Każde miejsce jest dobre

424 82 9
                                    

Zeszli na dół po metalowych spiralnych schodach. Przed ostatnim zakrętem, gdy byli zasłonięci żółtą rurą zjeżdżalni, Roderich zatrzymał Francisa, łapiąc go za rękę.

Francuz spojrzał na niego smutno. Jak bezdomny psiak, którym przecież był – jak każdy człowiek, który wie, do kogo należy, a właściciel ma go w głębokim poważaniu.

- Chcę być szczęśliwy z Gilbertem – zaczął. – Lecz pragnę także, byś ty był szczęśliwy. – Ścisnął jego dłoń. – Więc gdybyś kiedykolwiek czegoś potrzebował... gdybym mógł coś dla ciebie zrobić... nie wahaj się prosić.

Francis uśmiechnął się do niego z wdzięcznością.

- Zapamiętam. – Westchnął ciężko. – Może rzeczywiście byłbyś w stanie mi pomóc... jeszcze się zobaczy.

- Będę czekał – obiecał Roderich.

Francis zamrugał, przeganiając kolejne łzy. Zamknął oczy i ucałował Austriaka w czoło. Ten położył mu wolną rękę na ramieniu i przyciągnął do siebie na długi, delikatny pocałunek, którym Roderich próbował przekazać całą troskę, przywiązanie, wdzięczność i wsparcie... Współczucie. Zrozumienie.

Przyjacielską miłość. Pocałunek był czuły i pozbawiony jakiegokolwiek podtekstu.

W końcu odsunęli się od siebie. Francis raz jeszcze otarł łzy.

- Chyba będziemy się zbierać – mruknął. – Gilbert musi pomyśleć, ja się już do niczego nie nadaję, a ty nie powinieneś siedzieć sam... - Westchnął. – Wiesz, że Gilbert najpewniej widział, jak się całujemy?

Roderich skinął głową.

- Pomówię z nim o tym – obiecał Francis.

- Nie narażaj mu się...

- Nie narażę. Wytłumaczę.

- I co mu powiesz?

- Że nie wie, co traci – zaśmiał się cicho Francuz, lubieżnie oblizując wargi. Wracał mu dawny humor. A raczej maska.

- A czy wie... kim jest twoje cierpienie?

Francis pokręcił głową.

- Proszę, nie mówmy o tym...

- W porządku. Pójdziesz po Antonia i Romano?

- Nie muszę. Są w szatni. Kochają się na ubikacji.

Basen przed nimi był pusty.

- Gilbert najwyraźniej też nas zostawił...

- Nie przejmuj się. Naprostuję to.

- Dziękuję. I wiesz?...

- Tak?

- Kocham cię, Fran. Jak przyjaciela.

Roderich spąsowiał.

Francuz mruknął mu do ucha z cichym śmiechem:

- Też cię kocham, Rod. Tylko nie mów tego przy Gilbercie.



(Te maratony mnie wyczerpują... Nie jadłam nic od siódmej rano, ale nie mogę oderwać się od laptopa... po prostu nie mogę, bo boję się, że potem nie będę umiała się wczuć...)

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz