Rozdział 32 : Jazda konna

6.5K 977 550
                                    

BAEKHYUN

- Ja pierdolę! - krzyknąłem na całe mieszkanie, waląc pięściami w drzwi łazienki, w której jakieś dwadzieścia minut temu postanowił zakluczyć się Lu.

Dlaczego mój kochany, starszy kuzyn nie miał zamiaru wyjść z toalety? Otóż uznał, iż nie ma najmniejszej ochoty iść do baru i spotkać tam Sehuja, który strzelił focha na Chińczyka z chuj wie jakiego powodu. Ja natomiast nie miałem zamiaru wysłuchiwać już pierwszego dnia pytań szefa, dlaczego Xiao nie pojawił się w pracy.

- Nie idę! - Usłyszałem lekko zniekształcony głos przez dzielącą mnie z Lulusiem barierę w postaci drewnianych drzwi. - Nie wyjdę stąd! Będę tu mieszać do końca życia! Mam dostęp do wody! Nie umrę - załkał.
- Nie pierdol, tylko wyłaź z tego kibla! - zawarczałem. - Za dziesięć minut mamy autobus - oznajmiłem, patrząc na zegarek zdobiący mój nadgarstek.
- Jedź sam. Ja zostaję - burknął.
- Xiao Luhan! - powiedziałem ostro. - Masz mi natychmiast stamtąd wypierdalać! Nie mam najmniejszej ochoty patrzeć, jak starzejesz się w samotności z siódemką kotów! Masz iść ze mną do pracy i, do cholery, pokazać tamtemu przydupasowi co stracił! - rozkazałem.
- To ja straciłem jego, Baek! On mnie totalnie ignoruje, nawet się nie uśmiechnął na mój widok, rozumiesz?! Nie patrzył na mnie, nie rozmawiał... - jęknął.
- Jak się stuningujesz na bóstwo niczym Mercedes-Benz, to będzie przeżywał sto orgazmów na minutę! Ale żeby do tego doszło, musisz najpierw wyjść z tego jebanego kibla! - żachnąłem.

Zamilkłem na moment, czekając na odpowiedź kuzyna, którą otrzymałem pod postacią otwarcia się drzwi. Chciałem się uśmiechnąć, chwaląc tym samym krewnego za odwagę, jednak zamiast tego wyszedł mi krzywy uśmiech, ponieważ Lu wyglądał jak zbity szczeniak z zapłakaną mordeczką. Jakby Oh go w takim stanie zobaczył, zamknąłby go w swoich ramionach i chronił przed całym złem tego świata, jestem tego pewien, no bo... no bo wystarczy tylko spojrzeć na te zaszklone oczka.

- Aish, Lulu... - zacmokałem, podchodząc do blondyna, by po chwili wytrzeć rękawem koszuli jego mokre policzki. - Wytrzyj łezki, popraw włoski i chodźmy do tego baru - poleciłem łagodnie.

Starszy pokiwał posłusznie głową i wrócił do łazienki w celu umycia twarzy i przeczesania włosów.
Od razu lepiej. Po minucie wyszliśmy z mieszkania, a na autobus zdążyliśmy w ostatniej chwili.

Podróż do baru nie trwała długo, a nawet była przyjemna ze względu na niewielką ilość pasażerów w pojeździe. W Vivienne przywitał nas zapach świeżej kawy i odrobiny whisky. Ciekawe połączenie, nie powiem. Oczywiście nie można było też zapomnieć o Xiuminie, który uśmiechnął się z entuzjazmem, kiedy Luhan tylko przekroczył próg lokalu.

- Gotowi na pierwszy dzień pracy? - zapytał rudowłosy, podchodząc do mnie i kuzyna.

Spojrzałem na Chińczyka, który przytaknął cichym westchnieniem, niepewnie spoglądając na Azjatę. Minseok zaśmiał się jedynie pod nosem, po czym zaprowadził nas na zaplecze, gdzie ubraliśmy z blondynem czarne fartuchy.

Niebawem rozpoczęliśmy pracę, witając pierwszych klientów, a przynajmniej ja to robiłem. Luhan za to ciągle rozglądał się ze zdenerwowaniem po lokalu, jakby szukając Sehuna, którego nigdzie w pobliżu nie było.

Nie mogąc już patrzeć na trzęsące się ciałko kuzyna, podszedłem do stojącego za kasą Kyungsoo, mając zamiar zapytać się go, kiedy to szanowny pan Oh Kurwa Sehun pojawi się w pracy.

- Hej... - zacząłem, kiedy znalazłem się przed szatynem, tym samym zwracając na siebie jego uwagę. - Gdzie jest Oh Sehun? - zapytałem, marszcząc nos.
- Ma wykłady z psychologii. Zaczyna zmianę przed szesnastą - odpowiedział. - A co?
- Ach, nie, nic. Po prostu mój kuzyn się w nim cholernie zakochał i nie może się doczekać jego przybycia. Nic wielkiego. - Machnąłem ręką, uśmiechając się niewinnie.
- BYUN BAEKHYUN! - Usłyszałem za sobą nagły ryk należący do Luhana, który rozniósł się po całym barze.
- Taaa... Gdy tylko pozbędziemy się Jimin Srimin, wywożąc ją na Syberię w worku po kartoflach, Lu chajta się z psychologiem w Vegas i wyjeżdżają do Los Angeles hodować labradory - ciągnąłem, stwierdziwszy, że nie mam nic do stracenia skoro i tak zaraz umrę.
- Pozbyć Jimin powiadasz... - Zamyślił się Kyungsoo, sięgając dłonią do swojej brody, którą zaraz pogłaskał palcami.
- ZAMKNIJ. SIĘ. WRESZCIE. TY. CHORY. PSYCHOPATO! - wrzeszczał starszy, znajdując się zaraz za mną i co każde słowo uderzając mnie tacą w łeb.
- W sumie, to nie taki zły pomysł. Od zawsze mnie wkurzała - oznajmił Do, jakoś specjalnie nie będąc wzruszonym faktem, że właśnie mnie mordują. - Mogę nawet pomóc - dodał, w skutku czego Lu zastygł w bezruchu z tacą uniesioną nad moją głową
- Co? - Skrzywił się Azjata.
- Mogę pomóc - powtórzył Do. - Znam Szynszyla jakieś półtora roku. Co chcesz wiedzieć? - zapytał z pełnią powagi.

Kochanie, poznaj mojego brata!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz