Rozdział 43 : Rzęsa

6.1K 986 341
                                    

SEHUN

- A panowie to mają jakiś... męski wieczór? - spytała kasjerka, kasując po kolei kolorowe opakowania ze słodyczami, patrząc na mnie i stojącego obok Luhana podejrzliwym wzrokiem.

Spojrzeliśmy po sobie z blondynem, po czym zaśmialiśmy się cicho naraz, zasłaniając usta dłońmi. Męski wieczór z żelkami zamiast piwa. Jasne, proszę pani!

- Ymm, można tak powiedzieć - odpowiedział kobiecie z niewinnym uśmiechem starszy.

Xiao zacisnął usta w wąską linię, splatając ze sobą palce obu dłoni za plecami, śledząc pracę kasjerki, która zaczęła pakować słodycze do jednorazowej reklamówki.

Zacząłem się zastanawiać, jakim cudem Lu udało się sprowadzić z powrotem uśmiech na moją twarz. Zaledwie kilka godzin wcześniej zerwałem zaręczyny z siostrą Chińczyka, a w drodze do jego bloku padł mi motor, przez co musiałem iść długi kawał na piechotę w deszcz. A teraz? Teraz zamiast być pogrążonym w rozpaczy, po prostu się uśmiecham, kupując słodycze w całodobowym. Luhan, jesteś lepszym niedoszłym psychologiem ode mnie.

Po chwili żująca gumę brunetka podała mi zakupy i zażyczyła z nutą markotności miłego wieczoru. Pożegnaliśmy z mniejszym pracownicę sklepu, po czym opuściliśmy całodobowy, biegnąc z powrotem w stronę bloku, w którym mieszkał mój towarzysz.

Weszliśmy do mieszkania z westchnieniem ulgi, kiedy poczuliśmy, jak nasze zziębnięte od nocnego powietrza ciała otula ciepło. Następnie zdjęliśmy z siebie bluzy, po czym z reklamówką słodyczy udaliśmy się do pokoju Luhana.

Gospodarz domu niemal od razu wskoczył na swoje łóżko, natychmiast otulając nogi kocem. Mimo ciemności panujących w pomieszczeniu mogłem wyraźnie dostrzec rumieńce na policzkach Xiao, które powstały prawdopodobnie podczas biegu z powrotem do blokowiska.

- Siadaj. - Poklepał dłonią miejsce obok siebie, uśmiechając się do mnie zachęcająco.

Tak, jak polecił starszy, podszedłem do posłania. Usiadłem na materacu, również przykrywając nogi częścią koca i wypuszczając z płuc nadmiar powietrza. W końcu postanowiłem położyć między mną a ciemnookim reklamówkę z łakociami.

Śledziłem z nieodgadnionym zaciekawieniem małe dłonie blondyna, który chwycił pierwszą paczkę kolorowych żelków, otworzył ją i wziął do ust łakoć, od razu krzywiąc się na jego smak.

- Kwaśne - zachichotał.

Zaśmiałem się cicho, opierając o znajdującą się za mną zimną ścianę, podkulając jednoczenie nogi. Miałem wrażenie, jakbym cofnął się w czasie, kiedy to kupiłem dla Hana słodycze, chcąc go pocieszyć po wizycie u rodziców. Teraz to samo Lu robił dla mnie.

- Chcesz? - zapytał, wyciągając w moją stronę opakowanie z żelkami.

Parsknąłem na dość dziecinne, ale za to urocze, zachowanie Chińczyka, biorąc żelka, którego włożyłem zaraz do ust. Tak, jak wcześniej blondyn, od razu zmarszczyłem nos na smak łakocia. Aish! Skręca policzki od środka!

- Dobre, co nie? - Uśmiechnął się szeroko.

I w tamtym momencie wyparowała ze mnie cała pogoda ducha. Tak. Dobre. Tylko ja na to nie zasłużyłem. Nie zasłużyłem, aby Luhan kupował mi na pocieszenie słodycze, nie zasłużyłem, żeby siedzieć na łóżku Luhana, żeby nosić jego ubrania, na nic.

- Dlaczego to wszystko dla mnie robisz? - zapytałem, patrząc na siedzącego naprzeciw mnie chłopaka.

Jasnowłosy ściągnął brwi na moje niespodziewane pytanie, kończąc przeżuwać słodycz, który miał właśnie w buzi, po czym opuścił wzrok na swoje ręce.

- Sam kiedyś bardzo wiele dla mnie zrobiłeś - oznajmił cicho.
- Bardzo wiele? - powtórzyłem z niezrozumieniem - Kiedy?

Zdziwiła mnie odpowiedź brata mojej byłej narzeczonej, która według mnie mijała się z prawdą. Jedyne, co zrobiłem, to go zaniedbywałem. Nie zrobiłem dla Luhana nic dobrego...

- Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy, ile dla mnie zrobiłeś, Sehun - powiedział, podnosząc na mnie wzrok. - Ty jeden, oprócz Baekhyuna, uświadomiłeś mi, że jestem coś wart. Ty jeden pokazałeś, że nie jestem jedynie jakimś bezwartościowym śmieciem, który nie potrafi nic osiągnąć w życiu... - wyznał.

Czułem, jak zaczęły mi się pocić dłonie. Znów nic nie rozumiałem. Kompletnie nie rozumiałem nic ze słów Luhana. Wcześniej nie rozumiałem, dlaczego nazwał mnie przyjacielem, teraz nie rozumiem, dlaczego Xiao sądził, że wiele dla niego zrobiłem.

- Ale ja przecież... - zacząłem drżącym głosem. - Ja przecież prawie nic nie robiłem - oznajmiłem. - Jedynie, co zrobiłem, to zostawienie cię w Chinach, a potem olewanie w pracy... - szepnąłem, na co starszy pokręcił przecząco głową.
- Jak wyprowadziłeś się z mojego domu w Chinach, cały czas zastanawiałem się, co zrobiłem nie tak... Bałem się. Nie chciałem tracić z tobą kontaktu, bardzo cię polubiłem, dałeś mi tak wiele wsparcia i dobroci - mówił z łagodnym, ale pełnym bólu uśmiechem.

Zagryzłem dolną wargę, czując nieprzyjemny ucisk w lewej części klatki piersiowej, po czym utkwiłem wzrok w swoich kolanach, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć.

Luhan chciał utrzymać ze mną kontakt, a ja mu na to nie pozwoliłem, nie pozostawiając choćby numeru telefonu. Nie porozmawiałem z nim przed opuszczeniem na dobre jego mieszkania, nie wyjaśniłem prawdziwego powodu wyprowadzki.

W pewnym momencie znów poczułem, jak w moich oczach zbierają się łzy. Przekląłem w myślach samego siebie i odruchowo przyłożyłem przedramię do twarzy, starając się ukryć przed Chińczykiem.

- Rzęsa... - szepnąłem na usprawiedliwienie.

Kolejna głupia wymówka...

- Nie, Sehun. - Usłyszałem stanowcze zaprzeczenie po chwili ciszy. - Przede mną nie musisz udawać. Nie musisz się wstydzić łez. Ja wiem, że cierpisz. Wiem, że chcesz płakać. Płacz, Sehun... Nie bój się - powiedział.

Odsunąłem rękę od oczu, by spojrzeć na jego smutną, ale pełną zrozumienia twarz, a po moich policzkach spłynęły pierwsze słone krople, które niebawem spadły na białą pościel, zostawiając na niej ciemniejsze, małe plamki.

I zacząłem płakać. Zacząłem płakać jak małe dziecko, czując, jak cholernie boli mnie serce.

W jeden dzień straciłem ukochaną narzeczoną, z którą miałem za niecały miesiąc brać ślub, założyć rodzinę oraz żyć długo i szczęśliwie, odnajdując ją w moim mieszkaniu, pieprzącą się z jakimś kolesiem. Gdyby tego było mało, okazało się, iż byłem zdradzany przez około miesiąc, nic o tym nie wiedząc, będąc pewnym wierności Jimin.

W jeden dzień także uświadomiłem sobie, jak bardzo byłem potrzebny komuś innemu. Komuś, kto zdawał się ciągle być obok. Komuś bardzo ważnemu.

- Przepraszam - zacząłem mówić, dławiąc się jednocześnie łzami, dając upust emocjom. - Przepraszam za to, że cię tak zostawiłem, że przestałem cię wspierać, że nie dałem ci szansy na utrzymanie ze mną kontaktu. Przepraszam, że unikałem cię w pracy, że przyszedłem do ciebie w środku nocy i że teraz musisz mnie oglądać w takim stanie. - Szlochałem spazmatycznie.
- Sehun... - szepnął ze współczuciem Xiao, po czym podsunął się do mnie, uklęknął, by móc znajdować się na wyższej wysokości niż ja, po czym zagarnął mnie w swoje drobne ramiona. - Nie przepraszaj, Sehun...

Wtedy wybuchłem jeszcze większym płaczem, momentalnie obejmując ramionami talię Luhana, bardziej go do siebie przyciągając, mocząc jego koszulę w okolicach klatki piersiowej.

Lu był taki troskliwy, taki kochany, taki czuły, piękny, dobry, w czasie, gdy ja byłem po prostu ślepy. Jak mogłem wcześniej nie doceniać tych niezwykłych cech? Nie miałem pojęcia, jak można było skrzywdzić tę istotę, nie miałem pojęcia, jak ja mogłem to zrobić.

Jesteś idiotą, Sehun...

Kochanie, poznaj mojego brata!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz