Gdy film się skończył, Roderich potrzebował trochę czasu, by dojść do siebie. Był zdezorientowany – Gilbert go zdezorientował.
Dochodziła godzina dziewiętnasta, a od aquaparku dzieliło ich trzydzieści minut jazdy. Roderich odmówił sobie przyjemności prysznica, choć wiedział, że szybka kąpiel pomogłaby mu oczyścić myśli.
Gilbert delikatnie go z siebie ściągnął, poprawił mu koszulkę, wziął go za rękę i zaprowadził do sypialni. Spakowali się szybko. Roderich dwukrotnie sprawdził, czy zabrał wszystkie bandaże. Zapomniał przy tym o klapkach, potem o ręczniku, później wyjął z torby mapę południowej Francji, która znalazła się tam bez wyraźnego powodu. Nadal był czerwony na twarzy i podenerwowany – dłonie Gilberta były piekielnie zdolne. Odebrały mu zdolność myślenia.
Gilbert oczywiście zauważył niezgodność w zachowaniu przyjaciela. Zrobił mu krótkie przesłuchanie, wypytując o wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Ostatecznie nie zaprotestował przeciwko wyjazdowi, ale kazał Roderichowi coś zjeść.
Austriak powlókł się do kuchni. Spotkał tam Francisa, który uśmiechnął się na jego widok.
- Gotowi? – spytał wesoło, popijając sok pomarańczowy.
Roderich skinął.
- Gilbert kazał mi coś zjeść – powiedział. – Tak na szybko. Co zaproponujesz?
Francis otworzył pobliską szufladę i wyjął z niej dwa batoniki.
Roderich skrzywił się przepraszająco.
- A coś mniej kalorycznego?
Francis spojrzał na niego krytycznie.
- Czy ty przypadkiem nie miałeś przytyć?
- Miałem – przyznał Roderich. – Ale... nie tak. Nie przez cukier. Nadal mnie mdli, gdy myślę o tak niezdrowych rzeczach.
Francis westchnął. Otworzył lodówkę i wyjął z niej kiść bananów.
- Może być?
- Idealnie.
Roderich przyjął owoc i szybko go pochłonął. Od jakiegoś czasu starał się jeść normalnie, a przynajmniej na tyle, na ile potrafił.
Wrzucił skórkę do śmietnika pod zlewem – nie musiał go szukać; we wszystkich nowoczesnych domach, jakie odwiedził, śmietniki znajdowały się właśnie pod zlewami. Przyjął od Francisa szklankę wody.
- Dziękuję – powiedział na odchodne.
Francis uśmiechnął się lekko, patrząc, jak Austriak znika w wąskim korytarzu prowadzącym do jego sypialni. Poszedł za nim, zachowując ciszę. Oparł się o futrynę półprzymkniętych drzwi i patrzył na dalszy ciąg wywiadu.
- Zjadłeś coś? – spytał Gilbert, zapinając torbę.
- Tak.
- Co?
- Banana – odparł Roderich zmęczonym głosem. – Pragnę przypomnieć, że już jakiś czas temu przestałem się głodzić. Może byś zaczął mi ufać?
Gilbert skrzywił się przepraszająco.
- Wiesz, że się martwię. Jeśli istnieje choćby najmniejsze ryzyko, że... tamto... może ci wrócić...
- Istnieje tylko w przypadku, gdybyś mnie zostawił – mruknął Roderich, wciskając dłonie w kieszenie dżinsów.
- Czyli nie istnieje – podsumował Gilbert. Spojrzał na przyjaciela z troską. – Mimo wszystko będę się martwił.
Roderich westchnął.
- Wiem. I chyba już ci za to podziękowałem.
Gilbert uśmiechnął się lekko.
- Chodź do mnie. – Wyciągnął ręce. Gdy Roderich podszedł, Prusak przytulił go mocno. Nie wyciągnął dłoni z kieszeni, ale oparł głowę o ramię przyjaciela. Przymknął oczy.
Gilbert spojrzał na drzwi. Uchwycił wzrok Francisa.
Uśmiechnął się ciepło.
CZYTASZ
*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiami
FanfictionPrzeczytał wiadomość za późno, ale wciąż ma szansę naprawić świat. Bo jego całym światem jest drobny artysta, który nie może żyć bez krwi na nadgarstkach.