Pikanie medycznej aparatury było bardziej irytujące od bzyczenia muchy na oknie, ale Gilbert żywił wdzięczność do obu tych dźwięków – trudno było je ignorować, więc Prusak nie przysnąłby, nawet gdyby bardzo chciał.
A nie chciał. Nie mógł spać.
Musiał czuwać.
Siedział w szpitalu od dwóch dni. W tym czasie równomierne pikanie było jedyną rzeczą, która powstrzymywała go od popadnięcia w szaleństwo.
Bo pikanie świadczyło o tym, że pacjent żyje.
Że jednak udało się go uratować.
Że wiadomość, mimo iż za późno przeczytana, nie zniszczyła wszystkiego.
Pielęgniarki przychodziły co dwie godziny, by sprawdzić stan ocalonego trupa. Nieco rzadziej pojawiał się lekarz, doktor Schroeder. Zawsze wymieniał parę słów z Gilbertem, ufając, że przyjaciel poszkodowanego będzie najlepszym monitoringiem jego stanu.
Ostatnia wizyta personelu miała miejsce w trakcie upływu pięćdziesiątej godziny. W pięćdziesiątej pierwszej ciszę przerwało ledwo słyszalne westchnienie.
Gilbert znieruchomiał. Powietrze zamarło mu w połowie drogi z ust do płuc.
Dłoń Rodericha drgnęła. Był to pierwszy ruch pacjenta od czasu utraty przytomności nad jeziorem.
Potem powoli, bardzo powoli opuchnięte powieki się uniosły. Oczy pod nimi były suche, lecz gdy tylko zobaczyły Gilberta, zaszkliły się w dziwny, nieprzyjemny sposób, który w ogóle nie pasował do Austriaka.
Roderich westchnął cicho, zawierając w tym drobnym geście tyle cierpienia, żalu i smutku, że Gilberta coś zaświerzbiło za oczami. Minimalnie, ale jednak.
- Przeżyłem... - wyszeptał Roderich.
Prusak pokręcił głową, zaciskając wargi.
- Ledwo – odrzekł zgrzytliwie. – Jesteś zagłodzony, przyćpany, otruty i otumaniony po uderzeniu w głowę. O twojej szyi nawet nie wspomnę.
Złapał Rodericha za rękę i, nie zważając na jego słabe protesty, i przytknął ją do gardła właściciela.
Fioletowe oczy nieco się rozszerzyły.
- Och... - wybąkał Austriak. Odjął dłoń od bandaża.
- No właśnie – rzucił Gilbert sucho. – Och.
Roderich odwrócił wzrok.
- Przepraszam... - wybąkał.
- Wiesz co? – zaczął Prusak, zaciskając pięści i przygotowując się do wykładu. – Nigdy bym nie przypuszczał, że wpadniesz na tak głupi, idio... - przerwał gwałtownie. Twarz Rodericha zrobiła się czerwona, w oczach wezbrały łzy.
Gilbert poczuł się jak najgorszy cham. W jego sercu pojawiło się coś, czego nie czuł od tak dawna, że z początku nie potrafił tego zidentyfikować.
Był to wstyd.
- Przepraszam – powiedział głucho. – Porozmawiamy o tym kiedy indziej. Musisz odpoczywać.
Roderich zamknął oczy. Gilbert nie wiedział, czy jego przyjaciel już zasnął – nawet jeśli ten udawał, tak było lepiej.
Prusak usadowił się na niewygodnym plastikowym krześle i wrócił do czuwania.
CZYTASZ
*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiami
FanficPrzeczytał wiadomość za późno, ale wciąż ma szansę naprawić świat. Bo jego całym światem jest drobny artysta, który nie może żyć bez krwi na nadgarstkach.