(Nie wiem, czemu, ale rozwaliło mi się odpowiadanie na komentarze. Może dlatego, że właśnie zrobiłam aktualizację. W każdym razie:
- też lubię te maratony, mam wtedy wrażenie, że komuś zależy na moim pisaniu
- wszędzie pesymisty, bo jaka autorka, takie postacie
- tekst o metalu mnie rozwalił.
- ja szanuję Francisa właśnie za to, jaką mam jego interpretację; jeśli mi się uda, opiszę to w ff, które już zaczęłam pisać.
- miałam arbuza wczoraj, a teraz w mojej kuchni znajdują się cztery kilogramy truskawek (wygryw)
A w truskawkach okazały się być pająki, więc uciekłam.)
Podeszła do nich kelnerka. Francis jej nie znał, co znaczyło, że była tu nowa. Pewnie przyjechała w poszukiwaniu pracy. Uśmiechnął się do niej promiennie, a dziewczyna odpowiedziała rumieńcem.
- Coś panom podać? – zapytała uprzejmie.
- Dla mnie drinka – odparł Francis. Mrugnął zalotnie. – Twojego ulubionego.
Kelnerka puściła podryw mimo uszu.
- A dla panów? – zwróciła się do Gilberta i Rodericha, którzy z niemałym trudem przenieśli myśli na coś, co nie było ich niespełnionymi uczuciami.
- Piwo, proszę. Najlepiej niemieckie – powiedział Gilbert.
- A wódkę macie? – spytał markotnie Roderich, który z trudem powstrzymywał się od krzywienia pod wpływem ostrych igieł bólu, które wbijały się w jego serce.
Gilbert spojrzał na niego karcąco.
- Śpisz dziś sam, jeśli znowu się upijesz. – Zwrócił się do kelnerki: - Panienka da mu jakiegoś drinka. Słabego najlepiej.
- Od razu trzy – mruknął Austriak. Gilbert opiekuńczo trzepnął go w ucho.
Kelnerka odeszła, myśląc o tym, jakich dziwaków przywiało jej w pierwszym dniu pracy.
- Co się dzieje? – Gilbert nachylił się tak, że jego usta prawie muskały ucho Rodericha.
Austriak skrzywił się gorzko.
- Zawsze odpowiadam identycznie: to samo, co zwykle. Naprawdę nie ma sensu o to pytać.
- Zawsze jest sens – nie zgodził się Gilbert. Delikatnie odgarnął luźny kosmyk z twarzy przyjaciela. – Jak bardzo jest źle?
- Znośnie – padła cicha, jakby niechętna odpowiedź. – Dam sobie radę. Oczywiście nie sam, jak zwykle zresztą... Muszę ci to stale przypominać, żeby przypadkiem nie przyszło ci do głowy zostawienie mnie...
- A jednak żarty się ciebie czepiają – zaśmiał się Gilbert, ogrzewając ucho Rodericha swoim oddechem. – Chcesz wracać?
- Nie. Chcę się napić.
- Rod...
- Nie mów do mnie tym tonem, proszę cię – jęknął Austriak, odsuwając się nieco. – Nie chcę mieć wyrzutów sumienia za to, że jak każdy dorosły facet muszę się od czasu do czasu napić.
Gilbert musiał przyznać mu rację. Skinął przyzwalająco.
Gdy odwrócił wzrok od Rodericha, jego spojrzenie natychmiast padło na Francisa, który przyglądał się im ze znaczącym uśmiechem. Mrugnął go Gilberta.
- Wyglądacie rozkosznie – powiedział.
Tak jak oczekiwał, Roderich natychmiast spłonął. Spróbował odsunąć się od Gilberta, ale Prusak wzmocnił uścisk na jego talii.
- Chyba się mnie nie wstydzisz, co? – zażartował.
Roderich prychnął, ale z pewną wdzięcznością z powrotem wtulił się w jego bok.
- Oczywiście, że się wstydzę – zripostował. – Mogę się tylko domyślać, jak dobrze jesteś znany we francuskich barach.
Francis parsknął śmiechem, ale nie skomentował.
- Uważasz, że bycie znanym to coś złego? – spytał Gilbert, unosząc brwi.
Roderich powtórzył grymas.
- Bycie znanym z chlania na umór i podrywania personelu – owszem, to raczej niezbyt chwalebne.
Gilbert prychnął.
- Rozumiem, tak chcesz się bawić. Mam zacząć od wytykania ci tego, co robiłeś po alkoholu, czy od tego, z kim i jakie miałeś romanse?
Roderich poruszył się niespokojnie, rzucając na przyjaciela przestraszone spojrzenie.
- Rozejm – powiedział szybko.
Francis i Gilbert wybuchli śmiechem.
CZYTASZ
*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiami
FanfictionPrzeczytał wiadomość za późno, ale wciąż ma szansę naprawić świat. Bo jego całym światem jest drobny artysta, który nie może żyć bez krwi na nadgarstkach.