57 ✅

372 25 1
                                    

~Ethan~

Pod osłoną nocy poruszaliśmy się podniszczonym, czarnym garbusem. Sarah udało się nawiązać kontakt z Margaret. Służąca z Agartu z początku była niepewna odnośnie bliższej współpracy, ale sowite wynagrodzenie pieniężne ją przekonało. Wspólnie opracowaliśmy na mapie najbezpieczniejsze miejsce przejazdu na granicę Agartu. Mimo to bardzo dużo ryzykowaliśmy. Stąd już na wstępie Sarah zaparła się, że mam tylko dwie opcje. Mogłem pomóc w samych przygotowaniach do akcji ratunkowej dziewczyn albo dać się przerobić na inną postać. Nie było mowy, żebym pojechał jako ja, ponieważ już na samej granicy by mnie aresztowali i siłą dostarczyli królowi. Tak o to zostałem babcią Isabellą. Stylistka mojej matki odwaliła kawał dobrej roboty. Ucierpiały niestety na tym moje włosy, które zostały pofarbowane na szary kolor, razem z odrobiną doczepów. Mój makijaż trwał dwie godziny. Teraz całą twarz pokrytą mam fałszywymi zmarszczkami. Jednak to mój zmieniony wygląd ma mi ratować tyłek, więc nie narzekam. Jedynie maskara podrażniła moje oczy. Boże, jak można tyle tego świństwa nakładać na twarz? Te wszystkie podkłady, pudry i wszelakie rodzaje pędzli do malowania są dla mnie kompletnym kosmosem. Najzabawniejszą część stanowiło powiększanie mojej figury, nauka chodzenia z laską oraz przyodzianie stanika z push-upem, wypełnionym watą. Jadę ubrany w śliwkową, staromodną, babciną sukienkę, a głowę zdobi czerwona chustka. Dodatkowo zakrywam ramiona karmelowym płaszczem. Mój styl jest dosyć oryginalny.

Widoczność jezdni jest kiepska, a droga wyboista.

— Za dziesięć kilometrów pojawimy się na granicy Nordii. Teraz jest ostatnia chwila na ewentualny odwrót - oznajmia Margaret. Patrząc na to, jak mocno zaciska kierownicę, widać, że się bardzo stresuje. Patrzę na Sarah z pytaniem w oczach. Moja odpowiedź jest oczywista.

— Bierzmy tego byka za rogi. Nadchodzimy, Rosalie! - wykrzykuje unosząc w górę pięść.

Uśmiecham się na to. Podoba mi się podejście do życia tej dziewczyny. Mimo, że straciła dopiero co chłopaka, to stawia wszystko na jedną kartę dla swojej przyjaciółki. Po kilku minutach przed autem wyłania się mała wieś. W połowie niej znajduje się granica.

W malutkim miasteczku panuje grobowy bezruch. W domach są pogaszone światła, a na ulicy nie widać żywej duszy. Najwidoczniej mieszkańcy obu królestw nie za bardzo za sobą przepadają, by wychodzić na nocne schadzki.

— Pamiętajcie. Zachowujemy się naturalnie. Nie zapomnijcie grać zmęczenia i znudzenia trasą - poucza ostatni raz Margaret, nim dojeżdżamy przed graniczny szlaban.
Z boku stoi mała butka wartownicza, z której wychodzą dwaj strażnicy. Przełykam nerwowo ślinę i cieszę się, że siedzę z tyłu. To zmniejsza szansę, że ktoś się mną zainteresuje.

— Dobry wieczór - wita się pierwszy ze strażników. Wygląda na czterdzieści lat, a jego olbrzymi brzuch świadczy, że raczej nie uprawiał sportu w swoim życiu.

— Witam. Nazywam się Margaret Oconell. Podróżuję razem z siostrą i babcią. Prosimy o zezwolenie przekroczenia granicy. - Strażnik odpala latarkę, którą delikatnie oświeca na dwie sekundy Sarah, a następnie mnie. Odruchowo mrużę oczy i siłą woli powstrzymuję się przed odruchem zasłonięcia twarzy.

— Proszę nie oślepiać mojej babci. Dopiero co się obudziła. Biedna ma za sobą naprawdę długi dzień. - Margaret kłamie z taką łatwością, że mam wrażenie, jakby to nie była jej pierwsza próba przemytnicza. Mężczyzna potakuje. Wyłącza latarkę.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz