Co z sercem?

589 97 15
                                    

Roderich obudził się około godziny dziewiątej, gdy namiot zdążył już się nagrzać. Leżał na plecach, z rękami rozrzuconymi na materacach, ze skopanym śpiworem na sąsiednim posłaniu, z koszulką podwiniętą nad pas, ze sznurkiem kaptura wyciągniętym do połowy długości, z bluzą prawie zsuniętą z ramion.

Jego prawe ramię opierało się o tors Gilberta, który zdążył w międzyczasie zasnąć.

Roderich przeciągnął się i usiadł. Podpełzł do wejścia, rozpiął wszystkie możliwe zamki namiotu. Było mu gorąco, ale nie chciał wychodzić. Chciał położyć się koło Gilberta. I najlepiej poczuć jego dłoń na swoich plecach.

Po chwili wahania zdjął bluzę, pozostając w czarnej koszulce z krótkim rękawem. Jego ramiona okrywały bandaże. Te na lewej ręce były nieco zardzawione krwią, która przeciekła w nocy.

Ostrożnie zajął miejsce koło przyjaciela. Prusak spał na plecach, więc Roderich położył się koło niego i bardzo, bardzo ostrożnie przytknął głowę do stawu jego barku.

Gilbert nadal był półnagi. Niebieskie ściany namiotu kolorowały jego ciało na ładny, błękitny odcień. Jego włosy też wydawały się niebieskie.

Roderich przerzucił rękę przez tors albinosa. Pomyślał, że w jego pozycji nie ma nic nietypowego, że w zasadzie mogła się taka stać podczas snu. Ludzie instynktownie przytulają się do poduszek, gdy nie mają nikogo w łóżku. Austriak znalazł po prostu inną poduszkę.

Pomimo bandaży czuł przedramieniem ciepło białej skóry Gilberta. Widział krzywizny mięśni jego brzucha – idealnie gładkich, mocnych i mimo wszystko łagodnych. Gilbert nigdy nie przypominał bokserów ani co niektórych żołnierzy z jego armii. Zawsze cechowała go pewna subtelna smukłość, która tak podobała się Roderichowi.

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział Prusaka bez koszulki. Oczywiście pomijając sny.

Na pewno widział nie raz.

Lecz nigdy wcześniej nie zauważył nierówności na lewej piersi Gilberta. W miejscu serca.

Delikatnie dotknął srebrzysty ślad. Był większy od jego zaciśniętej pięści. Nierówne brzegi wznosiły się nieco; na krzywej płaszczyźnie widniały pionowe blizny.

Roderich przesunął kciukiem po anormalności. Była niebieska w świetle namiotu.

Skąd taka blizna u Gilberta?

Austriak wzdrygnął się, przypomniawszy sobie ten jeden jedyny raz, gdy widział Iwana bez płaszcza. Iwana o nagim torsie.

Iwana z owalną blizną po ranie, przez którą wyjęto mu serce.

Ale Gilbert miał serce. Roderich wyraźnie słyszał jego bicie.

Nie rozumiał, o co chodziło.

Spróbował się rozluźnić. Zdążył wypocząć, więc nie liczył na powrót snu. Ale obecność Gilberta, jego bliskość, jego ciepło przywierające do ciała Rodericha – to wszystko uspokajało Austriaka, wprowadzając go w stan podobny rozkosznemu transowi.

- Dzień dobry, Rod – mruknął Gilbert, potężnie wdychając powietrze.

- Bry.

- Wyspany?

- Tak.

- Szczęśliwy?

- Nie...

Prusak uniósł się na łokciu, by spojrzeć przyjacielowi w twarz, ten jednak odsunął się szybko.

- No co? – zaśmiał się Gilbert. – Boisz się starego Krzyżaka?

Roderich prychnął, ale było już za późno. Prusak złapał go w mocny uścisk i przeturlał się ku lewej ścianie namiotu w taki sposób, że Roderich utknął między jego gorącym ciałem a niebieską tkaniną.

Miał nadzieję, że błękit ukryje jego rumieńce.

Austriaka dzieliły centymetry od Gilberta, który jak gdyby nigdy nic uśmiechał się szeroko.

- Zawsze robisz się czerwony w podobnych sytuacjach – rzucił Prusak, pomijając wszelki takt.

- A ty zawsze doprowadzasz do podobnych sytuacji – zripostował Roderich. – Ja rozumiem, że jestem uroczy i tak dalej, ale mógłbyś rozważyć subtelniejsze formy podrywu.

Teraz Gilbert spąsowiał.

- Czyli interpretujesz to jako podryw. Ciekawe, ciekawe – odparował.

- Nie chciałem ci o tym przypominać, ale właśnie zagnałeś w koci róg masochistycznego geja. Nie przyszło ci do głowy, że ma to podtekst?

Gilbert wybuchnął śmiechem i odturlał się w bok.

- Dobra, pokonałeś mnie. Więcej nie będę z tobą dyskutował.

Roderich uśmiechnął się lekko, siadając. Serce mu waliło. Dłonie się trzęsły. Gilbert nie powinien był mu tego robić. To tak, jak z tym kosmykiem. I jak z dotykiem w nocy.

- Idę do łazienki – powiedział Roderich, zbliżając się do wyjścia z namiotu i zakładając buty. – Spotkamy się na śniadaniu?

- Tak. Zaraz przyjdę.


*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz