Rozdział 63 : Porady Kaia

6.8K 1K 929
                                    

BAEKHYUN

We wtorek rano nie musiałem ściągać Luhana za nogę z łóżka, ponieważ tym razem to mój kuzyn obudził mnie, krzycząc, że kocha swoją pracę i jak najszybciej chce się dostać do Vivienne, na co tylko jęknąłem załamany, zakrywając głowę miękką poduszką.

Tak to jest już z zakochanymi jeleniami. Najpierw się zapierają, że nie chcą nigdzie iść, a kiedy ich ukochany wilk wyzna im miłość, chcą galopować do baru tak szybko, jak się tylko da.

Cieszyłem się, że Sehun wyznał Luhanowi miłość, a z tego, co mi wczoraj wieczorem opowiadał, praktycznie dławiąc się łzami szczęścia, było to naprawdę piękne wyznanie w pięknych okolicznościach - sami, bez żadnych głupich fajerwerków dla efektu, z dala od reszty świata.

Gratulowałem starszemu, iż udało mu się rozkochać w sobie hetero, który jeszcze nie tak dawno miał narzeczoną, bez żadnych gierek w zazdrość, stawiając jedynie na cierpliwość i bycie miłym. Luhan również był z tego samego powodu dumny. Polecał mi nawet swój sposób na rozkochanie w sobie Chanyeola. I tu pojawia się problem...

Nie dość, że Park jest homofobem, to teraz już wie, że jestem homo, a na domiar złego musiałem go pod wpływem alkoholu pocałować na imprezie u Sehuna, co stawia mnie na kompletnie przegranej pozycji.

Jak mogę się odratować? Z moich obliczeń wychodzi, że jedyną deską ratunku mogłaby być zmiana płci, a tego nie zamierzałem robić. Lubiłem siebie takim, jakim byłem.

- Baek, stolik numer trzy! - z zamyślenia wyrwał mnie donośny głos Xiumina, który jako doświadczony i zawsze mający na wszystko oko kelner czuwał nade mną i Luhanem obecnie z niecierpliwością wyczekującym przybycia swojego księcia na metalowym rumaku.
- Już, już - mruknąłem pod nosem, kierując się do pustego stolika, z którego trzeba było zabrać brudne talerze.

Westchnąłem cicho, zaczynając zbierać z blatu naczynia, które zaraz lądowały na mojej tacy, gdy w pewnym momencie usłyszałem za sobą aż nazbyt głośne otwarcie się drzwi do Vivienne i...

- Psiapsi!

Ledwo zdążyłem się obrócić w tył, a już zostałem objęty przez parę silnych ramion oraz dociśnięty do twardej klatki piersiowej, co równało się ze zmiażdżeniem połowy moich biednych żeber. Nie trzeba było się domyślać, kto okazał się nowym gościem baru.

- Cześć, Kai - wydyszałem, gdy wyższy cudem wypuścił mnie z niedźwiedziego uścisku.
- Kopę lat!
- Tak właściwie, to kilka dni - zauważyłem.
- Nigdy nie byłem dobry z matmy - syknął, opierając się dłońmi o biodra. - Ale mniejsza z tym, co tam u ciebie? - zapytał, uśmiechając się promiennie.
- U mnie? - zastanowiłem się. - Całkiem dobrze. Jak widać, nie płaczę po małym incydencie z Chanyeolem - zauważyłem.
- I prawidłowo, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. W ogóle to muszę przyznać, że trzymasz się o wiele lepiej niż Chanyeol.
- Jak to? - zaciekawiłem się od razu.

Kai westchnął cicho, po czym wskazał na znajdujący się koło nas stolik, a kiedy usiedliśmy, oparłem się łokciami o blat i pochyliłem z wyczekiwaniem w stronę chłopaka o ciemnej karnacji.

- A więc, postanowiłem przedwczoraj udać się do Yeola i sprawdzić jak się czuje - zaczął swoją opowieść. - Nigdy nie wiadomo jak taki popieprzony homofob może zareagować po pocałunku z homo. Czy dostanie depresji, czy zacznie chlać, czy zacznie zbyt intensywnie czyścić swoją jamę ustną, czy będzie chciał się zabić, topiąc w kiblu - wymieniał - ale nigdy nie myślałem, że Chanyeol będzie robił te wszystkie rzeczy naraz...

Wyłupiłem oczy, patrząc z niedowierzaniem na mojego towarzysza, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie powiedział. Że co Chanyeol robił?

- Dzięki Bogu wszedłem do jego domu w ostatniej chwili, jak pochylał się nad deską klozetową.
- A może on po prostu chciał wymiotować? - starałem się mimo wszystko bronić Parka, na co Kai zaczął się mocno zastanawiać, łapiąc w palce swój podbródek.
- To w sumie też możliwe - przyznał - ale tak czy siak, Chan wciąż przeżywał szok termiczny po waszym namiętnym pocałunku.
- Nie dziwię mu się - mruknąłem. - Zachowałem się jak idiota. Mogłem tyle nie pić - jęknąłem, podpierając głowę o rękę.
- E tam, ja wyznaję zasadę, że jak masz ochotę coś zrobić, to po prostu to zrób. Życie jest za krótkie, by się ograniczać - oznajmił z uśmiechem wyższy.
- Tak, ale weźmy sobie na przykład taką sytuację, że chcę pogadać z Chanyeolem, aby się z nim pogodzić. Nawet, jakbym był dla niego bardzo miły, prawdopodobnie skończyłbym w szpitalu - zauważyłem.
- Nie koniecznie - odpowiedział, przybierając cwany wyraz twarzy. - Jeśli chce się nawrócić takiego pojeba jak Chanyeol Wpierdol, granie miłego, czy też wzbudzanie zazdrości niewiele da. Jeśli chcesz jego szybkiej zmiany, musisz zastosować terapię szokową - powiadomił.
- Terapię szokową? - powtórzyłem automatycznie, nie rozumiejąc, o co brunetowi chodzi.
- Teraz pewnie chcesz go unikać, a powinieneś robić zupełnie na odwrót. Bądź jak najczęściej i jak najbliżej niego, klej się do jego ramienia, kradnij pocałunki, mów sprośne teksty, bądź jak słodki cukiereczek.
- Przecież ja wyląduję w grobie, a nie w szpitalu! - krzyknąłem zszokowany słowami mężczyzny.
- Właśnie, że nie! - zaprzeczył. - Park będzie tak zszokowany i zdezorientowany, że jego ciało będzie odmawiać wykonania jakiegokolwiek ruchu, już nie mówiąc o uderzeniu cię. Ponadto, jeśli byś robił jakieś przyjemne dla niego rzeczy, zacząłby mieć mętlik w głowie, starałby się wypierać z myśli fakt, że mu się to tak naprawdę podoba, a na koniec by się poddał i dał ci szansę - powiedział, zakładając z dumą ręce na torsie.

Przez chwilę patrzyłem na Kaia jak na idiotę, chcąc mu powiedzieć, że to najgorszy pomysł na świecie, jednak powstrzymałem się, uświadamiając sobie, że jednak to nie jest takie głupie.

Może zastosowanie wcześniej wymienionej terapii szokowej by coś dało, szczególnie robienie „przyjemnych rzeczy". Na Sehuna podziałało to, co robił dla niego Luhan podczas choroby, a skoro Chan jest spokrewniony z Oh, może i na niego to zadziała?

Miałem zamiar odpowiedzieć brunetowi, że coś w tym jest, gdy w pewnym momencie zauważyłem, jak do tej pory mój zniecierpliwiony kuzyn nagle dostaje ataku drgawek.

Przestraszyłem się. Nie wiedziałem, co się dzieje z Lu. Podejrzewając, iż ma padaczkę, wstałem z krzesła, by lecieć mu na ratunek, jednakże szybko zrozumiałem, o co chodziło, kiedy dostrzegłem wchodzącego do baru motocyklistę.

Sehun, na widok kelnera od razu się rozpromienił, otworzył szeroko ramiona, zapraszając w nie blondyna, który rzecz jasna z chęcią skorzystał z oferty, szybko podbiegając do barmana, by wtulić się w jego tors.

Westchnąłem rozczulony widokiem przytulającej się na powitanie przyszłej pary, bo z tego, co wiem od Lulu, oficjalnie ze sobą jeszcze nie byli, aczkolwiek Xiao liczył, że szybko się to zmieni, a Oh w końcu będzie tylko i wyłącznie jego.

- No proszę, proszę. - Pokręcił głową Kai. - Niby Szynszyl jest hetero, a klei się do Made in China jak rasowy gej - zauważył.
- To Sehun ci nie mówił? - zdziwiłem się, przymykając oko na rasistowską ksywkę, jaką murzyn nadał blondynowi.
- Czego? - zmarszczył nos.
- Nie jest już hetero - poinformowałem, choć do końca nie byłem pewny, czy mogę oficjalnie o tym mówić.
- Wczoraj wyznał miłość mojemu kuzynowi. - Wskazałem na kelnera. - A gdyby tego było mało, to odwzajemnione uczucie. - Uśmiechnąłem się szeroko.

Kai patrzył na mnie jeszcze przez jakiś czas, będąc w totalnym szoku, gdy wstał nagle z krzesła i niczym buldożer ruszył w stronę swojego przyjaciela, który, kiedy już się „odkleił" od Chińczyka, uśmiechnął się na widok kumpla.

- Cześć, Ka...
- Ty pieprzony lisie! - wrzasnął, nie pozwalając dokończyć Koreańczykowi zdania, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich klientów, jak i pracowników Vivienne. - Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że się spedaliłeś! Tatuś jest taki dumny! - prawie zaczął płakać, zgarniając zdezorientowanego Huna w swoje ramiona.

Zaśmiałem się pod nosem, patrząc na całą, dość zabawną scenę. Kai to szalony człowiek, którego ciężko pojąć. Szalony, ale dobry, oraz pomocny. Sehun i Chanyeol mają szczęście, że posiadają kogoś takiego przy swoim boku.

- Jongin, moje żebra - jęknął w pewnym momencie miedzianowłosy, klepiąc dłonią plecy Kaia, a gdy ten go puścił, odetchnął z ulgą, łapiąc w płuca haust powietrza.
- Pieprzyć twoje żebra! Trzeba to uczcić! Robimy imprezę! Dziś po pracy! - mówił podekscytowany, praktycznie skacząc w miejscu niczym dziecko, nie zwracając uwagi na zdezorientowanych klientów.
- Nawet jeśli bym chciał, musiałbym odmówić.
- Dlaczego? - rozczarował się brunet.
- Chanyeol do mnie rano dzwonił - oznajmił.

Zadrżałem lekko, słysząc imię mojej koszykarskiej miłości, która jeszcze nie tak dawno próbowała mnie zabić. Po co do niego dzwonił? Czyżby po to, by Oh przekazał mi datę oraz godzinę śmierci? To całkiem możliwa opcja!

- Ma dziś mecz o osiemnastej. Seul kontra Incheon. Kazał mi wziąć ze sobą kilka osób. To jak, idziecie? - uśmiechnął się, patrząc to na Kaia, to na Luhana, który pokiwał głową na znak zgody.

Jongin wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby na powiadomienie Oh i obrócił się na pięcie w moją stronę, mając iskierki w cwanych oczach, co nie zapowiadało niczego dobrego. Nie! Proszę, ja nie chcę...

- Psiapsi! Idziemy dziś na, kurwa, mecz!

Kochanie, poznaj mojego brata!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz