42✅

458 34 11
                                    

,,Po wyjściu z przebieralni, ujrzałam chłopaka z nisko owiniętym ręcznikiem wokół bioder".

— O nie, nawet o tym nie myśl. Za żadne skarby, nie waż się na niego patrzeć. To owoc zakazany. – Wewnętrzny głos przemówił do rozsądku.

Ale on tak dobrze wygląda. Tylko na sekundkę.

— Nie waż się! Myśl o kwiatkach. Tak! Tęcza i te sprawy.

Ja pierniczę, przecież taką klatę widzi się kilka razy w życiu!

Uległam. Mój wzrok padł na jego klatkę piersiową.

No i klops! – zawył pokonany.

Moja słabość zajęła dosłownie kilka sekund. To wystarczyło, żeby twarz Davida pokrył dostrzegalny rumieniec. Odchrząknął zmieszany.

— Może już pójdziemy? Mnie również czas goni. – Teatralnie spojrzał na naścienny zegarek.
Pozostało nam dwadzieścia minut.

Przytaknęłam i pchnęłam szklaną taflę. Sauna była średniej wielkości. Po bokach ustawione były drewniane ławeczki, a w jednym z kątów stał piec z nagrzanymi kamieniami. Uderzenie gorąca wytrąciło mnie ze skupienia.

— Jesteśmy tu sami, bez żadnego podsłuchu czy kamer. Możesz być ze mną szczera. Powiedz mi dokładnie, jakie niebezpieczeństwo grozi pałacu. – Zmartwiony pochylił się do przodu.

Zatopił zatroskane spojrzenie w moich tęczówkach.

— Sprawa nie jest jakoś bardzo zagmatwana. Król Agartu chce zaatakować pałac, podczas oficjalnych zaręczyn księcia w amfiteatrze. Większość ludzi byłaby wtedy na sztuce, a oni mieli by większe szanse na opanowanie budynku. Nie znam szczegółów ich operacji. Uznałam, że jeśli tobie to powiem, to powiadomisz pałacową gwardię i anonimowo, w moim imieniu, przekażesz informacje.

David uniósł brwi. W jego oczach dostrzegłam zdziwienie, ale i czającą się podejrzliwość.

— To ma sens, ale dlaczego Maurycy miałby akurat teraz, po tylu latach zaatakować? – Z powątpieniem zapytał.

— A myślisz, że ja znam jego motywy? Przyszłam tutaj tylko ze względu na te informacje. Wykorzystaj je i uratuj pałac.

— To oczywiście zrobię. Zastanawia mnie jedynie, skąd to wiesz. Jesteś szpiegiem czy jak? – Ponownie pojawiła się w nim oziębłość.

Wyraźnie dawna relacja zanikła. Nie widziałam już w nim materiału na choćby dobrego kolegę.

— David, proszę cię. Nie rozśmieszaj mnie. Nie jestem żadnym szpiegiem. Zdziwisz się, ale to służba wie najwięcej. Na tym zakończę swoją wypowiedź. Powiedz mi, co się z tobą stało? Jesteś dzisiaj jakiś inny. Oziębły. – Szczerze wypowiedziałam swoje myśli na głos.

Żar w pomieszczeniu nieznośnie palił w twarz.

Mężczyzna wpadł w śmiech. Na jego twarz wpłynął gorzki uśmiech.

— Och, Rosalie. Twoja głupota rozbraja. Dałem już sobie spokój. Co myślałaś? Jeżeli będziesz mi ciągle odmawiać, to wszystko pozostanie tak, jak było? Nie znałem cię. Teraz widzę, jaka naprawdę jesteś i wiesz co? Żałuję, że pozwalałem sobie żyć w nadziei, że pewnego dnia ujrzysz we mnie przynajmniej przyjaciela. Doprawdy. Nie wiem, jak Sarah czy ten głąb Jensen, mogą w tobie cokolwiek widzieć. Jesteś rozpuszczoną smarkulą, która nigdy nie zazna szczęścia ze swoją niewyparzoną buźką.

Zachłystuję się własną śliną. Co za palant!

— Jak śmiesz? Matka nie nauczyła cię szacunku do kobiet?! – Och biedna Marie.
Gdyby wiedziała, jakiego ma bezczelnego syna – Gdybyś nie był tak natrętny, to bym się zgodziła. Nie wiesz, że kobiety też potrzebują przestrzeni? Nie sądziłam, że potrafisz się tak zachować. Więcej się do mnie nie zbliżaj.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz