Rumieńce rozlewały mu się po policzkach, gdy patrzył na idącą przodem parę. Całą piątką udali się na spacer po plaży. Roderich mrużył oczy od słońca, póki Gilbert nie pożyczył mu swoich przyciemnianych okularów. Teraz Prusak szedł obok niego, rozmawiając jednocześnie z Francisem, który opowiadał mu o czymś z ożywieniem.
Kilka metrów przed nimi szli Antonio i Romano. Hiszpan czule obejmował Włocha. Co chwilę nachylał się, by szepnąć mu coś do ucha, a Romano odwracał wtedy głowę, płonąc widocznie. Antonio tylko śmiał się z rozczuleniem i odpowiadał drobnymi całusami lub pieszczotą dłoni spoczywającej na biodrze męża.
Roderich nie mógł nie myśleć o sobie i Gilbercie w podobnej sytuacji. Wyobraźnia podstępnie podsuwała mu ów obraz za każdym razem, gdy myślał, że już się go pozbył. Tęsknota siedmiuset pięćdziesięciu lat nieszczęśliwej miłości kumulowała się w nim i napierała na ścianki cienkiej skóry, grożąc, że w każdej chwili może ją rozerwać.
Dlatego spacer był męczarnią. Minęła już połowa września, lecz południe Francji wciąż było gorące. Gilbert, Francis, Antonio i Romano mieli na sobie cienkie, rozpięte koszule z podwiniętymi rękawami oraz luźne spodnie nad kolano. Wszyscy byli przyzwyczajeni do wysokich temperatur, podczas gdy Roderich spędził prawie cały czas w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat na północy, gdzie we wrześniu padało, a na noc trzeba było zamykać okno w sypialni.
Sypialnie co prawda odwiedzał różne, ale Francis spędzał większość czasu w Paryżu, a poza nim najczęściej gościł u Arthura – angielski chłód był zbyt popularny, by go tłumaczyć.
Romano właśnie mruknął coś do Antonia, na co Hiszpan zaśmiał się głośno i mocniej przytulił Włocha, obejmując go drugą ręką. Roderich odwrócił wzrok. Aby skupić uwagę na czymś odmiennym od czułej pary, wsłuchał się w rozmowę Francisa i Gilberta.
- Pomyślałem, że kolacje moglibyśmy zjeść w takiej pięknej restauracji. Jest trochę daleko, ale myślę, że warto się wysilić. – Francis mrugnął go Gilberta. – Romantyczny nastrój, wszędzie świece i miękkie poduszki...
- Romantyczny nastrój mógłby się udzielić co najwyżej tym dwóm – odparł Prusak, wskazując podbródkiem Antonia i Romano. – A ja nie mam ochoty ich od siebie oddzielać. To byłoby brutalne.
Francis zaśmiał się cicho.
- Są świeżo upieczonym małżeństwem – wskazał. – Należy im się trochę... pobłażania. Wiesz, jak długo Romuś opierał się Tośkowi. Muszą się sobą nacieszyć. – Zachichotał. – Poza tym miłość w powietrzu restauracji wpłynęłaby nie tylko na nich, o czym dobrze wiesz. Chyba nie muszę ci przypominać, jak często jej kiedyś ulegaliśmy... Razem.
Gilbert rzucił szybkie spojrzenie na Rodericha, który odwrócił wzrok, by nie pokazać, jak ubodły go słowa Francisa. Nigdy nie twierdził, że Prusak należy tylko do niego, jednak nie umiał walczyć z tym wewnętrznym przeświadczeniem, że Gilbert nie powinien kochać się z nikim prócz niego. Oczywiście tego rodzaju myśli były wyjątkowo głupie, jeśli nie idiotyczne, ale Roderich i tak poczuł się dotknięty, do czego – wiedział o tym doskonale – nie miał prawa.
Gilbert nie zobaczył wyrazu jego twarzy, ale jemu także musiały podpaść sugestie Francisa, bo złapał przyjaciela za rękę. Pewnie nie chce, bym czuł się samotny w otaczającej mnie miłości. Gdybyśmy wszyscy się upili, Antonio bzykałby się z Romano, a Gilbert z Francisem. Tylko ja siedziałbym sam w pokoju i patrzył na morze.
CZYTASZ
*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiami
FanfictionPrzeczytał wiadomość za późno, ale wciąż ma szansę naprawić świat. Bo jego całym światem jest drobny artysta, który nie może żyć bez krwi na nadgarstkach.