Prolog

15.6K 1.1K 688
                                    


SEHUN

Już dwudziestą minutę szarpałem się z własnymi ubraniami, składając je do bordowej, starej walizki, którą kupiłem jeszcze za sławetnych czasów liceum. Dokładnie przeliczałem każdą, rzecz, sprawdzając, czy aby na pewno wszystko wziąłem.

- Swetry, koszule, bielizna, spodnie, bluzki, bluzy, inne drobiazgi, kosmetyczka... - Wymieniałem na głos, pocierając palcami własny kark. - Chyba wszystko - stwierdziłem, wzruszając ramionami.

Zasunąłem suwak od torby, po czym z cichym westchnieniem wstałem z kolan i przeczesałem rozwichrzone włosy w kolorze miedzianego brązu.

- Ja już gotowy! - krzyknąłem, zawiadamiając moją kochaną narzeczoną, która prawdopodobnie siedziała właśnie w łazience, misternie układając swoje włosy.
- Ja już prawie też. - Usłyszałem odpowiedź dobiegającą z toalety.

Zaśmiałem się cicho pod nosem. Czyli jednak się nie pomyliłem, podejrzewając studentkę o przebywanie w łazience.

Usiadłem na łóżku i oparłem dłonie o kolana, tępo patrząc na dwie walizki stojące przed dębową szafą, wypełnione przeróżnymi ciuchami na okres około siedmiu dni.

Moje imię? Oh Sehun. Lat dwadzieścia dwa. Student trzeciego roku psychologii dorabiający jako barman w barze u Joonmyuna. Od dwunastu miesięcy jestem w szczęśliwym związku z Xiao Jimin.

Jak to w każdej romantycznej historii należałoby opowiedzieć, jak poznałem moją Julię.
Otóż pewnego pięknego, słonecznego poranka biegłem do pracy, nie zważając na przechodniów, przez co przypadkiem potrąciłem drobną brunetkę. Dziewczyna upadła na chodnik i skręciła kostkę. Jako dżentelmen oraz przykładny obywatel Południowej Korei musiałem wezwać taksówkę i zabrać poszkodowaną nieznajomą na prześwietlenie do szpitala.
Może mało oryginalnie, ale tak się właśnie poznaliśmy - siedząc z kontuzjowaną Jimin w poczekalni.

Po czterech tygodniach nasza zwyczajna znajomość przerodziła się w związek, a tydzień temu oświadczyłem się mojej ukochanej.

Wiem, że dla niektórych zawieranie związku małżeńskiego w tak młodym wieku to szaleństwo i niszczenie sobie najlepszych lat życia, jak stwierdził mój jakże wspierający kuzyn Park Chanyeol, ale nie dla mnie.

Kochałem Ji praktycznie do szaleństwa. Byłem pewien, że chcę z nią wziąć ślub i kiedyś założyć rodzinę. Od jakiegoś czasu Minnie nawet regularnie wspominała o dwójce dzieci. Dwójka? Jak dla mnie liczba idealna.

Dlaczego się pakowaliśmy? Jimin chciała odwiedzić swoją rodzinę z Chin i przekazać im wiadomość, że niedługo wychodzi za mąż. W sumie nie miałem nic przeciwko. Chciałem poznać krewnych przyszłej żony.

Po dziesięciu minutach z łazienki wyszła moja piękna narzeczona ubrana w uroczą, błękitną sukienkę. Jimin była szczupłą, nie wysoką Chinką o długich, ciemno-brązowych włosach i tego samego koloru bystrych oczach. Miała jasną karnację i delikatne rysy twarzy. Była z reguły miłą i wesołą dwudziestolatką. Studiowała prawo, co wskazywało na to, iż była osobą inteligentną i mądrą. Cóż można więcej powiedzieć... idealny materiał na żonę.

Brunetka podeszła do łóżka, na którym siedziałem i pochylając się nade mną, pocałowała lekko w policzek, przez co standardowo marszczyłem nos.

- Ji, czego mam się spodziewać? - zapytałem, podnosząc błagalny wzrok na narzeczoną.

Jimin jedynie wzruszyła ramionami i usiadła obok mnie na materacu. Od jakichś trzech dni męczyłem studentkę o zdradzenie jakichkolwiek informacji o jej rodzinie, jednak moja przyszła żona ciągle upierała się przy tym, abym sam ją poznał.

Wypuściłem ze świstem powietrze z płuc z powodu ponownego nieotrzymania odpowiedzi. Wiedziałem, że jako pierwszego mam poznać brata Minnie i szczerze mówiąc, trochę się z tego powodu denerwowałem.

Xiao to zamożna, porządna rodzina, której nie brak funduszy na utrzymanie swoich dorosłych dzieci i opłacenie ich studiów, a jej młody, męski przedstawiciel z pewnością był przynajmniej jakimś biznesmenem, bądź napakowanym osiłkiem. Ani pierwsze, ani drugie dobre...

Z zamyślenia wyrwała mnie dopiero dłoń Jimin gładząca mnie delikatnie po włosach. Posłałem w stronę brunetki łagodne spojrzenie i wykrzywiłem usta w lekkim uśmiechu.

- Wszystko będzie dobrze, Hunnie, zobaczysz - pocieszyła mnie, po czym pocałowała czule w policzek. - Chodźmy już. Taksówka zaraz będzie - poleciła.

Wstałem wraz z narzeczoną z łóżka, po czym wziąwszy ze sobą dwie walizki, ruszyliśmy w stronę wyjścia z mieszkania. Gdy tylko otworzyłem drzwi, w moją twarz uderzył zimny wiatr.

Tak, jak zapowiedziała dziewczyna, niebawem pod blok podjechała pomarańczowa taksówka, która miała nas zawieść na lotnisko w Incheon.

Kochanie, poznaj mojego brata!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz