Prawie wylana herbata

652 105 12
                                    

(Ten rozdział mi nie wyszedł, przepraszam.)



Usiedli na kanapie w salonie, każdy z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Roderich zadbał o to, by dzieląca ich odległość była znacząca. Gilbertowi, o dziwo, zdawało się to nie podobać. Spojrzał na przyjaciela z niejakim niepokojem, lecz nic nie powiedział.

- Mogę liczyć na szczerą rozmowę? – zapytał Prusak, patrząc z troską na Rodericha.

Austriak wzdrygnął się wewnętrznie, odwrócił wzrok.

- Zależy, na jaki temat...

- Tego, co stało się wczoraj – odparł Gilbert poważnie.

Poczekał, dając przyjacielowi możliwość odpowiedzenia. Potem westchnął cicho, odstawił kubek z niezaczętą herbatą na stolik i usiadł z podkulonymi nogami w taki sposób, by patrzeć prosto na Rodericha.

- Myślałem o tym, i to sporo... O tym, co działo się z tobą przez ostatnie miesiące... albo i lata, tego nie wiem. Większość wskazówek dałeś mi sam, po część sięgnąłem, inne przyszły same... Twój dziennik i wpisy z tygodnia przed...tym... wstęp do wiśniowego zeszytu, fragment z „Cierpień młodego Wertera"... wygląd twojego domu, zwłaszcza sypialni. Twoje wczorajsze picie... Rod, spójrz mi w oczy. Proszę.

Roderich zmusił się do podniesienia wzroku.

W czerwonych oczach Gilberta płonął dziwny ogień – silny, lecz nie burzliwy, ciepły, lecz nie parzący.

- Ja naprawdę rozumiem więcej, niż ci się wydaje... - powiedział Prusak cicho. – Na pewno nie pojmuję wszystkiego, bo nie mam prawa tego wiedzieć... Ale wiem, że cholernie potrzebujesz kogoś, kto pomógłby ci z tym, co dzieje się w twojej głowie... I tak sobie myślałem... Ech. Nie wiem, co stało się między tobą a Elizabetą... lecz jeśli to by ci pomogło, mogę poprosić ją, by zamieszkała tu przez jakiś czas...

- Skończ, proszę – przerwał mu Roderich. Zaciskał dłonie na kubku. – Nie musisz udawać, że tego chcesz. Jawnie nienawidzicie się z Elizabetą. To widać. Nie chciałbym unieszczęśliwiać cię tylko dlatego, że nie potrafię poradzić sobie sam z paroma pierdołami...

- Nie unieszczęśliwiłbyś – wtrącił się Gilbert. Spróbował się uśmiechnąć. – Zależy mi na tym, byś wrócił do stanu sprzed lat... I jeśli Elizabeta byłaby w stanie...

- Nie, nie byłaby – zakończył Roderich z zadziwiającą stanowczością. – Sam najlepiej znam moją historię... czasy Austro-Węgier i tak dalej... Musisz wiedzieć, że to już przeszłość.

Gilbert chrząknął dyskretnie.

- Zawsze myślałem, że ty i Elizabeta jesteście parą...

Roderich wzruszył ramionami, ale wyszło to jakoś sztywno, nienaturalnie.

- Byliśmy przez jakiś czas... a raczej próbowaliśmy. – Spuścił wzrok na zbielałe dłonie. – Myślę, że Eli mnie kochała, przynajmniej na początku. Ale ja nigdy jej nie kochałem, nie w ten sposób, którego pragnęła. Była dla mnie raczej kimś w rodzaju siostry. Wiedziała, że coś jest nie tak... zresztą nigdy nie obiecywałem, że z nią będę... Ale kilka lat temu powiedziałem jej prosto, że to się nie uda. Wściekła się... Od miłości do nienawiści cienka granica. Zresztą wcale się jej nie dziwię. Skrzywdziłem ją, wiem o tym. Lecz nic nie poradzę na to, że jej nie kocham. A próbowałem się zakochać, i to przez wiele lat...

Gilbert powoli pokiwał głową, jednocześnie dokładając wszelkich wysiłków, by nie wybuchnąć śmiechem. Mimo powagi sytuacji i całego jej ciężaru czuł się szczęśliwy. Bardzo, bardzo, bardzo szczęśliwy. Przez tyle lat martwił się czymś, co wcale nie miało miejsca. Spędził tysiące bezsennych nocy, rozważając w bólu miłość Rodericha i Elizabety, która dzieliła go od szczęścia.

A teraz okazało się, że żadnej miłości nie było.

Czy to nie wspaniale?

No nie, nie do końca... Gilbert spojrzał w fioletowe oczy Rodericha. W fioletowe oczy pełne bólu, wyrzutu, niepewności, żalu...

Prusak musiał wcisnąć dłonie między tułów a podkurczone nogi, by opanować ochotę przytulenia przyjaciela.

- Chyba powinienem powiedzieć, że mi przykro... - rzekł Gilbert z wahaniem. – Ale nie wiem, czy chcesz słyszeć o litości...

Roderich pokręcił głową. Zamrugał.

Potem niespodziewanie wybuchnął śmiechem. Łzawym, troszkę szalonym i mocno gorzkim.

- Jesteś pierwszą osobą, której to mówię, wiesz? – powiedział nieco złamanym głosem. – Dziwnie się z tym czuję... To takie inne. Podobnie nietypowo jest wtedy, gdy mnie przytulasz. Nie rozumiem tego... Elizabeta, gdy mnie tuliła, robiła to inaczej... Chociaż byliśmy parą, przy tobie czuję się lepiej...

Speszył się wyraźnie, kubek zadrżał w jego dłoniach.

Gilbertowi zadrżało serce.

Śnił?

Bardzo możliwe.

Zmusił się do ruchu. Wyjął herbatę z rąk Rodericha i postawił ją na stoliku.

Gdy przypadkiem musnął dłoń przyjaciela, po policzkach tego spłynęły dwie pojedyncze łzy.

- Mógłbyś zapomnieć o tym, co przed chwilą powiedziałem? – spytał zduszonym głosem, gdyż za wszelką cenę starał się powstrzymać płacz.

- To raczej niemożliwe – odparł Gilbert.

Austriak kiwnął głową, jakby nie spodziewał się innej odpowiedzi.

- Gilbert...?

- Tak?

Roderich nie odpowiedział. Przysunął się do Prusaka i ostrożnie położył mu głowę na ramieniu.

Gilbert objął go w pasie i pochylił się, by wyszeptać do ucha słowa otuchy, lecz Roderich wzdrygnął się, gdy tylko poczuł jego oddech na szyi.

Odsunął się szybko.

- Wybacz... - powiedział, lekko pociągając nosem. – Chyba przesadziłem.

Gilbert uśmiechnął się.

- Chciałeś się przytulić. – Wzruszył ramionami. – To rzecz naturalna.

Roderich wymamrotał coś pod nosem i wyszedł z salonu.

Gilbert nie wiedział, jak powinien się czuć.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz