Złoto, czerń i kuzynka

426 106 14
                                    

(No to... teraz będę złośliwa.

Otóż rozdział ten dedykuję wszystkim, którzy czytają mnie na bieżąco, a nigdy nie zostawiają gwiazdek. Nie jest to żaden rodzaj wymuszenia czy coś... po prostu bawi mnie to, że są ludzie, którzy lubią moją twórczość na tyle, by rzucać się na każdy nowy rozdział, a ja nawet nie wiem, jak się nazywacie.)


Z początku wydawało mu się, że zasnął i śni. Nie potrafił znaleźć innego wytłumaczenia na dziwny widok, który rozpościerał się przed jego oczami.

Potem pomyślał, że na jednej z najpopularniejszych plaż świata nagle zalęgły się gigantyczne ryby.

Z niemałym trudem uwierzył w to, co widział. Żył prawie osiemset lat, a spotkał dotychczas tylko dwie syreny, Djarę i pewną drobną szatynkę z wybrzeży Japonii.

Więc jakim cudem do plaży zbliżały się trzy syreny, skoro na całym świecie było ich mniej niż państw?

Śpiewały. Gilbert doceniał kunszt ich muzyki, ale nie czuł przemożnego pragnienia wyjścia im naprzeciw. A tyle słyszał o magnetyzmie syreniego śpiewu.

Kobiety chyba też się zdziwiły. Przerwały pieśń, wymieniły parę słów i podpłynęły do niego.

Ta z lewej miała jasnożółte włosy, złoty ogon i wielki naszyjnik z pomarańczowych wodorostów. Środkowa była trochę mroczna; jej ogon lśnił czernią, w uszach nosiła kolczyki z rybich ości. Prawa schowała się w przybrzeżnej wodzie, nieśmiała. Nad falistą powierzchnię wystawały tylko świecące zielone oczy i czubek głowy otoczonej mokrymi kolcami białych włosów.

- Dobry wieczór – przywitał się Gilbert. Zrobił to z uprzejmości; mimo to jego głos zawierał w sobie informację „nie chcę was tu, idźcie sobie, utopcie się, tak jak ja topię się w bólu".

Syreny tylko na niego patrzyły. Złota słabo pokręciła głową.

Gilbert zmarszczył brwi. No tak. Odezwał się do nich po niemiecku.

- Dobry wieczór – powtórzył po francusku.

Syreny uśmiechnęły się blado.

- Witaj – odparła złota.

- Nie dam się pożreć – mruknął Gilbert.

Wszystkie trzy zaśmiały się cicho.

- Przepraszamy za to. Po prostu... zaskoczyłeś nas. Nie spodziewałyśmy się nikogo o tej porze. Czasami przypływamy tu do Francisa... ale nie jemy go.

Czarna się zarumieniła.

Gilbert skinął głową.

- Francis to mój przyjaciel. Też czasami przyjeżdżałem do niego w tym celu, co wy.

- Jest w domu? – zapytała złota.

- Tak. Ale nie pójdę go zawołać.

- Dlaczego?

- Nie zamierzam wchodzić do tamtego budynku. Bo nie – dodał, przeczuwając następne pytanie.

Czarna westchnęła. Oparła brodę na piasku.

- Nasz śpiew na ciebie nie działa – powiedziała znacząco.

Gilbert wzruszył ramionami.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz