okropnie palącego uczucia serca. Myliłam się. Gdyż nigdy bardziej nie czułam bólu, niż teraz. Moi prawni opiekunowie, a z więzów krwi rodzice, zamierzają skazać mnie na najgorszą z możliwych kar. Chcą, bym poślubiła potwora. Człowieka, który prawie uśmiercił mojego ukochanego. Mam wrażenie, jakbym wylądowała w najgorszym koszmarze. Z trudem powstrzymuję ciało od drżenia. David całuje mnie z odrażającą namiętnością. Nie potrafię się zmusić, by odwzajemnić pocałunek. Granicę przekracza w momencie, kiedy próbuje wsunąć pomiędzy zaciśnięte wargi język. Próbuję go odepchnąć. Łapie moje nadgarstki, zaciskając na nich swoje łapska. Uścisk nie sprawia mi bólu, ale jest stanowczy. Drugi raz opieram się jego językowi. Wtedy gryzie mnie w wargę. Chcąc jęknąć z bólu, odruchowo uchylam odrobinę wargi, a on wykorzystuje sytuację.
— Och, Ethan. Gdzie jesteś? - myślę, mając jednocześnie ochotę podciąć sobie żyły.
Pocałunek przeciąga się w wieczność. Nie odwzajemniam go, ale sprawiam pozory, że nie jest aż tak źle. Może powinnam mocniej zareagować, ale król ma nade mną władzę. Nie mogę teraz panikować, bo i ja źle skończę. Tę partię gry muszę rozegrać sprytnie. Niestety gra wymaga poświęceń. I oto jedno z nich. Chrząknięcie Maurycego sprawia, że David się odsuwa. Mam ochotę wydać westchnienie ulgi. Zamiast tego postanawiam wrócić do ataku.
— Pragniecie, bym poślubiła mordercę?! - pytam z nieukrywanym wyrzutem. Zamierzam dać im żywy dowód na jego zbrodnie. — Zabiłeś Jensena.
Najwyższy czas, abym poznała resztę zdarzeń.
— Spełnienie królewskich rozkazów wymagało czasem ofiary.
Głos więźnie mi w gardle. Oczy od razu zachodzą łzami. Przyciskam dłoń do napuchniętych warg.
— Zabiłeś chłopaka mojej przyjaciółki. Dla mnie to morderstwo. Nie ofiara.
Patrzę na osłupiałych ,,rodziców''.
— Proszę o wybaczenie, ale wolałabym wrócić już do swojej komnaty.
Uraniam pierwszą łzę. I wiem, że to dopiero początek. Maurycy drapie się z tyłu głowy. Widzę, że nie jest pewny, co zrobić w tej niezręcznej sytuacji.
— No dobrze, ale to nie koniec rozmów na dziś.
Odwracam się i wychodzę w centrum wianuszku gwardzistów. Mają mi ,,pomóc'' bezpiecznie dotrzeć do mojej komnaty. Wkurwiające. Gdzie moja przestrzeń osobista, do cholery?
Jedyną pociechą w tym wszystkim jest świadomość, gdzie jestem. Zamek Agartu. Banalniejszej lokalizacji nie mogli wybrać. Poza tym jednym plusem mam ochotę panikować, ponieważ oprócz Margaret nie mam nikogo innego, na kogo mogłabym pomoc liczyć. Skóra policzków robi się coraz bardziej mokra. Nie fatyguję się, by zetrzeć łzy. To mój publiczny protest. Chcę wyglądać tak, jak się czuję. Niech wszyscy wiedzą, że znalazłam się tutaj nie z własnej woli.
W komnacie panuje pozornie błoga cisza. Zakłóca ją cichutkie tykanie zegara. Świadomość upływającego czasu doprowadza mnie do szału. Patrzę w lewo. Poza łóżkiem do dyspozycji mam biurko z krzesłem. Do łazienki muszę fatygować kobietę, która uprzednio tu była. Przetrząsnęłam wszystkie szuflady w biurku, ale znalazłam tylko długopis i jedną białą kartkę. W pisaniu czy rysowaniu nigdy nie miałam talentu, więc zostawiłam ją tak, jak leżała. Sięgam po poduszkę i ciskam nią z całej siły w kraty.
CZYTASZ
Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|
RandomRosalie na codzień jest płatnym zabójcą. Dostała właśnie nowe zlecenie zabójstwa samego króla. W tym celu zostaje wysłana do pałacu pod przykrywką sprzątaczki. Zadanie jednak będzie o wiele trudniejsze do wykonania niż sądziła. W pałacu pozna ludz...