Rozdział 47 : Randka

5.8K 942 305
                                    

LUHAN

Reszta weekendu ciągnęła się jak mucha w smole. Wiem, to nienormalne, że zamiast siedzieć i odpoczywać w domu wolałem już iść do pracy, ale hej, to właśnie tam znajduje się mój obiekt westchnień!

Na szczęście nawet to, co złe kiedyś ma swój kres i takim oto sposobem nastał poniedziałkowy poranek. Wstałem z łóżka podekscytowany jak jakaś zakochana nastolatka. W sumie... większej różnicy nie ma.

Zapytacie teraz: skąd u mnie cały ten entuzjazm? Stąd, że dzisiaj znowu zobaczę się z Sehunem. Z Sehunem, dla którego jestem ważny, a ostatnio przytulił mnie na pożegnanie z własnej woli.

Myślałem, że Baek udusi mnie gołymi rękoma, kiedy wpadłem do jego pokoju i wskoczyłem mu na łóżko, drąc się nad uchem, by wstawał, choć spokojnie mógł pospać jeszcze pół godziny, co dla mojego kochanego kuzyna było droższe niż sto milionów won.

Tak czy siak, w końcu udało mi się wyciągnąć Baekhyna z jego wyra i zaciągnąć do kuchni na śniadanie. Po skończeniu posiłku, zrobieniu porannej toalety ubraliśmy się, po czym opuściliśmy mieszkanie.

W pracy stawiliśmy się wraz z Baekiem jako pierwsi, rzecz jasna dzięki mojemu pośpiechowi. Miałem przeczucie, że ten dzień będzie wspaniały, ale do pełni szczęścia brakowało mi jedynie zmiany orientacji pewnego osobnika.

Niestety, dopiero kiedy ubierałem na siebie czarny fartuch na zapleczu, zorientowałem się, że Sehun, tak czy siak, stawi się w barze później przez wykłady z psychologii. Taki mały fail, heh...

Klientów rano ku uciesze i prawie wszystkich pracowników nie było wiele, także miałem z kuzynem czas na małe pogawędki przy stoliku w kącie Vivienne.

Dlaczego „prawie?". Mała ilość ludzi nie pasowała Baekhyunowi, który już wolał obsługiwać chmary studentów, byleby w ich składzie znalazł się jego wymarzony koszykarz z odstającymi uszami.

Po południu ludzie zaczęli kończyć zajęcia i zmiany, dlatego nasilił się ruch w barze, a ja z czasem zacząłem stwierdzać, że kelnerowanie to jednak nie taka bułka z masłem.

Czas leciał mi w pracy niezwykle szybko. Zbieranie zamówień oraz dostarczanie ich, kompletnie odebrało mi poczucie czasu, ponieważ nim się spostrzegłem usłyszałem dochodzący z zewnątrz Vivienne warkot silnika motocyklu, co oznaczało przybycie Sehuna.

Zatrzymałem się na środku lokalu, zwracając swoje spojrzenie na dużą szybę, zauważając za nią motocyklistę. Miałem ochotę westchnąć z rozmarzeniem, kiedy brunet bez pośpiechu zdjął ze swojej głowy czarny kask, a następnie przeczesał powoli palcami swoje miedziane włosy. Czysta perfekcja...

Chwilę później Oh wyjął kluczyki ze stacyjki pojazdu i włożywszy je do kieszeni czarnych dżinsów z dziurami na kolanach, wszedł z kaskiem w ręce do baru, rozglądając się po nim z zaciekawieniem.

Zadrżałem, kiedy w pewnym momencie wzrok młodszego zatrzymał się na mojej osobie i prawe dostałem zawału, gdy mężczyzna zaczął iść w moją stronę, ciepło się przy tym uśmiechając. Na świętej pamięci Jana Matejkę...

- Cześć - przywitał się miedzianowłosy, zatrzymując się tuż przede mną.
- Hej! - odpowiedziałem szybko, chyba aż za szybko.

Skąd to stwierdzenie? Choćby stąd, iż dostrzegłem za plecami Huna mojego kuzyna, który wszystko słysząc, przybił swojemu czołu piątkę. Momentalnie skarciłem się w myślach za nieodpowiednie zachowanie. Bądź naturalny, Luhan!

- Jak się czujesz? - zapytałem, starając się naprawić sytuację.
- Dobrze. Nawet bardzo. Dzięki za troskę - odpowiedział brunet.
- Nie ma za co. Em... widziałeś się z Jimin? - zapytałem bardzo delikatnym tonem.
- Nie było już jej w domu. Ani jej rzeczy - odrzekł nieco chłodniej. - I dobrze.
- Tak, to dobrze... - Pokiwałem głową. - Motor widzę naprawiony, tak? - Uśmiechnąłem się, chcąc rozluźnić atmosferę.
- Na szczęście tak - odetchnął z ulgą młodszy.

Już miałem otwierać usta, by kontynuować konwersację z Sehunem, gdy nagle tuż obok nas, nie wiadomo skąd, wyrósł Kim Minseok, który rzucił mi i studentowi zimne spojrzenie, a następnie cisnął w tors młodszego kilkanaście kartek.

- Zamówienia - warknął do barmana. - A ty Lu, wracaj do pracy - zwrócił się z dyktatorskim głosem tym razem do mnie, a po plecach automatycznie przeszły mi ciarki.

Westchnąłem z rezygnacją na raz z Sehunem, wymieniliśmy się telepatycznym „Do później" i ruszyliśmy na swoje stanowiska. Dlaczego, Xiumin? Dlaczego znów nam to robisz?!

Podczas obsługiwania klientów starałem się nie zerkać co chwilę na stojącego za barem Sehuna, by nie wyglądało to zbyt podejrzanie, co tak szczerze mówiąc, było cholerne trudne.

Bo jak tu nie podziwiać tej idealnej postury, szerokich ramion, obszernego torsu, rąk zdobionych wyraźnymi żyłami, ostrej szczęki, miękkich włosów, prostego nosa oraz tych malinowych ust, których tak bardzo chciałbym posmakować...

***

Reszta dnia minęła mi dość spokojnie, nie licząc karcących spojrzeń ze strony Minseoka, który starał się mnie sprowadzać na ziemię z Sehunowej krainy.

Udałem się wraz z Baekiem, który kończył zmianę o tej samej godzinie co ja, na zaplecze, gdzie zdjęliśmy z siebie fartuchy, pożegnaliśmy się z resztą personelu, po czym ruszyliśmy w kierunku wyjścia z Vivienne, jednak w chwili, gdy miałem zamiar przekroczyć próg lokalu, poczułem na swoim ramieniu mocny uścisk.

Zdezorientowany obróciłem się w tył, by sprawdzić, kto też mnie zatrzymał i omal nie ugięły się pode mną kolana, gdy spostrzegłem przed sobą Sehuna, zagryzającego wolną wargę.

- Sehun? C-Coś się stało? - wyjąkałem.
- Słuchaj, Lu... - Wyższy wziął głęboki wdech. - Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiłeś - oznajmił. - Za trzydzieści minut kończę zmianę i pomyślałem... czy może dałbyś się zaprosić na kawę albo coś? - zapytał, patrząc na mnie z nadzieją w ciemnych tęczówkach.

Spoglądałem z dołu na Huna, zastanawiając się, czy to wszystko to tylko wytwór mojej wyobraźni, czy też mam poważne problemy ze słuchem, ponieważ właśnie szanowny pan Oh Sehun zaprosił mnie na...

- Na kawę... - powiedziałem cicho.

Na randkę... Oh Sehun zaprasza mnie na prawie randkę. Bo to tak będzie, on jeszcze nie wie, ale chyba mogę w swojej głowie to tak nazywać, nie? Nikt mi nie zabroni! A więc randka!

- Na kawę - powtórzył z uśmiechem młodszy. - Świetnie.  

Kochanie, poznaj mojego brata!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz