Dzień pięknie rozpoczęty

607 103 19
                                    

Następny dzień Roderich rozpoczął od przyjemnego wrażenia ciepła. Nie otwierał oczu, pozwalał chwili trwać. Znajdował się na tej dziwnej granicy między snem a jawą, gdzie marzenia stawały się rzeczywistością.

Tak myślał przez pierwsze pięć minut. Potem coś zaczęło mu się nie zgadzać. Między innymi wspomnienia wczorajszego wieczora.

Jego serce znów przyspieszyło, gdy zrozumiał, gdzie się znajduje.

Poruszył się niespokojnie. Jeśli ucieknie, zanim Gilbert się obudzi, może nie będzie musiał tłumaczyć...

- Dzień dobry – powiedział Gilbert pogodnie.

Roderich zadrżał. Powietrze wydychane przez Prusaka łaskotało go w ucho.

- Dobry. Puścisz mnie?

Gilbert rozluźnił uścisk. Roderich odsunął się od niego i usiadł. Miał ogromną nadzieję, że jego policzki nie zdradzały oznak tego, co działo się w głowie.

Prusak położył się na plecach i podsunął ręce pod kark. Uśmiechał się zdecydowanie zbyt wesoło.

Roderich westchnął.

- Gadałem przez sen, chrapałem czy się śliniłem? – zapytał zmęczonym głosem.

Gilbert uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Nie trafiłeś – odparł. – Po prostu jesteś dobrą przytulanką.

Roderich parsknął krótkim, ironicznym śmiechem. Podciągnął bluzę i opiął koszulkę na torsie.

Nawet przez materiał było widać każde żebro z osobna.

- Tak, na pewno bardzo przyjemnie się mnie gniecie – zakpił.

Gilbert o dziwo nie wybuchnął śmiechem, czego spodziewał się Roderich. Uśmiech spełzł z jego twarzy, zastąpiony przez zmartwienie.

- Jak to możliwe, że nadal jesteś tak chudy? – zapytał z troską.

Roderich zrugał się za dobry humor. Szybko opuścił bluzę.

- Pewnie mój organizm musi przyzwyczaić się do jedzenia – rzucił, wstając. Stwierdził, że im szybciej zniknie, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że Gilbert zmusi go do powiedzenia prawdy.

- Pewnie tak – zgodził się Prusak. Nadal wyglądał na zmartwionego, ale uśmiechnął się sztucznie, by nie dokładać trosk przyjacielowi. – Zjemy razem śniadanie?

Roderich skinął głową i wyszedł.

Dopiero po zamknięciu się w pokoju pozwolił sobie na odetchnięcie. Czuł, jak gorąco uderza go w twarz.

Naprawdę spał z Gilbertem. Spędził całą noc, tuląc się do niego... Nie, to Gilbert go przytulał. To Gilbert chciał go pocieszyć.

Nie, nie chciał. Spał, gdy go objął. Pewnie zrobił to instynktownie.

Nieważne. Liczył się sam fakt.

Gdy szok minął, Roderich poczuł się po prostu dobrze. Jakby wreszcie życie zaczynało mu się układać. Nieważne, że to tylko na chwilę, że to z zupełnie innych przyczyn.

Ważne, że Gilbert go obejmował. I uważał za dobrą przytulankę.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz