Roderich zaszył się w lesie, niedaleko granicy z łąką, między płotem posesji a jeziorkiem. Znalazł drzewo o szerokiej podstawie, usiadł przy nim, oparł się plecami o pień.
Liczył na to, że natura go pocieszy, tak jak zrobiła to ostatnio.
Przeliczył się.
Patrzył na fruwające owady, na śpiewające ptaki, na mrówki przecinające ścieżkę. Mrużył oczy w promieniach słońca przebijających przez szmaragdowy baldachim. Czuł pod palcami mokry mech, na którym usiadł.
I czuł się tak samo źle, jak kilka minut temu. A może nawet gorzej.
Chciał zapomnieć o śnie, ale nie potrafił. Wspomnienie męczyło go, mimo iż Austriak robił wszystko, by myśleć o innych, przyjemniejszych rzeczach. O ulubionym jedzeniu. O małych kotkach. O poezji. O wschodzie słońca nad morzem. O uśmiechu Gilberta...
Wszystko na nic. Kisił się w śnie, który uczepił się jego nogawki i nie chciał puścić. Przeżywał wizję wciąż od nowa, choć bardzo nie chciał tego robić.
To fizycznie bolało.
Nie wrócił na obiad ani na kolację. Kilkakrotnie między drzewami widział zmartwionego Gilberta, który bez wątpienia go szukał.
Opuścił cień drzewa po zachodzie słońca. Długo po zachodzie. Dwa razy omal nie upadł, błądząc w ciemnościach.
Mimo to zastał Gilberta na korytarzu, tuż przy drzwiach. Wyminął go szybko, udając, że go nie dostrzegł.
- Rod, czekaj! – krzyknął za nim Prusak, podbiegając. – Powiedz mi, co się dzieje. Martwię się o ciebie, wiesz przecież. Co się stało?
Roderich nie zatrzymał się, dopóki Gilbert nie złapał go za ramię. Wyrwał się wtedy, przystanął. Pochylił głowę, gdy Prusak stanął naprzeciwko niego.
- Odpowiedz, Rod – wyszeptał Gilbert. – Proszę.
Austriak sztywno wzruszył ramionami.
- Nic się nie stało – wymamrotał.
- Widzę przecież, że coś się dzieje...
- Wszystko w porządku – odparł Roderich automatycznie.
- Rod... Zrobiłem coś nie tak? Powiedz mi, a obiecuję się poprawić. Błagam cię... - Spróbował położyć dłonie na ramionach Austriaka, ale ten cofnął się jak oparzony. – Co się dzieje?...
Roderich stał nieruchomo, z rękami w kieszeniach, z twarzą schowaną pod włosami.
- Jestem zmęczony. Pozwól mi iść spać – powiedział martwo. Mechanicznie. Jak robot.
Gilbert pokręcił głową, załamany. Zrobił krok w bok, przepuszczając przyjaciela.
- Rod... - wyszeptał na pożegnanie, wciąż niedowierzając.
CZYTASZ
*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiami
FanfictionPrzeczytał wiadomość za późno, ale wciąż ma szansę naprawić świat. Bo jego całym światem jest drobny artysta, który nie może żyć bez krwi na nadgarstkach.