Wyszli na spacer po plaży. Obaj czuli, że mają drugiemu wiele do opowiedzenia, ale do żadnego wena nie przyleciała.
Spacerowali brzegiem morza, trzymając się za ręce i milcząc.
Francis obserwował ich z balkonu. Mimo upału palił papierosa za papierosem. Gdyby nie to, że musiał grać dobrego gospodarza, bez wątpienia sięgnąłby po alkohol.
To nie tak, że był smutny z powodu szczęścia przyjaciół. Po prostu po raz kolejny kogoś zeswatał, a sam wciąż pozostawał bez pary. Nie chodziło mu oczywiście o przelotne romanse, których miał pełno. Po prostu...
Za każdym razem, gdy widział zakochanych, nie mógł odgonić się od obrazu zielonych oczu.
I za każdym razem ściskało mu się serce. W gorszych chwilach zastanawiał się, ile jeszcze wytrzyma. W końcu musi dojść do jakiegoś przełomu. Kula w łeb jest za mało romantyczna, zresztą Francis raczej nie byłby zdolny do samobójstwa. Przecież nie tak dawno temu powiedział Roderichowi, że szanuje go za ten rodzaj odwagi.
Prawdopodobnie skończy się na powolnym usychaniu.
A jeśli nadarzy się nietypowa sposobność (na przykład Francis będzie pijany w Jego towarzystwie), może On posłucha paru łzawych wyznań miłosnych.
A potem odwróci się, mając je gdzieś. Bo czasami wydawało się, że nic Go nie obchodzi. Ani rodzina, ani znajomi, ani (jak się ostatnio okazało) przyjaciele.
Francis wyjął komórkę z kieszeni. Wystukał odpowiedni numer. Znał go na pamięć.
- Cześć – powiedział ciężko, gdy tylko na linii zaszurało. Tak ciężko, że jego rozmówca od razu wiedział, co się dzieje.
- Przyjechać? – zapytał.
- Nie – mruknął Francis niechętnie, chociaż bardzo chciał zobaczyć przyjaciela. – Moi goście mają dość... sceptyczne... podejście do naszej relacji.
- A kto nie ma.
Francis przygryzł usta.
- Znowu jest źle – wyrzucił z siebie. – Mieszkam z czworgiem zakochanych pod jednym dachem.
- Mogę przyjechać, by się nimi zająć. Odpoczniesz trochę. Na przykład na drugim końcu świata.
- Dziękuję... ale to zły pomysł. Po prostu... po prostu chciałem usłyszeć twój głos.
- Zawsze do usług. Pamiętaj o tym.
- Tak, tak... Dziękuję. Będę już leciał. Muszę przygotować obiad.
- Fran...
- Niczym się nie przejmuj – powiedział Francis drżąco. – Będzie dobrze...
Odłożył słuchawkę w ostatnim momencie. Potem zwyczajnie się rozpłakał.
(Przepraszam, że tak słabo mi ostatnio idzie... Kryzys literacki + brak czasu + brak weny na romanse.)
CZYTASZ
*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiami
FanfictionPrzeczytał wiadomość za późno, ale wciąż ma szansę naprawić świat. Bo jego całym światem jest drobny artysta, który nie może żyć bez krwi na nadgarstkach.