21

9.1K 415 30
                                    

ARON

Siedziałem z Amber w swoim pokoju w ciszy.Ta siedziała skulona pod kocem,a ja ją przytulałem,żeby cie uspokoiła.Przestała płakać,ale nadal widziałem,że się trzęsie.Nie z zimna,a ze strachu.Ojciec powinien ją kochać,dbać o nią,a ten chory cwel w tymczasie zmuszał ją do sprzatania,krzyczał i bił ją.Nie daruje mu tego.Niech tylko tu przyjdzie.Nie ręcze za siebie.Pobiegłbym tam i skopałbym mu dupe,ale musiałem opiekować się Amber.
-Am,jak w ogóle uciekłaś?-musiałem o to spytać.Czułem,że dziewczyna sie spięła.
-Rzuciłam w niego lampą.Zaczął krwawić i przecierać oczy.Wzięłam kurtke i buty i uciekłam.
-Rzuciłaś lampą?-spytałem rozbawiony,a ona pokiwała.-zawsze miałaś dziwne pomysły,no ale to...nieźle Am.Nawet ja jestem pod wrażeniem.
-Aron,chodź na chwile!-krzyknęła moja mama z dołu.
-Zaraz przyjdę-wyszeptałem do dziewczyny i pocałowałem ją w czoło.Ta kiwnęła głową i przykryła się bardziej kocem,a ja zbiegłem na dół.
-Tak?
-Pomóż mi przenieś ten materac do swojego pokoju.Będzie na nim spać Amber.
-Ja będe na nim spać.Amber na łóżku.
-Dobry z ciebie chłopak-powiedziała gdy razem braliśmy materac.-Aron,znam cie na tyle dobrze,że...wiem,że nie będziesz spał na materacu,prawda?
-Nie wiem mamo.Zależy od niej.
-Tylko pamiętaj.Nie chce zostać babcią.
-Mamo,my nawet nie jesteśmy razem.
-A powiedziałęś co do niej czułem.
-Pokazałem.
-Jak?-spytała wnosząc ze mną materac po schodach.
-Pocałowałem ją-powiedziałem wprost,a mama zaśmiała się cicho.
-Nie wiedziałem,że na tyle cie stać.A ona?Odepchnęła cie.
-Wręcz przeciwnie.Oddała pocałunek.
-Czyli oboje was do siebie ciagnie.
-Byś może-wzruszyłem ramionami.
-Nie spieprz tego synu.
-Wiem mamo.Za bardzo mi na niej zależy.

Tu nasza rozmowa się skończyła.Wnieśliśmy materac do pokoju,a ja dałem na niego poduszki i dwa koce.Amber siedząc na łóżku obserwowała nas.
-Kochanie,chcesz coś do jedzenia?-spytała moja mama.
-Jeśli to nie problem-powiedziała cicho.
-Jaki tam problem?Nawet nie żartuj.Zaraz będe.

AMBER

Rodzina Arona jest przecudowna.Marze o takiej.W ich domu czuć świąteczny nastrój.Choinka,różne ozdobne lampeczki i bombki.U mnie nawet marnej jemioły.Ojciec pewnie nawet nie wie co to święta.U nich grają tu szczególną rolę.
-Ty będziesz spać na łóżku-powiedział Aron.
-Mogę na materacu.
-Nie żartuj.Ja będe spać na materacu.A teraz idź się przebrać,a potem zjemy kolacje.Poczekaj-Aron podał mi swoją koszulke więc poszłam do łazienki wziąźć szybką kąpiel.Potem ubrałam się w szarą koszulke która sięgała mi do połowy ud.Miałam tylko koszulke i jego majtki,ale mi to nie przeszkadzało.

Gdy weszłam do pokoju stał tam już talerz z kanapkami i dwie herbaty.

-Chodź,siadaj-powiedział Aron.Zrobiłam to o co mnie prosił i razem zjedliśmy wszystkie kanapki.
Aron poszedł odnieść talerze i szklanki,a ja siedziałam na łóżku patrząc na swoje okno gdzie widziałam tylko obskórne ściany i kawałek mojego łóżka.Na szczęście ojca nie widziałam.I nie chce widzieć.

Na samą jego myśl miałam ochote się rozpłakać.Twarz mniej mnie już bolała.Poczułam się nagle strasznie zmęczona.
-Jestem-powiedział Aron wchodząc do pokoju.Posłałam mu tylko uśmiech i objęłam rękami swoje nogi które trzymałam blisko przy sobie.
Znowu spojrzałam przez okno i tym razem ujrzałam deszcz.Początkowo tylko kropiło,a potem zaczęło lać.I na dodatek doszła burza.Błyskawice i grzmoty było widać i słychać wszędzie.
-Boisz się?-spytał Aron leżąc na materacu.
-Troche-powiedziałam,a gdy znowu usłyszałam grzmot pisnęłam jak mała dziewczynka.Aron tylko się zaśmiał.-ej,nie śmiej się.
-Boisz się burzy-stwierdził.
-No dobra,boje sie.I co?
-Nic nic-mruknął.-mogłaś powiedzieć tak od razu.
-Łatwo ci mówić.Kto w tych czasach boji się burzy.
-Ja się boje kur.
-Kur?-spytałam po czym się zaśmiałam.
-No tak.Jak byłam dzieckiem to takie dwie się rzuciły na mnie,bo chciałem odebrać im jajka.Podziobały mnie w...różne miejsca.Małe,głupie ptaki-warknął,a ja nie mogłam pohamować śmiechu.
Śmiech jednak szybko zniknął,a zastąpił go krzyk gdy znowu się błysło.
-Um...Aron?
-Słucham?
-Czy...mógłbyś...no wiesz...bo się boje...-zaczęłam się jąkać.
-Chcesz,żebym się z tobą połorzył?-spytał wprost,a ja nie odpowiedziałam.Usłyszałam jego kroki,a po chwili poczułam,że łóżko się ugina-trzeba było tak od razu.
-Dziękuje-szepnęłam dotykajac głową jego nagiego torsu.-znowu.
-Przestań-powiedział równie cicho.-przestań mówić to ciągłe dziękuje.Jestem tu,aby ci pomagać.
-Wiem.Ale tak się nauczyłam i tego nie zmienie.
-No dobra...skoro tak się nauczyli.Niech ci będzie.
Uśmiechnęłam się tylko,a następnie poczułam,że odpływam.Nie zdążyłam nawet wyszeptać dobranoc bo usnęłam.

Jeden momentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz