Znajomości z alkowy

452 79 9
                                    

Wróciła kelnerka z dwoma drinkami i otwartą butelką piwa. Postawiła zamówienie na stole, uśmiechnęła się blado i wycofała.

Gilbert upił łyk piwa, po czym skierował zainteresowanie na Francisa.

- Dzwoniłeś do aquaparku? – zapytał.

- Tak. Jesteśmy zaproszeni na jutro, na godzinę dwudziestą. Właściciel pożyczył mi klucze, więc możemy zostać tak długo, jak chcemy.

Prusak wytrzeszczył oczy.

- Pożyczył ci klucze? Jakim cudem?

Francis błysnął zębami.

- Amaury spędził u mnie kilka upojnych nocy w zeszłym miesiącu.

Gilbert pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Jesteś niemożliwy – przyznał.

- Dziękuję.

- Ile on ma lat?

- Och... dwadzieścia parę.

- Nie za młody jak na właściciela aquaparku?

Francis wywrócił oczyma.

- Zamieniasz się w moją matkę. Albo, co gorsza, w opiekunkę, jaką jesteś dla Rodericha.

Gilbert instynktownie spojrzał na wzmiankowanego. Delikatny uśmiech zniknął z ust Prusaka.

- Rod, wszystko gra? – spytał z niepokojem.

Austriak uniósł wzrok. Słabo pokiwał głową.

Gilbert ściągnął brwi. Wzmocnił uścisk na boku przyjaciela, przyciągając go do siebie.

- Pamiętaj, że w każdej chwili możemy wrócić do domu – przypomniał.

- Tak, wiem... Ale nie chcę wracać.

Wiedział, że gdyby teraz został sam na sam z Gilbertem, znów by się rozpłakał, i żadne uściski czy słowa pocieszenia nie byłyby w stanie go uspokoić. W barze pełnym ludzi prawdopodobieństwo utraty kontroli spadało. Mimo to Roderich musiał zaciskać palce na ubraniu, by dłonie mu nie drżały. Tym razem czarna bestia w jego piersi siedziała cicho; Roderich nie czuł też zbliżającego się ataku.

Czuł się po prostu źle. Smutno. Gorzko.

Przez pół dnia musiał patrzeć na Romano i Antonia, którzy dosłownie nie mogli się od siebie odkleić. Włoch co prawda nadal był opryskliwy i zdystansowany, ale widać było, że zachowuje się tak tylko w ramach pewnej obrony przed oczami Francisa, Gilberta i Rodericha. Austriak domyślał się, że w zaciszu sypialni Romano nie miał oporów przed pokazywaniem prawdziwego siebie.

Roderich nie mógł powstrzymać się od rozważania, jak tych dwóch mogło zostać małżeństwem. Przez ostatnie lata nie interesował się życiem towarzyskim innych państw; w pewnym momencie przestał otwierać pocztę. Dopiero podczas zdrowienia dowiedział się o ślubie Romano i Antonia.

- Jak to z nimi było? – zapytał cicho, zanim zorientował się, co robi.

Gilbert i Francis spojrzeli na niego bez zrozumienia.

- Z kim, Rod? – dociekał Prusak.

- Z Antonio i Romano... Gdy ich ostatnio widziałem, Romano próbował zabić Antonia łyżką do zupy.

Francis zachichotał.

- Oczywiście wszystko dzięki mnie – odparł. – Jakiś czas temu wziąłem Romano na stronę i wyjaśniłem mu, że jeśli będzie dalej się tak zachowywał, Antonio w końcu przestanie się do niego zalecać. Ciężko w to uwierzyć, ale zadziałało. Tydzień później przyjechali do mnie w odwiedziny. Antonio płakał ze szczęścia, opowiadając o tym, jak Romano wyznał mu miłość i przeprosił za swoje wcześniejsze zachowanie. Pół roku po pamiętnym obiedzie dostałem zaproszenie na ślub. – Francis uśmiechnął się do wspomnień. – Miło było patrzeć, jak tych dwóch stoi obok siebie, trzymając się za ręce. Nareszcie wydawali się być na właściwym miejscu. – Odchrząknął, wracając do rzeczywistości. – Poza tym zorganizowali wspaniałe wesele. Przynajmniej tak słyszałem, bo przez większość czasu byłem zajęty czymś... kimś... innym.

Roderich słabo pokiwał głową.

- Wzruszające – przyznał smętnie.

Francis zachichotał.

- Uszy do góry. Ciebie też to kiedyś spotka. Zobaczysz, jeszcze się zakochasz i to ciebie będziemy zostawiać w pustym domu, martwiąc się, czy nie połamiesz łóżka.

Roderich spojrzał na niego żałośnie. Nie wiedział, skąd ma w sobie tyle śmiałości (i głupoty), ale nagle zapragnął, by Francis zrozumiał przekaz zawarty w fiolecie i pojął, że piękne słowa ranią Austriaka.

- No, ale to później – rzucił Francis, upijając zielony płyn ze szklanki. – W ogóle to cieszę się, że przyjechaliście. Oczywiście Antonio to mój przyjaciel, a Romano jest dobrym kolegą, ale miałem serdecznie dość patrzenia, jak ci dwaj się migdalą. 

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz