Podziękowania

598 87 18
                                    

(Słusznie myślę, że serca Wam się zatrzymały, gdy przeczytaliście ten tytuł? Spokojnie, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. Czeka mnie najlepszy etap pisania.)


Usiedli w saloniku, w którym Francis przyjął ich pierwszego wieczoru. Na zewnątrz było już ciemno, więc zapalili świece. Świece, nie światło – by stworzyć przyjemny, miły nastrój.

Gospodarz zajął fotel, oni kanapę. Gilbert od razu objął Rodericha w talii – tym razem się nie wahał. Wiedział, że może. Mimo to Austriak się zarumienił, lecz w czerwieni tej Francis zobaczył więcej szczęścia niż czegokolwiek innego. Roderich oparł głowę o ramię Gilberta.

Spojrzeli na Francisa wyczekująco.

- Powiedziałeś mu? – spytał Francuz.

- Tak – odparli jednocześnie, po czym ściągnęli brwi. Zerknęli na siebie, potem ponownie przenieśli wzrok na gospodarza, oczekując odpowiedzi.

- Właśnie to chciałem z wami wyjaśnić – zaśmiał się Francis.

- Czekamy – mruknął Roderich. – Czego byś nam nie powiedział, nie będziemy źli. Dzisiaj... dzisiaj chyba nie jestem zdolny do negatywnych emocji.

- Ja też – dodał Gilbert. Poruszył palcami na boku Rodericha i zaśmiał się cicho, zobaczywszy reakcję ukochanego, której ten nie musiał już kryć.

- Wszystko zaczęło się w dniu, w którym poszliście na basen – Francis rozpoczął swoją opowieść. – Gilbert zadzwonił do mnie z płaczem, że Roderich go odrzucił, choć w rzeczywistości do niczego nie doszło. Umówiliśmy się, że porozmawiamy na przyjęciu u Sadika. Na tamten moment kazałem Gilbertowi wracać do domu.

Spotkaliśmy się u Sadika. Gilbert opowiedział mi wszystko. – Francis przerwał znacząco. – Wszystko – powtórzył.

Zarumienili się – Roderich na purpurowo, Gilbert na różowo. Austriak nie przypuszczał, że Francuz wie tak wiele... Nie zezłościło go to, ale czuł się obnażony.

- Opracowałem plan, który pozwoliłby wam się zejść. Obaj byliście tak ślepi, nie widząc swoich emocji... Dosłownie WSZYSCY o nich wiedzieli, tylko nie wy... - Francis uśmiechnął się lekko. Założył lewą nogę na prawą. – Zacząłem już na przyjęciu... - Spojrzał na Rodericha. – Przepraszam, że próbowałem cię wtedy zgwałcić. Zapewniam, że gdyby Gilbert nie zjawił się w porę, nie zrobiłbym ci krzywdy. Wszystko zorganizowałem ze świadomością, że nasz drogi przyjaciel przebywa za zakrętem korytarza.

Potem ta rozmowa w saloniku z czerwonymi kanapami. Specjalnie oczyściłem pomieszczenie ze zbędnych gapiów. Tylko Feliks został, tłumacząc, że Iwan go szuka i zgwałci, gdy znajdzie. Rozmawialiśmy o nieudanych związkach Gilberta. Liczyłem na małą scenę zazdrości, ale Roderich zasnął. Cóż, to zrozumiałe po męczarniach, jakie wcześniej sprawiał mu Gilbert. To całe dotykanie, próby rozebrania... Rod, obserwowałem cię wtedy uważnie. Gilbercie, żałuj, że ty nie. Gdybyś w porę się nie opanował, Roderichowi bez wątpienia by stanął, choć nie robiłeś nic wyjątkowego. Sam twój dotyk tak na niego działał. I, jak widzę, nadal działa.

Roderich poczerwieniał jeszcze bardziej. Gilbert spojrzał na niego czule i przytulił go drugą ręką. Z trudem powstrzymał się od kolejnego pocałunku. Teraz, gdy mógł – nadal nie umiał w to uwierzyć! Mógł całować Rodericha! RODERICHA! CAŁOWAĆ! Och, Boże... - ukazywać swoje uczucia, nie pragnął robienia niczego poza tym.

- Zaprosiłem was tu w nadziei, że uda mi się wami odpowiednio pokierować – kontynuował Francis. - Zaplanowałem wszystko w najdrobniejszych szczegółach. To, że Antonio i Romano przebywają tu w tym samym czasie, choć teoretycznie powinni byli wyjechać dwa tygodnie temu. To, że mają sypialnię tuż nad wami. Postarałem się także o to, aby dawali wam odpowiedni przykład. Rozmawiałem z naszym drogim Antonio i poprosiłem go, by odpowiednio zagadał do Romano. Mieli sprawiać wrażenie zakochanym bez pamięci i przyzwoitości... Nie tłumaczyliśmy Romano naszego planu, bo mógłby się nie zgodzić, więc uległ nam całkiem nieświadomie. Martwiliśmy się, czy nie weźmie Antonia za zboczeńca, ale ten mały „jełop" powiedział tylko, że Antonio WRESZCIE zaczął się normalnie zachowywać. – Francis zaśmiał się cicho. – Dzięki temu wszystkiemu udało wam się zejść, więc niczego nie żałuję, ale czuję się w obowiązku przeprosić. Za ten straszny film. Za nieprzyjemne rozmowy. Za granie na waszych emocjach.

Gilbert powoli pokręcił głową.

- Nie przepraszaj. Gdyby nie to, że jestem aktualnie uziemiony w każdej romantycznej kwestii, wycałowałbym cię za ten cały plan. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Wiedziałeś, że kocham Roda, bo ci powiedziałem. I wiedziałeś skądś, że Rod kocha mnie, tak? – dociekał.

Francis zerknął na Rodericha. Ten westchnął ciężko i skinął głową, przyzwalając. Wtulił twarz w ramię Gilberta, chcąc zapaść się pod ziemię.

- Wiedziałem... - powiedział Francis ostrożnie – od samego Rodericha. W pewnym sensie mi to powiedział?

- W pewnym sensie? – drążył zaniepokojony Gilbert.

Francis uśmiechnął się lekko.

- Tak. On... krzyczał twoje imię, gdy się kochaliśmy.

To nie było tak, że serce Gilberta zalało się ciepłem – ono po prostu zapłonęło gorącem. Prusak mocno przytulił Rodericha. Musnął nosem jego włosy.

- Nie wstydź się – powiedział łagodnie. – To słodkie.

Austriak uniósł głowę i odwrócił twarz ku ścianie. Gilbert uśmiechnął się i wtulił twarz w jego skroń, na co Roderich zadrżał i odpuścił. Ponownie oparł się o ukochanego (wciąż nie wierzył, że to się stało, wciąż nie wierzył w to słowo), tym razem swobodniej.

- Dlaczego nam nie powiedziałeś? – zapytał Gilbert, patrząc na Francisa. Trudno było mu skupić się na rozmowie, gdy jego wielka miłość, nareszcie świadoma, tuliła się do jego ramienia. – Skoro wiedziałeś... Czy zdajesz sobie sprawę, ilu cierpień byś nam oszczędził? Ile oszczędziłbyś JEMU?

Francis pokiwał głową.

- Spodziewałem się tego pytania – przyznał. – Odpowiedź jest bardzo prosta. Chciałem, byście sami do tego doszli. Nie mógłbym pozbawić was tej magii.

- Ale... - Gilbert zaczął protestować, lecz przerwał, gdy Roderich delikatnie ścisnął jego dłoń, która wciąż leżała na chudym boku Austriaka.

- Dobrze zrobił – szepnął Roderich. Przeniósł wzrok na Francisa. – Oczywiście wiesz, że jesteśmy ci dozgonnie wdzięczni? Nigdy nie spłacimy długu.

Francis uśmiechnął się niewesoło.

- Już ci powiedziałem, jak możesz spłacić ten dług – przypomniał. Roderich zmarszczył brwi. – Wtedy, w aquaparku.

Gilbert poruszył się niespokojnie. Z aquaparkiem kojarzył tylko pocałunek Francisa i Rodericha, co wybitnie mu się nie podobało.

- O co chodzi? – spytał szybko.

- Później ci powiem – obiecał Roderich. Potem uświadomił sobie gafę i spojrzał na Francisa. – Mogę?

- Nie powinniście mieć przed sobą tajemnic – przyznał Francuz z uśmiechem, choć w widoczny sposób zacisnął dłonie na udzie.

- Czy jest coś jeszcze, co chcesz nam powiedzieć? – spytał Gilbert. Spojrzał czule na Rodericha, szczęśliwy, że już nie musi kryć ciepła we wzroku. – Mamy sobie wiele do wyjaśnienia.

- Zjedzcie coś, dobrze? Domyślam się, że przez następne godziny nie będziecie wychodzić z sypialni, nie zamierzam też wołać was na śniadanie, a obaj głodujecie od ponad doby.

Wstał, nie czekając na odpowiedź. Uśmiechnął się na pożegnanie i odszedł w stronę swojej sypialni.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz