Rozdział 55 : Pedał!

5.5K 961 883
                                    

BAEKHYUN

- Siadaj, psiapsi! - nakazał Kai, a przynajmniej tak nazwał go Sehun, praktycznie wciskając mnie na wolne miejsce na kanapie, tym samym pokazując mi, że nie warto się z nim kłócić.

Warknąłem groźnie na bruneta, ubranego w miętowy sweter oraz rurki. Za kogo on się niby uważa, huh? I dlaczego tak nagle stałem się jego przyjaciółeczką? Przecież ja go obraziłem, a nie prawiłem komplementy! Głupek!

- A teraz suwać dupska! - fuknął, obrócił się tyłem i wcisnął, niezbyt ostrożnie, między mnie i Minseoka.

Przez dość duży rozmiar ciała chłopaka, zostałem przyparty niedelikatnie do osoby siedzącej po mojej drugiej stronie, przez co koleś syknął dość głośno.

- Kai! - wrzasnął donośnym, głębokim głosem.
- Oj nie jęcz, Chanyeol! - odpysknął mulat, zakładając ręce na torsie. - Z porcelany nie jesteś!

Chanyeol...

Niepewnie obróciłem głowę w stronę siedzącego po mojej lewej mężczyzny, prawie schodząc na zawał w chwili, w której ujrzałem te cudowne, migdałowe oczy i czarne, zmierzwione włosy.

Jasna cholera...

- A tak właściwie, to się poznajcie. Byun Bekon, Park Wpierdol. - Wskazał płynnych ruchem ręki na wielkoluda, który zmierzył swojego znajomego morderczym wzrokiem.
- Ale z ciebie śmieszek - powiedział z sarkazmem. - Poza tym znamy się już i to nie jest żaden Byun Bekon, tylko Byun Baekhyun, nie mylę się? - zapytał, zwracając się do mnie z czarującym uśmiechem.

Popatrzyłem na wysokiego koszykarza, z lekko uchylonymi ustami, mogąc jedynie pokiwać w odpowiedzi głową, gdyż żadne słowo nie mogło mi przejść przez gardło.

Miałem ochotę piszczeć niczym directionerka na widok Harry'ego Stylesa. Park Kurde Chanyeol właśnie obronił moje imię, które poprawnie zapamiętał. Marzenia się spełniają!

***

Była druga połowa rozgrywek. Barcelona remisowała. Śledziliśmy bacznie akcję meczu, co jakiś czas wysłuchując sprośnych komentarzy Kaia na temat wyglądu piłkarzy FC Barcelony.

Nie zajęło mi dużo czasu, by skapnąć się, iż koleś jest stuprocentowym homoseksualistą, chorym na jakąś niezidentyfikowaną chorobę mózgu. Aish, gdyby nie jego głupi charakter byłby całkiem całkiem, bo trzeba przyznać, że z wyglądu dałbym mu mocne dziewięć na dziesięć.

- Dawaj, Neymar! Dawaj, skarbie! - krzyczał podekscytowany, kiedy jego ulubiony, jak mniemałem, zawodnik tylko dotykał piłki.
- Weź przestań się tak drzeć - westchnął Park, rozmasowując palcami skronie.
- Przeszkadza ci to? Nie tylko ja głośno kibicuję! - zauważył.
- Nie przeszkadzałoby, gdybyś nie krzyczał do piłkarzy „skarbie", „kochanie" i „złotko". Nie, żeby coś, ale nie musisz wszystkim wokół ukazywać swojego pedalstwa.
- A ty znów swoje - jęknął załamany Kai.
- Ciesz się, że jesteś jedyną ciotą, jaką toleruję - warknął.
- I tak wiem, że mnie kochasz - zacmokał słodko mulat do sportowca.
- Bo się porzygam - ostrzegł, zasłaniając usta dłonią.

Spojrzałem z dołu na Chanyeola, zaciskając dłonie na swoich kolanach. Byłem, szczerze powiedziawszy, przerażony jego nastawieniem co do homoseksualistów. Sehun serio nie żartował z tym ostrym dyżurem, a Kai z ksywką Park Wpierdol...

W pewnym momencie Chanyeol, czując na sobie mój wzrok, spojrzał na mnie pytająco. Drgnąłem przestraszony, od razu spuszczając głowę w dół. Proszę, tylko nie bij!

Nagle poczułem, jak Park porusza się, przez co skuliłem się na kanapie, będąc mentalnie gotowym na uderzenie, jednak nic takiego się nie wydarzyło, gdyż chłopak jedynie pochylił się do przodu, by sięgnąć po puszkę piwa stojącą na stoliku.

Kochanie, poznaj mojego brata!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz