40 ✅

536 38 9
                                    

,,Zabawę ze śmiercią czas rozpocząć".

Oranżerię stanowi rozległe pomieszczenie, wysokie na cztery metry wysokości. Nie mam tej przyjemności, by podziwiać sprowadzone z różnych zakątków świata rośliny. Palmę odnajdujemy od razu, po wejściu do pomieszczenia. Zarazem pojawia się spora przeszkoda do pokonania. Palma sięga prawie do samego sufitu, a kokosy są przy samym czubku. Wszystkie wyglądają prawie identycznie, jednak przy większej cierpliwości połączonej ze skupieniem, jest się w stanie dostrzec, że jeden jest jaśniejszy niż pozostałe. To nasza jedyna przepustka do przejścia. Niewinnie siadamy przy pobliskim stoliku.

— Mają tu dwie kamery - dodaje konspiracyjnym szeptem kobieta.
Sugestywnie patrzy w lewy róg pomieszczenia, a następnie w białą stokrotkę metr od nas w doniczce.
— Musimy poczekać kilka minut, aż nasza wtyka wyłączy kamery. A w tym czasie udawajmy, że dobrze nam się rozmawia, jasne?

— Da się załatwić. - Puszczam oczko.

Po czterech minutach, według ściennego zegarka, szefowa kiwa głową. Wstaje od stołu, by zamknąć drzwi oranżerii na przyniesiony ze sobą drut.

— Plan wygląda następująco. Wespniesz się na samą górę. Strącisz tego jednego kokosa. A w czasie, gdy będziesz schodzić na dół, ja uruchomię przejście. Proste? Proste! Cholera, mamy dziesięć minut! Właź natychmiast! - Popycha mnie na roślinę.

Pień zdaje się wytrzymały, ale nie czułam się pewnie ze swoimi pięćdziesięcioma kilkoma kilogramami. Zdejmuję baleriny, by mieć lepszą przyczepność. Przylegam ciasno do pnia. Udaje mi się wspiąć ledwie metr. Za drugim podejściem idzie mi o wiele lepiej. Wykorzystuję spocone dłonie, by lepiej się przyczepić. Wspinanie się po palmie to w sumie dość powolne zajęcie. Ciągle się ślizgasz i musisz mieć dużo siły w ramionach, aby się utrzymać. Z dołu ciągle jestem poganiana przez tę zołzę. Docieram na najwyższą partię. Ostatkami sił sięgam kuli. Wygląda na średnio zamocowaną. I faktycznie taka jest! Odrywa się nieprzewidzianie zbyt szybko. Nie zdążam jej złapać. Leci prosto na podłogę.

Przed rozbiciem w ostatniej chwili, ratuje ją blondynka. Zaaferowana zamieszaniem na dole, tracę mocną przyczepność. Ślizgając się, zjeżdżam szybko w dół po pniu. Zaciskam wargi do krwi, powstrzymując się od pisków lub jednego przeciągłego krzyku. Z impetem wpadam tyłkiem w ogromną doniczkę. Przechodzi mnie spazm bólu.

— Dziewczyno, patrz, jakiego syfu narobiłaś. - Wskazuje rozbryzganą wokół siebie ziemię.

Angelina wzdycha, wiedząc, że już drugi raz, tego samego dnia, pomaga mi stanąć na nogi. Po czym podnosi kokosa. Naciska mały przycisk. Jedyna, średniej wielkości fontanna w tym pomieszczeniu, drży w posadach. Woda na naszych oczach wpływa w nowo powstały otwór i znika w czeluściach otchłani. W miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się woda, istnieje wtapiający się w odcień kamienia zarys klapy. Angelina pierwsza sięga ręką. Znalezienie punktu zaczepienia zajmuje jej moment. Klapa zostaje bezgłośnie otwarta. Z jej wnętrza wyłażą trzy wielkie pająki. Blondynkę przechodzi dreszcz obrzydzenia.

— Ty idziesz pierwsza. I żeby było jasne. Nie ważne, jakiej wielkości miałyby tam chodzić insekty, nie wolno nam nawet pisnąć. Wiesz, co się stanie, jeśli zawalimy. - Przeciąga pomalowanym paznokciem po gardle.

W oczach błyska jej szaleńczy blask. Stanowczo perspektywa śmierci od dawna nie robi na niej większego wrażenia.

— Najpierw potrzebuję latarki, geniuszu. - Przypatruję się mrokowi ciekawa, co może w sobie kryć.

Wykonujemy dopiero swoją pierwszą prawdziwą wspólną misję, a już zaliczamy wtopę. Żadna z nas nie wzięła ze sobą czegokolwiek, co mogłoby nam oświetlić drogę. Tak to wygląda dla kobiety, kiedy dostaje dwadzieścia minut na wlezienie na palmę, uruchomienie przejścia i dostanie się do tyłu obrazu. Zamiennikiem latarki oficjalnie zostaje dekoracyjna świeca, zwinięta z oranżerii. Pierwszy raz w życiu cieszę się z faktu, że Angelina pali. Bez zapalniczki nie mogłybyśmy zapalić świecy. Zdeterminowane znikamy w otworze.

Zabójca w pałacu |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz