Fetysz na kuchnie

440 77 19
                                    

Po Antonio i Romano ani śladu. Wyparowali.

Francis również gdzieś zniknął, a im dalej był, tym lepiej.

Roderich i Gilbert nie czuli się zbyt dobrze. Obaj złapali ponury nastrój panujący w hali. Ogromne masy wody, powietrza i plastiku – nieruchome. Martwe.

Najpierw włóczyli się po sali, szukając czegoś do roboty. Potem usiedli na wieży ratownika. W końcu obaj stali się senni, więc zdecydowali się na przystąpienie do czynnej gry.

Zgodnie doszli do wniosku, że resztę zawodników wymiotło z pływalni. Roderich i Gilbert przeszukali szatnie, korytarze i schowki na miotły. Zamierzali wejść do kafejki, ale tuż przed drzwiami Gilbert złapał Rodericha za rękę.

Przyłożył palec do ust, potem do ucha i wskazał na wnętrze restauracyjki.

Szklane drzwi były uchylone, więc Austriak nie miał problemu z usłyszeniem tego, co zaniepokoiło Gilberta. Wzdrygnął się, gdy względną ciszę przerwał łoskot metalu.

Spletli palce i ruszyli naprzód. Gilbert starał się iść tak, by choć częściowo zasłaniać Rodericha. Austriakowi nieszczególnie się to spodobało. Rzucił przyjacielowi karcące spojrzenie.

Potem stanął jak wryty. Spiął się i oblał czerwienią. No tak. To było do przewidzenia.

Drzwi na zaplecze kuchenne były otwarte. Gdy zajrzeli do pomieszczenia, ich oczom ukazał się widok... no cóż, nietypowy.

Romano leżał na metalowym blacie, zaciskając dłonie na jego krawędziach. Antonio klęczał nad nim, podpierając się rękami. Obaj byli nadzy i zgrzani.

I wydawali odgłosy, które Roderich i Gilbert doskonale znali z poprzedniej nocy, jako że sypialnia nowożeńców znajdowała się dokładnie nad ich pokojem.

Austriak cofnął się i odwrócił wzrok. Wiedział, że rumieniec obejmuje nie tylko jego twarz, ale też szyję, uszy i niewidoczne pod pianką ramiona.

Gilbert spojrzał na niego z rozbawieniem, ale delikatnie pociągnął go za rękę w stronę wyjścia. Dopiero na korytarzu wybuchnął cichym, melodyjnym śmiechem.

- Nie mów, że cię to zawstydziło.

Roderich zmarszczył nos.

- To chyba naturalne – odparował.

- U dorosłego faceta? – zakpił Gilbert.

- U faceta, który szanuje siebie i innych.

Prusak spojrzał na niego znacząco.

- Od kiedy to siebie szanujesz.

- Tu mnie masz.

Gilbert żartobliwie pstryknął go w nos. Roderich skrzyżował ramiona na piersi.

- To co dalej? – zapytał, ignorując gest przyjaciela.

- Poczekamy, aż... skończą. Potem ich zaatakujemy.

- Nie damy rady obezwładnić obu...

- Fakt. Weźmiemy jednego.

- Sam przed chwilą widziałeś, jak się do siebie kleją. Nie ma bata, żeby odsunęli się od siebie choćby na metr.

- Zaufaj mi. – Gilbert mrugnął. – Jestem zdolnym strategiem.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz