To pięćdziesiąty rozdział. Tak pięknie się złożyło.
Obiecałam go dedykować koleżance za to, że jakoś w lutym przyniosła mi kawę, ale plany uległy zmianie. Poza tym Julii nie bardzo na tym zależy. Dam jej inny rozdział.
Jest 23 kwietnia 2017, godzina 00:49. Dzisiaj najważniejsza osoba w moim życiu kończy siedemnaście lat. Niestety ów Anioł nie chce mnie znać, dlatego o północy spaliłam dla niego zapałkę, a teraz dedykuję ten rozdział.
Aurelio, to dla Ciebie. Wszystkie moje teksty są zawsze dla Ciebie, ale ten w szczególności.
Wszystkiego najlepszego...
Roderich siedział w basenie z piłkami, gdy usłyszał wołającego go Gilberta. Spędził ostatnie dwie godziny na przetrząsaniu kolorowego labiryntu. Znał go już całkiem dobrze. Znalazł kilka ciekawych przejść i skrótów, dzięki którym zamierza pokonać Gilberta podczas następnej gry w berka.
A chciał z nim zagrać. Chciał znów się śmiać. Chciał znów być blisko niego.
Tylko jakoś nie potrafił. Tylko jakoś nie umiał przebić się przez grubą warstwę ochronnej materii, którą otoczył się po koncercie w parku.
Teraz już nawet nie umiał się przytulać. Za każdym razem, gdy Gilbert go dotykał, Roderichowi łzy napływały do oczu.
- Rod, jesteś tu? – wołał Prusak.
- Jestem! – krzyknął Roderich i zaczął gramolić się z basenu.
- Gdzie?
- Na placu zabaw...
Roderich z niemałym trudem wydostał się z basenu i zaczął wspinać po drabince. Był w sercu labiryntu. By wyjść na zewnątrz, musiał pokonać kilka pięter i mnóstwo przeszkód.
Gilbert znalazł go w połowie drogi do zielonej rury. Roderich był akurat w wąskim przejściu. Zatrzymał się na żółtym materacu.
- O co chodzi? – zapytał. Zaschło mu w ustach. Jak zawsze, gdy przebywał w towarzystwie Gilberta. Takie reakcje zaostrzyły się po pięciodniowym pijaństwie Prusaka. Dlatego Roderich starał się go unikać.
- Dostałem telefon od doktora Schroedera – powiedział Gilbert. Patrzył mu w oczy i czekał na reakcję. – Pytał, co u ciebie. Wyjaśniłem mu, że nie najlepiej, ale robimy duże postępy. – Zrobił znaczącą pauzę. – Doktor Schroeder jednak nie jest psychologiem, lecz lekarzem. Interesowała go bardziej twoja fizyczność. Powiedział, że to niemożliwe, abyś nadal był tak chudy, skoro normalnie jesz trzy posiłki dziennie. I wiesz co? Całkiem przypadkiem Johann, mój ogrodnik, przycinał wczoraj forsycje rosnące pod domem. Znalazł stertę zgniłego jedzenia.
Policzki Rodericha zapłonęły wstydem. No tak. Wydało się.
- Schroeder pytał również o twoją kondycję. O tryb życia. O to, czy się ruszasz. I powiedział, że brak ruchu przez sześć tygodni od powrotu ze szpitala to bardzo zła rzecz. Poza tym tylko ty wiesz, jak wyglądało twoje życie przed szpitalem. Ile miesięcy spędziłeś w czterech ścianach?
Roderich nie odpowiedział. Odwrócił się bokiem do Gilberta, udając, że patrzy na salon przez zieloną siatkę.
- Doktor jest specjalistą, więc możemy śmiało zaufać jego osądowi. Dlatego też od dzisiaj nie będzie leżenia w łóżku przez kilka dni z rzędu. Bierzemy się za ciebie, Rod. Inaczej będzie trzeba sztucznie odbudowywać ci mięśnie. Musimy działać, póki nie jest za późno. Rozumiesz?
CZYTASZ
*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiami
FanfictionPrzeczytał wiadomość za późno, ale wciąż ma szansę naprawić świat. Bo jego całym światem jest drobny artysta, który nie może żyć bez krwi na nadgarstkach.