Kocham Cię

632 98 88
                                    

Gilbert bardzo, bardzo powoli odwrócił się do Włocha. Zwyczajnie miał ochotę go zabić.

- Czego chcesz? – spytał pusto.

Romano prychnął, niezadowolony z zimnego traktowania.

- Francis kazał zaprosić was na kolację – burknął.

Gilbert przygryzł wargę.

- Powiedz mu, że nie przyjdziemy. – Zawahał się. – Przekaż, że właśnie próbuję. Zrozumie.

Romano wzruszył ramionami i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Prócz początkowego okrzyku nijak nie skomentował dziwnej pozycji Gilberta i Rodericha.

Prusak potrzebował chwili na uspokojenie się. Potem puścił dłoń przyjaciela, czując przy tym, jakby pozbawiał się źródła ciepła.

Usiadł na ramie łóżka obok Rodericha. Na tyle daleko, by móc przekręcić się bokiem i na niego patrzeć, lecz na tyle blisko, by mieć przyjaciela w zasięgu ręki.

Po raz kolejny musiał zebrać odwagę.

- Muszę ci coś powiedzieć – wydusił po niecałej minucie. Zacisnął dłonie na swoich kolanach. – Będziesz mógł zrobić z tą wiedzą, co tylko zechcesz, nie będę cię powstrzymywać, jeśli... zdecydujesz się... odejść. – Głęboko wciągnął powietrze, czując, że brakuje mu tlenu. Patrzył w bok. – Mimo to proszę, byś wysłuchał mnie do końca... i ewentualnie wtedy zniszczył.

Odważył się spojrzeć na przyjaciela. Roderich siedział nieruchomo, jakby ktoś go sparaliżował. Oczy miał lekko rozszerzone. Gilbert zdziwił się, zobaczywszy w nich strach.

- Obiecałem sobie, że będę milczeć... Nie chciałem nic mówić, by cię nie odrzucić... Poza tym byłeś z Elizabetą... a potem powiedziałeś, że już kogoś kochasz... Nie było dla mnie odpowiedniego momentu...

Roderich pomyślał, że gdyby teraz stał, na pewno by się przewrócił. Wstrzymał oddech, rozpaczliwie oczekując dalszych słów. Wiedział, że śni. A może nawet umarł, zakrztusiwszy się łzami po odrzuceniu przez Gilberta.

Wiedział, że to nieprawda, jednak chciał słuchać dalej.

- I w zasadzie to nadal nie ma – kontynuował Gilbert. – Ale ja już dłużej nie wytrzymam, Rod – szepnął tak cicho, że Austriak ledwo go dosłyszał. – Spędzamy ze sobą cały wolny czas, śpimy razem, przytulamy się... Mimo to wiem, że nigdy... że nigdy nie będziemy mogli... - Westchnął ciężko, przetarł twarz. – Rod – zaczął raz jeszcze. – Ja... naprawdę nie wiem, jak to powiedzieć. Już... już nieraz próbowałem... w ciągu ostatnich lat... w sumie to już nawet w szesnastym wieku... ale jakoś... jakoś... ech. – Ścisnął palcami nasadę nosa. – Przepraszam. Nie umiem.

Jeszcze przed chwilą wydawało mu się, że skoro postanowił postawić wszystko na jedną kartę, wyznanie będzie łatwe. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie mieć taki problem z powiedzeniem czegoś RODERICHOWI. Jego drogiemu przyjacielowi i nieszczęśliwej miłości.

Zastanowił się, co stoi mu na przeszkodzie. Słusznie zrzucił winę na strach i niepewność reakcji.

- Chciałbym prosić cię, byś nadal bym moim przyjacielem, gdy w końcu to z siebie wyrzucę... ale wiem, że nie mam do tego prawa – wyszeptał. – Więc błagam tylko o jedno... - Po raz kolejny spróbował nawiązać z Roderichem dłuższy kontakt wzrokowy. I po raz kolejny uciekł, patrząc na swoje kolana. – Proszę, żebyś nie zostawił mnie bez odpowiedzi. Żebyś jednoznacznie pokazał, co o tym myślisz. Możesz mi to obiecać?

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz