#18

5.8K 222 24
                                    

Dzisiaj rano obudził mnie budzik. Dzieło szatana. Z wiązanka przekleństw wstałam, wybrałam ubrania na dziś czyli czarne rurki, białą bluzkę adidasa i bordową bluzę rozpinaną. Po zaliczeniu porannej toalety, zbiegłam na dół, aby zrobić sobie kanapki. Wczorajszy dzień był świetny, nie licząc tych wszystkich ludzi którzy patrzyli na mnie ze współczuciem w oczach. Nienawidzę tego. Wczorajszy wieczór też był udany. Pierwszy raz od bardzo dawna zjedliśmy wspólną kolację, a potem oglądaliśmy telewizję. Najszybciej jak się dało zjadłam śniadanie. Przed domem czekał już w samochodzie na mnie Alan i Bruno. 

- Hej chłopaki. - przywitałam się, gdy weszłam do samochodu. 

- Hej Am. - odpowiedział Alan. 

- Siema młoda. - przywitał się Bruno. Z nas wszystkich to ja jestem ta najmłodsza. Alan urodził się w styczniu, Bruna w marcu, Monika w kwietniu, a ja w grudniu.

- Jesteś tylko o kilka miesięcy starszy. - wypięłam w jego stronę język.

- Ale jednak jestem. - odpowiedział.

- Nie jedziemy po Monikę? - spytałam, gdy ominęliśmy jej ulicę.

 - Nie. Dzisiaj Monika ma jechać do cioci z mamą. - odpowiedział Alan.

 - Spoczko. - chwilę potem byliśmy już na parkingu przed szkołą.

- Pierwsza chemia? 

- Tak Bruno. - mruknęłam w stronę chłopaka. Zostało jeszcze pięć minut do lekcji, a my już siedzieliśmy w tej przeklętej sali. Chłopaki siedzieli na samym końcu przy oknie, a ja ławkę przed nimi. Niestety dzisiaj musiałam siedzieć sama.  Wyjęłam z torby mój stary telefon, bo przecież ten nowy został u Harrego w domu. Pogadałam jeszcze chwilę z chłopakami i zadzwonił dzwonek. Pani Szey jest kobietą około sześćdziesiątki, nikt w szkole jej chyba nie lubi. Jest strasznie wredna na jej lekcjach trzeba siedzieć cicho, bo inaczej zostajemy po lekcjach. Minęło już dobre piętnaście minut lekcji, gdy nagle ktoś wszedł do klasy. Nawet nie raczyłam na niego spojrzeć. 

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. Dziś to mój pierwszy dzień w tej szkole i nie mogłem znaleźć sali. Za pewne jeszcze mnie nie ma na liście, bo jestem chłopakiem z wymiany. Nazywam się James  Williams. - raczyłam spojrzeć na tego chłopaka, bo głos wydawał mi się być dość znajomy. O kurwa. Wiecie kto stoi przede mną? Nie? To ja was oświecę. Pierdolony Harold Styles. Ja pierdole, kurwa mać!

- Psst...Am! - odwróciłam głowę w stronę Alana. - Bierzesz się za niego? Ey, coś ty taka blada? 

- Nie. - pokręciłam szybko głową i odwróciłam się w stronę tablicy przy której stał Harry. Rozejrzałam się po klasie, wszystkie dziewczyny, oprócz dwóch kujonek, wypięły cycki i uśmiechały się do niego zalotnie. Za to chłopacy nie zwracali na niego uwagi. 

- Panie Williams niech pan usiądzie obok... Panienki White. - Czy tylko ja mam takiego pecha?

- No, no Am. Masz dobry start nie zmarnuj tego. - szepnął Bruno.

- Spierdalajcie. - mruknęłam. Harry usiadł obok mnie i się uśmiechnął. 

- Myślałaś, że mi uciekniesz? - powiedział tak, że tylko ja to usłyszałam.

- Proszę cię, zostaw mnie. - też powiedziałam tak, że tylko on mnie usłyszał.

- Nigdy kochanie. Już nie długo wrócimy do domu. - nie odpowiedziałam już nic i notowałam wszystko co ta głupia baba pisze na tablicy. Czułam na sobie wzrok Harrego. Gdy tylko zadzwonił dzwonek wybiegłam z sali pierwsza.

- Jak tam nowy kolego? - spytali się równocześnie Bruna i Alan, gdy mnie dogonili.

-Przestańcie kurwa! Nie będę z nim! - krzyknęłam trochę za głośno, bo kilka osób się na nas spojrzało. 

- Wszystko okey, Tamara? -  spytał się Alan.

- Tak, tylko proszę nie mówcie już więcej nic o nim okey?

- Dobra. - pokiwali głowami i mnie przytulili. 

- Chodźcie matmę. - mruknęłam i zaczęłam kierować się w stronę sali. Na matematyce na szczęście siedzę z Alanem. Usiedliśmy w ławkach i znów gadaliśmy o jakichś pierdołach. Harry usiadł ławkę obok nas. 

- Możecie dzisiaj do mnie przyjść? - spytałam.

- Ja nie mogę. Ojcu coś się usrało, że dzisiaj mamy zjeść rodzinny obiadek. 

- Haahah. - wybuchliśmy z Alanem śmiechem. Chwilę potem zadzwonił dzwonek. Wytarłam łzy, które powstały przez śmiech. Jakby to ująć ojciec Bruna jest dość specyficzny. Trochę współczuję Brunowi. Zapomniałam, że koło nas siedział Harry. Ostrożnie się na niego spojrzałam. Był cały spięty. Ale to przecież nie moja wina, nie? W kieszeni poczułam wibrację telefonu. Ostrożnie wyjęłam telefon.

Alan: Wyobrażasz sobie ten obiadek Am? 

Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem zwracając tym uwagę całej klasy. W tym też tego starucha Adams'a. Czy w naszej szkole nie może uczyć choć jeden młody nauczyciel?

- Może panienka powie co panią rozśmieszyło? Pośmiejemy się wszyscy? - Ugh.. Odkręciłam głowę w bok czując palące spojrzenie Harrego.

- Nic panie profesorze, proszę kontynuować tą jakże ciekawą lekcję. - powiedziałam z sarkazmem.

- Czy ja w tym zdaniu wyczułem sarkazm panienko White? 

- Skąd to mam wiedzieć? Jasnowidzem jestem? Podejrzewam, że mógł go pan usłyszeć, ale wątpię, że wyczuć.

- Do dyrektora już! - szybko wstałam i się spakowałam.

- Mogę ją tam zaprowadzić? Przecież może, po drodze gdzieś się zgubić. - zastygłam słysząc kto wymawia to zdanie.

- Słuszna uwaga. Zaprowadź ją do dyrektora. - szybko wyszłam z sali i trzasnęłam drzwiami.

Ja: ZABIJĘ CIĘ SMITH!

Zdążyłam to napisać i schować telefon do kieszeni zanim brutalnie zostałam przygnieciona do ściany. Harry trzymał jedną ręką moje nadgarstki nad moją głową, a drugą rękę położył na moim biodrze.

- Co cię tak rozbawiło na lekcji? Co kotku? Ten palant z którym siedziałaś w ławce? - spojrzałam w tęczówki Harrego, które wypełniała teraz zazdrość.

- Puść mnie Harry. - szepnęłam cicho.

- Lubisz kiedy jestem zazdrosny prawda? Twoja kara będzie większa niż planowałem kotku.

- Puść mnie Harry. - warknęłam pod nagłym przypływem pewności siebie.

- Nie rozkazuj mi kotku. - powiedział. Zaczął jeździć swoim nosem po mojej szyi. Lekko zaczęłam się wiercić.

- Chcesz, aby temu palantowi stało się coś? - domyśliłam się, że chodzi o Alana.

- Nie. - szepnęłam cicho. 

- To mnie pocałuj. 

*****************

Rozdział pisany na szybko, więc przepraszam za wszystkie błędy.

Pamiętajcie o złotej zasadzie.

Gwiazdki = motywacja 

Komentarze = motywacja

Motywacja = szybsze i dłuższe rozdziały!

 Następny rozdział pojawi się w środę! Do następnego!

Pokochaj mnie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz