Rozdział 27 : Gdy Byun Baekhyun wraca do ojczyzny, wszyscy rodacy o tym wiedzą

6.1K 958 253
                                    

LUHAN

Przez kolejny tydzień nie miałem żadnego kontaktu z Sehunem ani moją młodszą siostrą. Nie dzwoniłem do nich, ale i oni nie dzwonili do mnie, zupełnie, jakbyśmy zapomnieli o swoim wzajemnym istnieniu. Nie wiedziałem gdzie jest para, co robią... I może tego ostatniego wolałem nie wiedzieć.

Cały ten czas wyglądałem jak wrak człowieka, u którego musiał zamieszkać na jakiś czas kuzyn. Baekhyun naprawdę wiele dla mnie robił. Pomagał mi, przygotowywał posiłki, kiedy ja płakałem w poduszkę, opiekował się mną, pocieszał, kupował słodycze, chociaż wciąż miałem pod materacem reklamówkę łakoci od Sehuna.

Dzięki wsparciu krewnego byłem w stanie dość szybko stanąć na nogach, nie licząc dnia, kiedy Jimin raczyła napisać sms, że wróciła już ze swoim narzeczonym do Korei. Wtedy przeżyłem dwudziestoczterogodzinne załamanie nerwowe.

Po około dwóch tygodniach zabrałem się z kuzynem za papierkową robotę związaną z nagłym przerwaniem studiów architektury, sprzedażą mieszkania i założeniem konta bankowego z zawartością, dzięki której mogłem zapewnić sobie dobry start w innym państwie.

Mieszkania pozbyłem się dość szybko, dzięki chętnemu kupcowi i to za niezłą sumę pieniędzy. Jedynym negatywnym skutkiem sprzedaży był brak miejsca gdzie mógłbym się podziać, ale i z tym się uporałem, gdyż Baekhyun postanowił mnie przyjąć pod swój dach.

Ogólne załatwianie formalnych spraw zajęło mi miesiąc, co nieco przeżywałem. Myślałem, że nieco szybciej znajdę się w Korei, blisko Sehuna. Tak czy siak, mniej więcej na początku kwietnia byliśmy z Baekiem gotowi do wyjazdu z Chin.

***

Naprawdę kochałem Bekona, szczególnie za jego charyzmę, poczucie humoru, optymizm i pogodę ducha, jednak nie przepadam za jego drugą stroną - narzekającą na wszystko i wszystkich, divą, która ma lepsze kontakty z kosmetyczkami z salonu niż z własną rodzicielką.

Właśnie ta druga strona przedzierała się przez chłopaka podczas pakowania dużych walizek z praktycznie wszystkimi ubraniami, jakie mieliśmy w szafie, komodzie i szufladach.

- Jasna cholera gdzie jest mój eyeliner?! - darł się na cały regulator student, wywalając całą zawartość kosmetyczki na podłogę, a trzeba było przyznać, że młody miał cholernie dużo toników, kremów, fluidów, pudrów i tak dalej.
- Skąd my mamy, kurwa, wiedzieć?! - zawarczała mama Baeka, która postanowiła pomóc mi i jej synowi w pakowaniu się pod pretekstem, że na pewno czegoś zapomnimy.

Co do cioteczki, była ona złotą kobietą. Średniego wzrostu, nie za koścista brunetka potrafiła rozsiewać wokół siebie radosną aurę, którą nie w sposób było się nie zarazić. Ponad to jej nieprzeciętny charakterek i traktowanie mnie oraz Baekhyuna jak swoich kumpli dodawały kobiecie uroku, choćby poprzez nieograniczanie się w przekleństwach. Gdyby tego było mało, czterdziestodwulatka była tolerancyjna co do orientacji syna. Dlaczego nie mogłem się urodzić jako brat Bekona?

- Znów mi go zajebałaś i teraz boisz się przyznać, że go zgubiłaś! - krzyknął wściekły Azjata.
- Nie brałam twojego cholernego flamastra do oczu, powtarzam ci to po raz setny! W przeciwieństwie do ciebie, mój drogi synku, nie nakładam na twarz kilograma gładzi szpachlowej! - warknęła, pstrykając hybrydowym paznokciem w nos syna.
- Mamuś, grabisz sobie. - syknął karmelowowłosy.
- Luluś złotko, idź po dłuto! Trzeba zeskrobać Baekowi tą tapetę z facjaty. - poleciła żartem ciotka, puszczając do mnie oczko.
- Wypchajcie się oboje. - fuknął ciemnooki chcąc wyjść z pokoju, jednak zanim zdążył opuścić pomieszczenie przypadkiem nadepnął na, jak się okazało, zaginiony ,,flamaster do oczu".

Na widok czarnego przedmiotu podobnego do markera Baekhyun pisnął uradowany, po czym chwycił eyeliner i od razu pobiegł z nim do łazienki by zapewne podkreślić swoje spojrzenie.

Westchnąłem cicho kręcąc przy tym ze zrezygnowaniem głową, wracając do pakowania do torby ostatnich par spodni.
- Luluś... - zaczęła ciotka. - Spakowaliście leki na wszelki wypadek? - zapytała.
- Tak, ciociu.
- A kąpielówki, jakbyście chcieli iść na basen? Okulary przeciwsłoneczne, czapki, jakby było chłodno...
- O wszystko zadbałem. - zapewniłem, zasówając walizkę.
- No dobrze. W takim razie bierzcie manatki i idziemy.

***

O godzinie dziesiątej piętnaście znalazłem się wraz z Baekhyunem oraz jego mamą na zatłoczonym, Pekińskim lotnisku, stojąc z walizkami w rękach na środku wielkiej sali i starając się uciec od praktycznie zapłakanej kobiety, której pożegnania i rady zdawały się nie mieć końca.

- Pamiętajcie chłopcy, żeby nie przesadzać z alkoholem. - przypomniała mama Baeka poprawiając kaptur bluzy syna.
- Dobrze, mamo...
- I nie wydajcie od razu całej kasy. Macie najpierw znaleźć pracę, żeby mieć zapewnione źródło pieniędzy na przyszłość.
- W porządku, cioteczko...
- I uważajcie na facetów, żeby was nie przelecieli, a potem zostawili.
- Okej, okej! Starczy już, zaraz się spóźnimy na samolot! - krzyknął już zirytowany Byun, wywracając teatralne oczami.
- W takim razie misiaczek na pożegnanie. - zaskomała kobieta, a następnie zdusiła swoimi wcale nie tak słabymi ramionami mnie i kuzyna prawie łamiąc nam kości żeber.

Po tym, gdy cudem uniknęliśmy z młodszym śmierci przez uduszenie, pomachaliśmy na dowidzenia mojej cioci i z dumnie uniesionymi głowami ruszyliśmy ku przygodzie. No dobra, może tylko Baek, ponieważ ja nie dość, że musiałem taszczyć swój bagaż, to jeszcze torbę karmelowowłosego prawdopodobnie wypchaną kosmetykami.

- Szybciej Lu, bo jeszcze zostaniesz w tyle i się zgubisz! - krzyknął młodszy pomimo tego, że jego wrzaski denerwowały wszystkich wokół.
- Byłoby łatwiej, gdybym nie musiał taszczyć twojej walizki... - jęknąłem.
- Nie narzekaj! To ja muszę pilnować godziny, bramek i jeszcze ciebie. - sapnął. - Chodź, bo twój Dreamliner Oh Sehun odleci bez ciebie!
- Pfff! Nie odleci, a jeśli tak, to go dogonię. - zamruczałem pod nosem, przyspieszając kroku.

Po dwóch godzinach, w których włączało się sprawdzenie biletów, dokumentów i oddanie walizek w końcu dotarliśmy na pokład samolotu lecącego do Korei Południowej.
Baekhyun z uśmiechem na ustach zajął miejsce przy oknie rozglądając się z zaciekawieniem po wnętrzu latającej maszyny.

- Mam nadzieje, że będą tu mieli przystojnych stewardów. - potarł dłońmi Azjata.
- Mam nadzieję że nie, bo jeszcze się zakochasz i będziesz musiał latać po świecie z nimi, zostawiając mnie samego. - wywróciłem wargę, siadając obok kuzyna.
- Meeeh, nie kręcą mnie związki na odległość. - skrzywił się Byun. - Raczej chodziło mi o to, by mieć się na kogo popatrzeć podczas podróży. Poza tym już postanowiłem, że moim następnym chłopakiem będzie ciemnowłosy, wysoki koszykarz ze śnieżnobiałym uśmiechem niczym z reklamy past na paradontozę. - powiadomił pewny swego.

Prychnąłem cicho, nie wiedząc czy mam się śmiać, czy raczej płakać. Cały Baekhyun. Nie mam pojęcia skąd koleś bierze te wszystkie teksty i porównania, jednak wolałem w to nie wnikać.

Ogólnie sama podróż samolotem minęła w miarę spokojnie, prócz momentów narzekań kuzyna na brak męskiego personelu na pokładzie i jego dzikich śpiewów do piosenek z mp3.

Wylądowaliśmy w Incheon nim się obejrzałem. Baekhyun jako pierwszy niczym huragan ruszył ku wyjściu z samolotu popychając po drodze kilkoro dzieci, których rodziców musiałem przepraszać za zachowanie kuzyna.

Gdy tylko Bekon znalazł się na schodkach, wciągnął w płuca litry chłodnego powietrza.
- Koreo, wróciłem! - krzyknął Byun, nie zważając na zdegustowanych gapiów.
- Gdy Byun Baekhyun wraca do ojczyzny, wszyscy rodacy o tym wiedzą. - pokręciłem głową, śmiejąc się pod nosem z zachowania krewnego.
- Niech koszykarze się szykują!

Kochanie, poznaj mojego brata!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz