Wielka hala była... no cóż, WIELKA. Moda na aquaparki pojawiła się stosunkowo niedawno, a Roderich spędził ostatnich kilkanaście lat samotnie, więc – choć wstyd mu się było przyznać – nigdy wcześniej nie był w podobnym miejscu. Nie potrafił go nawet opisać – w ogromnej pustej przestrzeni wręcz roiło się od rozmaitych ślizgawek i rur. Woda w basenach i brodzikach była nieruchoma, powietrze nie wibrowało żadnymi dźwiękami – jeszcze nie włączono elektryki.
Gilbert złapał go za rękę i pociągnął w prawo. Przeszli długość sali (starali się poruszać cicho, więc zajęło im to nieco ponad minutę) i schowali się w płytkim basenie, w którym woda sięgała im zaledwie do pasa. Była przyjemnie ciepła. Znaleźli mały murek i przycupnęli za nim.
Gilbert uśmiechnął się w widocznie wymuszony sposób.
- Więc co chcesz robić? – zapytał.
- Porozmawiać – odparł Roderich. Oparł się o ściankę i spojrzał na przyjaciela. – Co ci się stało?
Gilbert lekko pokręcił głową.
- Nie rozumiem.
- Jesteś zły – podpowiedział Roderich.
Prusak parsknął cicho.
- Aż tak to widać?
- Tak. O co chodzi?
Gilbert skrzywił się kwaśno.
- Chyba po prostu jestem zazdrosny o twoją rozmowę z Francisem – wyznał.
To było tak, jakby ktoś wlał gorącą wodę do jego serca, które wypompowało ją na cały organizm. Każda komórka ciała Rodericha podniosła swoją temperaturę o kilka stopni, a mózg wyparował, więc nie mógł poddać analizie słów, które nie miały absolutnie żadnego sensu... które nie mogły mieć sensu...
Pozwolił się przytulić. Objął nagie plecy Gilberta.
- Czuję się mile połechtany – poinformował.
Prusak prychnął, ale zachichotał.
- Rzeczywiście zmieniam się w twoją matkę. Przepraszam?
- Za co niby? – Roderich odsunął się, czując, że ogień z serca przeniósł się na policzki. – To urocze – dodał cicho. Z jednej strony nie mógł się powstrzymać przed powiedzeniem tego, z drugiej nie chciał, by Gilbert usłyszał tak... dwuznaczne słowa.
- Ty też jesteś uroczy, jak się rumienisz – wyszeptał Prusak. Wyciągnął dłoń, musnął żuchwę Rodericha. Potem z niemałym przerażeniem przypomniał sobie o skutkach, jakie mogłyby nastąpić po jego utracie kontroli.
Odchrząknął, cofnął się, skrzyżował ramiona na piersi.
- Idziemy gdzieś? – zapytał rzeczowo. – Chcesz popływać czy od razu zabrać się za topienie tamtych?
Roderich potrzebował chwili, by wrócić do siebie. Przy niespodziewanym geście Gilberta coś w nim zaczęło się topić... a gdy Prusak zabrał dłoń, wszystko zwarło się w jedną wielką bryłę lodu, nie pozwalając mu na ból. Gdyby mógł odczuć emocje odpowiadające tej chwili, pewnie znowu spróbowałby się zabić.
Wzruszył ramionami. Jego zewnętrzność także się zmieniła. Wyglądał na obrażonego, ale w rzeczywistości robił wszystko, by utrzymać w sobie ten lód, by się nie przejmować...
- Jest mi to obojętne – powiedział, dbając o język, co jeszcze bardziej odrzuciło Gilberta. Prusak przeczytał reakcję przyjaciela jako dezaprobatę czułego gestu. Zganił się w myślach. Powstrzymał się od głośnych przeprosin.
- A może pogramy w berka? – spytał znajomy głos zza murka. W następnej chwili Roderich rozpaczliwie wymachiwał rękami, usiłując zrzucić z siebie o niebo cięższego Francuza i zaczerpnąć choć trochę powietrza.
Potem katorga się skończyła. Roderich wynurzył się, złapał oddech i zobaczył, jak Gilbert przyciska Francisa do tego samego murku, o który wcześniej się opierali.
- Żeby atakować bezbronnego – wycedził Prusak, choć sytuacja widocznie go bawiła. – Żeby atakować MOJEGO Roda.
- Taka gra, no co poradzisz.
- Utopię cię?
- To wbrew zasadom.
- W takim razie podtopię.
- Kurwa. Tego nie uwzględniliśmy.
- O. No widzisz.
- Zostaw go, Gilbert – wtrącił się Roderich. – To nasz gospodarz. Pamiętaj, że w każdej chwili może nas wyrzucić na bruk.
Prusak prychnął.
- Nie zrobi tego.
- Skąd ta pewność? – podjudzał Francis.
- Bo za bardzo podoba ci się MÓJ Rod – warknął Gilbert, napierając na ofiarę.
Francuz zachichotał.
- No dobra, tu mnie masz. To jak, rozejm?
- A skąd ci to przyszło do głowy?
- No bo... ty masz Roda i możesz mi go sprzedać na jedną noc... W zamian was nie wywalę.
- A co to ma do gry?
- Ach... ale kto by się przejmował grą, przyjacielu...
- Ja. Jesteś teraz w sytuacji bez wyjścia. Puszczę cię, bo cię lubię. Dam ci nawet dziesięć sekund na ucieczkę. POD WARUNKIEM, ŻE PRZESTANIESZ PRZYSTAWIAĆ SIĘ DO MOJEGO RODA.
Francis wywrócił oczyma.
- Niech ci będzie. Ale gdyby KTOŚ chciał – dodał głośniej – niech pamięta, że moja sypialnia jest ZAWSZE otwarta.
- Wyjebać ci? – warknął Gilbert.
- To tylko taka... dygresja.
Prusak puścił Francisa, który mrugnął i niespiesznie odpłynął w stronę środka hali.
CZYTASZ
*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiami
FanfictionPrzeczytał wiadomość za późno, ale wciąż ma szansę naprawić świat. Bo jego całym światem jest drobny artysta, który nie może żyć bez krwi na nadgarstkach.