ARON
Siedziałem z Amber w swoim pokoju w ciszy.Ta siedziała skulona pod kocem,a ja ją przytulałem,żeby cie uspokoiła.Przestała płakać,ale nadal widziałem,że się trzęsie.Nie z zimna,a ze strachu.Ojciec powinien ją kochać,dbać o nią,a ten chory cwel w tymczasie zmuszał ją do sprzatania,krzyczał i bił ją.Nie daruje mu tego.Niech tylko tu przyjdzie.Nie ręcze za siebie.Pobiegłbym tam i skopałbym mu dupe,ale musiałem opiekować się Amber.
-Am,jak w ogóle uciekłaś?-musiałem o to spytać.Czułem,że dziewczyna sie spięła.
-Rzuciłam w niego lampą.Zaczął krwawić i przecierać oczy.Wzięłam kurtke i buty i uciekłam.
-Rzuciłaś lampą?-spytałem rozbawiony,a ona pokiwała.-zawsze miałaś dziwne pomysły,no ale to...nieźle Am.Nawet ja jestem pod wrażeniem.
-Aron,chodź na chwile!-krzyknęła moja mama z dołu.
-Zaraz przyjdę-wyszeptałem do dziewczyny i pocałowałem ją w czoło.Ta kiwnęła głową i przykryła się bardziej kocem,a ja zbiegłem na dół.
-Tak?
-Pomóż mi przenieś ten materac do swojego pokoju.Będzie na nim spać Amber.
-Ja będe na nim spać.Amber na łóżku.
-Dobry z ciebie chłopak-powiedziała gdy razem braliśmy materac.-Aron,znam cie na tyle dobrze,że...wiem,że nie będziesz spał na materacu,prawda?
-Nie wiem mamo.Zależy od niej.
-Tylko pamiętaj.Nie chce zostać babcią.
-Mamo,my nawet nie jesteśmy razem.
-A powiedziałęś co do niej czułem.
-Pokazałem.
-Jak?-spytała wnosząc ze mną materac po schodach.
-Pocałowałem ją-powiedziałem wprost,a mama zaśmiała się cicho.
-Nie wiedziałem,że na tyle cie stać.A ona?Odepchnęła cie.
-Wręcz przeciwnie.Oddała pocałunek.
-Czyli oboje was do siebie ciagnie.
-Byś może-wzruszyłem ramionami.
-Nie spieprz tego synu.
-Wiem mamo.Za bardzo mi na niej zależy.Tu nasza rozmowa się skończyła.Wnieśliśmy materac do pokoju,a ja dałem na niego poduszki i dwa koce.Amber siedząc na łóżku obserwowała nas.
-Kochanie,chcesz coś do jedzenia?-spytała moja mama.
-Jeśli to nie problem-powiedziała cicho.
-Jaki tam problem?Nawet nie żartuj.Zaraz będe.AMBER
Rodzina Arona jest przecudowna.Marze o takiej.W ich domu czuć świąteczny nastrój.Choinka,różne ozdobne lampeczki i bombki.U mnie nawet marnej jemioły.Ojciec pewnie nawet nie wie co to święta.U nich grają tu szczególną rolę.
-Ty będziesz spać na łóżku-powiedział Aron.
-Mogę na materacu.
-Nie żartuj.Ja będe spać na materacu.A teraz idź się przebrać,a potem zjemy kolacje.Poczekaj-Aron podał mi swoją koszulke więc poszłam do łazienki wziąźć szybką kąpiel.Potem ubrałam się w szarą koszulke która sięgała mi do połowy ud.Miałam tylko koszulke i jego majtki,ale mi to nie przeszkadzało.Gdy weszłam do pokoju stał tam już talerz z kanapkami i dwie herbaty.
-Chodź,siadaj-powiedział Aron.Zrobiłam to o co mnie prosił i razem zjedliśmy wszystkie kanapki.
Aron poszedł odnieść talerze i szklanki,a ja siedziałam na łóżku patrząc na swoje okno gdzie widziałam tylko obskórne ściany i kawałek mojego łóżka.Na szczęście ojca nie widziałam.I nie chce widzieć.Na samą jego myśl miałam ochote się rozpłakać.Twarz mniej mnie już bolała.Poczułam się nagle strasznie zmęczona.
-Jestem-powiedział Aron wchodząc do pokoju.Posłałam mu tylko uśmiech i objęłam rękami swoje nogi które trzymałam blisko przy sobie.
Znowu spojrzałam przez okno i tym razem ujrzałam deszcz.Początkowo tylko kropiło,a potem zaczęło lać.I na dodatek doszła burza.Błyskawice i grzmoty było widać i słychać wszędzie.
-Boisz się?-spytał Aron leżąc na materacu.
-Troche-powiedziałam,a gdy znowu usłyszałam grzmot pisnęłam jak mała dziewczynka.Aron tylko się zaśmiał.-ej,nie śmiej się.
-Boisz się burzy-stwierdził.
-No dobra,boje sie.I co?
-Nic nic-mruknął.-mogłaś powiedzieć tak od razu.
-Łatwo ci mówić.Kto w tych czasach boji się burzy.
-Ja się boje kur.
-Kur?-spytałam po czym się zaśmiałam.
-No tak.Jak byłam dzieckiem to takie dwie się rzuciły na mnie,bo chciałem odebrać im jajka.Podziobały mnie w...różne miejsca.Małe,głupie ptaki-warknął,a ja nie mogłam pohamować śmiechu.
Śmiech jednak szybko zniknął,a zastąpił go krzyk gdy znowu się błysło.
-Um...Aron?
-Słucham?
-Czy...mógłbyś...no wiesz...bo się boje...-zaczęłam się jąkać.
-Chcesz,żebym się z tobą połorzył?-spytał wprost,a ja nie odpowiedziałam.Usłyszałam jego kroki,a po chwili poczułam,że łóżko się ugina-trzeba było tak od razu.
-Dziękuje-szepnęłam dotykajac głową jego nagiego torsu.-znowu.
-Przestań-powiedział równie cicho.-przestań mówić to ciągłe dziękuje.Jestem tu,aby ci pomagać.
-Wiem.Ale tak się nauczyłam i tego nie zmienie.
-No dobra...skoro tak się nauczyli.Niech ci będzie.
Uśmiechnęłam się tylko,a następnie poczułam,że odpływam.Nie zdążyłam nawet wyszeptać dobranoc bo usnęłam.

CZYTASZ
Jeden moment
Teen FictionMoje życie było dla mnie przez moment idealne.Potem było już tylko gorzej:Ojciec który się nade mną znęcał,fałszywa przyjaciółka,beznadziejny chłopak,problemy w szkole.Moje życie stało się jedną,wielką szkoła przetrwania w której musiałam radzić sob...