Rozdział 14 : Ostatnia Szansa

5.4K 916 236
                                    

LUHAN

Taras, na który wyszedłem wraz z ojcem był od dawna skąpany w odcieniach mroku. Po jego prawej stronie znajdowały się trzy wiklinowe fotele oraz stolik, natomiast po lewej nie było nic.
Drgnąłem lekko czując na swojej skórze nieprzyjemny, zimny wiatr, jednak nie mogłem wejść z powrotem do domu, dopóki rodzic mi na to nie pozwoli.

Mężczyzna oparł się rękoma o barierkę, po czym spojrzał na mnie dając niemy znak, abym stanął obok niego. Wykonałem posłusznie polecenie.

- Znalazłeś w końcu jakąś prace? - zapytał starszy odwracając wzrok na zalany nocą ogród.
- Jeszcze nie. - szepnąłem spuszczając potulnie w dół głowę.
- Najwyższy czas.
- Wiem i dlatego chciałbym jej poszukać w Korei... - powiedziałem niepewnie.

Naprawdę chciałem jechać do Korei Południowej. Już od dawna. Nie przepadam za ograniczonym życiem w Chinach, chciałem się stąd wyrwać, zwiedzić inny kraj, poznać nową kulturę. Ale od kilku dni chciałem tam jechać z jeszcze jednego powodu. Sehun tam będzie, a ja chcę być z nim, chcę być blisko niego. Chcę o niego walczyć.

- Myślisz, że skoro nie znalazłeś pracy tu, w Pekinie, to w Korei znajdziesz? - zapytał oschle brunet.
- Tak. Myślę, że tak. - pokiwałem twierdząco głową, choć wiedziałem, że starszy nawet tego nie zauważy.
- Myślisz... - parsknął.
- Jeśli nie spróbuję, to się nie dowiem. - ciągnąłem, patrząc na policzek ojca.
- Twoje próby do tej pory kończyły się na samych porażkach. Ile jeszcze masz zamiar być na utrzymaniu moim i matki? Luhan, masz dwadzieścia pięć lat. Jesteś studentem, w dodatku samotnym. Osoby w twoim wieku już mają małżonków, a nawet dzieci i dobrą pracę. Spójrz na siostrę. Jest młodsza, a radzi sobie w życiu o wiele lepiej.

Może dlatego, że od samego początku miała wasze wsparcie, pieniądze do dyspozycji, wybór? Wszystko? W czasie, gdy ja miałem tylko zażalenia z waszej strony, brak zrozumienia, pocieszenia...

Przemilczałem wypowiedź mężczyzny przygryzając nerwowo wargę. Mimo złości nie chciałem wszczynać bezsensownej kłótni, która zapewne zakończyła by się tym, co zwykle - moimi łzami.

- Daj mi szansę. Poradzę sobie w Korei. - zapewniłem.
- Ty sobie ze znalezieniem pracy nawet w kawiarence nie radzisz. Jak mam dać ci szansę? - sapnął mężczyzna. - Do tej pory nie dałeś mi niczego, abym mógł ci zaufać.
- Teraz będzie inaczej. Dam radę. - powiedziałem teoretycznie pewny siebie.
- Twoja siostra od początku świetnie się uczyła, dostała się na prawo, ma całkiem dobrą pracę, a zaraz będzie mieć męża i rodzinę. Dała nam powód abyśmy jej zaufali. Ty nie uczyłeś się dobrze, poszedłeś na jakąś ochronę środowiska, a potem architekturę. O dziewczynie nie ma co nawet pomarzyć, bo jesteś... gejem. - załamał się Chińczyk sięgając swoją ręką do głowy, by dotknąć palcami obolałego czoła.

Słuchałem ojca w ciszy. Nie odpowiedziałem mu, ponieważ po co? Cokolwiek bym nie powiedział, obróciłby to przeciwko mnie. To boli. Błagam, niech to się skończy. Niech po prostu każe mi odejść.

- Mam nadzieję, że nie postanowisz sobie jako obiektu westchnień obrać Sehuna. - ostrzegł mężczyzna w końcu na mnie spoglądając. - To pożądny facet i wolę, abyś go nie zniechęcił do naszej rodziny. Trzymaj się od niego z daleka. - rozkazał

Hehe... Teraz to się dopiero zawiedziesz, tato. Nie pierwszy już raz, prawda? Ale ja już postanowiłem. Postanowiłem, że też będę szczęśliwy i ułożę sobie życie. Pojadę do Korei, zdobędę fajną prace i zrobię z mojego obiektu westchnień rasowego geja!

Brunet patrzył na mnie z góry jeszcze przez chwilę, po czym westchnął z rezygnacją i machnął obojętnie ręką. Widocznie już nie miał do mnie siły.

- Jedź sobie do tej swojej Korei, ale wiedz, że to twoja ostatnia szansa. Sprzedaj mieszkanie z Pekinie, a za oszczędności kup sobie coś taniego w Seoul, Incheon, albo Busan. To twoja ostatnia deska ratunku. Jak nie znajdziesz pracy i się nie usamodzielnisz, wylądujesz pod mostem. - zapowiedział.

Westchnąłem z ulgą słysząc zgodę Azjaty na wyjazd do Korei. Przynajmniej tyle dobrego wynikło z tej rozmowy.

Wnioskując, że ojciec już zakończył konwersację ze mną, obróciłem się na pięcie i ruszyłem do drzwi tarasowych ponownie wchodząc do jadalni. Tam zastałem dość komiczny widok.

Sehun siedział przy stole rozmasowując swoje skronie, podczas gdy matka i siostra wywodziły na temat koloru serwetek na wesele. Słysząc jednak moje kroki, student szybko podniósł głowę w górę i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja lekko uśmiechnąłem się w odpowiedzi, w niemy sposób przekazując, że wszystko jest w porządku.

- Będę się zbierał. - powiedziałem patrząc na zgromadzone w pomieszczeniu towarzystwo.

Nie chciałem zostawiać Huna samego, biednego, nieporadnego w otoczeniu modliszek, ale nie miałem wyboru, jeśli chciałem uniknąć docinek ze strony mojej kochanej rodzinki.

Bez zbędnych dopowiedzeń ruszyłem w stronę holu, nałożyłem na siebie ciemny płaszcz, a gdy upewniłem się, że i tak nikt nie idzie się ze mną pożegnać, wyszedłem z domu.

Przeszedłem przez kawałek kostki, otworzyłem furtkę i na dobre opuściłem posesję rodziców, do której nie miałem zamiaru już nigdy wracać.
Nie zamawiałem taksówki. Postanowiłem przejść się pieszo na najbliższy przystanek autobusowy, nawet, jeśli zajęło by mi to kilka godzin i kosztowało całkowite zziębnięcie. Przynajmniej miałem czas na przemyślenia.

Niestety, Michał Anioł postanowił zrobić z mojego makijażu i włosów całkowitą abstrakcję zsyłając na Pekin przekleństwo pod postacią deszczu.
No ja pierdolę, Michaś! A ja obrałem sobie ciebie za artystycznego patrona! Tak się odpłacasz? Pff! Dobra! W takim razie zamienię cię na Vinciego!

***

Wróciłem do domu po dobrych dwóch godzinach cały mokry i przemarznięty. Rzuciłem przesiąknięty deszczem płaszcz na ziemię w tym samym momencie głośno kichając. Oho! Szykuje się przeziębienie... 

Udałem się do swojej sypialni. Bez zwłoki przebrałem się w ciepłą, niebieską bluzę oraz czarne, dresowe spodnie, po czym od razu wskoczyłem na łóżko, by włączyć jakąś koreańską dramę, przy której mógłbym się porozklejać.

Nie spodziewałem się szybkiego powrotu Sehuna i Jimin, więc nie musiałem się obawiać upokorzenia, gdyby nagle wbili do pokoju, podczas mojego ubolewania nad tragicznym losem jednego z głównych bohaterów serialu.

Sięgnąłem po laptopa leżącego na brzegu pościeli, odpaliłem urządzenie i wszedłem w wyszukiwarkę. Zaledwie kilka minut później przytulałem się do Stylesa z One Direction śledząc akcję dramy. Brakowało tylko herbaty... I żelków... I oreo...
I Sehuna...

Kochanie, poznaj mojego brata!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz