Niebacznie otwarty dziennik

931 136 11
                                    

Rezydencja miała trzy piętra. Wybudowano ją na planie prostokąta. Gmach zewsząd otaczały łagodne wzgórza porośnięte lasem. Żwirowa droga łącząca dworek z najbliższą drogą mijała kolejno jezioro, sad i ogrody pełne kwiatów.

Brązowych, suchych, martwych kwiatów.

Biały tynk domostwa dawno zzieleniał i skrył się w bluszczu. Na to drugie pozwalała Elizabeta, gdy jeszcze tu mieszkała. Rozmowa z Roderichem, którą przeprowadziła w szpitalu, jasno wskazywała, że Węgry wyprowadziła się jakiś czas temu.

Plamy na tynku mówiły, że upłynęło całkiem sporo tego czasu, odkąd stopa Elizabety ostatni raz stanęła na posesji.

Drzwi były otwarte i skrzypiały na zawiasach, co stanowiło kolejny dowód zaniedbania dworku. Gdyby z Roderichem było wszystko w porządku, nie pozwoliłby na takie niedopatrzenia.

Więc od dawna musiało być z nim źle, skoro doprowadził willę do tak tragicznego stanu.

Z pewną ulgą Gilbert zauważył, że wnętrze budynku zachowało się nieco lepiej. Może i korytarz nie lśnił czystością, ale przynajmniej przez okna nie wpełzły gałęzie bluszczu.

Parter składał się z kuchni, łazienki, jadalni i salonu. Na pierwszym piętrze mieściły się pokoje różnorakiego zastosowania i sypialnia gospodarza. Drugie piętro do niedawna zajmowała Węgry. Trzecie służyło za magazyn.

Gilbert zaczął od obejrzenia łazienki. Domyślał się, że najwięcej informacji zdobędzie w sypialni Rodericha, ale profilaktycznie postanowił sprawdzić wszystkie pomieszczenia.

Wanna była stosunkowo czysta, podobnie umywalka, lecz sama toaleta śmierdziała kwaśno. Prusak nachylił się nad muszlą i szybko odsunął, maszcząc nos. W mętnej wodzie pływały stare wymiociny.


Kuchnia prezentowała się o wiele lepiej.

Może dlatego, że od dawna jej nie używano.

Wszystkie szafki stały otworem, na półkach zalegał kurz. W lodówce było tylko światło.

Gilbert spenetrował jedyną szafkę, która wciąż była zamknięta. To, co w niej znalazł, przyprawiło go o dreszcze.

Równo poukładane paczki sucharów. Niby niewinne, gdyby nie kartka przyklejona do drzwi:

Poniedziałek – 1 sztuka

Wtorek – 0

Środa – 0

Czwartek – 1 sztuka

Piętek – 0

Sobota – 0,5 sztuki

Niedziela – 0

Z początku Gilbert nie rozumiał, na co patrzy. Gdy pojął, że jest to jadłospis, z początku naszła go ochota do wybuchnięcia śmiechem. Przecież ta rozpiska była tak niemożliwa, tak absurdalna, tak głupia...

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Roderich naprawdę tyle jadał. Że naprawdę głodził się do tego stopnia, że jego tygodniowe dawki żywieniowe były mniejsze od połowy jednego posiłku Prusaka.

Gdyby był zwykłym człowiekiem, a nie państwem, już dawno umarłby z wygłodzenia.

Gilbert wyjął paczkę sucharów. Opakowanie zawierało dwadzieścia kwadratowych chlebków.

Każdy jeden był tak mały, że z łatwością zmieściłby się w dłoni Prusaka.

Gilbert ciężko przysiadł na krześle. W dłoniach wciąż ściskał paczuszkę. Wpatrywał się w nią z uporem godnym żołnierza.

Potem z bezwzględnością godną żołnierza zgniótł opakowanie, zmieniając suchary w jasny proszek.

Po raz pierwszy od zdarzenia nad jeziorem był sam. Po raz pierwszy otaczała go cisza pozbawiona pikania medycznej aparatury. Po raz pierwszy nie było przy nim nikogo, kto odciągnąłby go od myślenia o tym, co stało się dwa dni temu...

Bo tak naprawdę od tamtego zdarzenia Gilbert żył w szklanej bańce, którą sam stworzył i starannie pielęgnował. Osłona odgradzała go od rzeczywistości, która była zbyt trudna i bolesna, by ją przyjąć.

W rzeczywistości tej Roderich próbował popełnić samobójstwo po długich miesiącach cierpienia, podczas których Gilbert nie zrobił absolutnie NIC, by mu pomóc.

Pora dojrzeć. Pora zrozumieć, że uciekanie od prawdy w niczym nie pomoże.

Nie, jeszcze nie teraz. Gilbert wyjął telefon z kieszeni spodni i sprawdził godzinę. Robiło się późno. Powinien zająć się przeszukiwaniem domu, nie myśleniem.

Z niejaką ulgą odsunął od siebie konieczność zmierzenia się z prawdą. Opuścił kuchnię.



Salon. Wokół lśniącego czarnego fortepianu leżały rozsypane nuty. Same klawisze były poprzecierane od częstego grania. Na białych pasach czerniły się zaschnięte plamki krwi, która zapewne wyciekła z wrażliwych palców Rodericha.

Jadalnia. Nieużywana od wielu miesięcy. Wszędzie kurz.

Schody, dalej pierwsze piętro.

Wszystkie pokoje zamknięte.

Wszystkie prócz jednego.


Gilbert widział wiele zniszczonych miast, wiele spalonych wsi, wiele zburzonych zamków i jeszcze więcej pojedynczych zdewastowanych pokoi.

Ale jeszcze żadne z tych miejsc nie uderzyło go w ten sposób, co sypialnia Rodericha. Żadne pogorzelisko nie krzyczało takim bólem, wściekłością, frustracją i bezsilnością.

Gilberta najpierw odrzucił zapach – dziwna mieszanina alkoholu, zgnilizny, brudu i woni typowych dla pokoju Rodericha (drewnianych mebli, świeżo gruntowanych rysunków, kwiatów stojących na parapecie).

Potem Prusak spojrzał na podłogę. Szczelnie pokrywała ją warstwa podartych papierów, skrawków folii oraz szkieł z rozbitego lustra i potłuczonych butelek. Rama zwierciadła zagradzała dojście do okna.

Samo okno było połowicznie zasłonięte brązową roletą, na której widniało kilka długich zadrapań.

Większość doniczek z kwiatami leżała na ziemi, część popękała.

Pościel zwleczono z łóżka i rzucono w kąt. Rozpruta poduszka leżała na krześle przy biurku.

Gilbert wzdrygnął się, gdy wyobraził sobie Rodericha urządzającego to piekło.

Na biurku i w przylegających doń szafkach Gilbert znalazł o wiele więcej niepokojących wskazówek niż we wszystkich pokojach domu razem wziętych.

Blat kleił się od wina. Gilbert z pewnym trudem odłączył dziennik od polakierowanej deski.

Zawahał się, lecz tylko na chwilę. W normalnej sytuacji nie powinien naruszać prywatności Rodericha (nieważne, że wiele razy już ro zrobił), ale ta sytuacja nie była zwyczajna. Tym razem gra toczyła się o zbyt wysoką stawkę, by Prusak mógł pozwolić sobie na skrupuły.

Otworzył notatnik na wpisie sprzed tygodnia.

Już po pierwszym akapicie zrobiło mu się słabo. Zbladł. Musiał usiąść, by nie przewrócić się w sałatkę ze szkła, folii i papieru.


*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz