37

7K 334 4
                                    

Siedziałam z Aronem w salonie przed telewizorem.Obejmował mnie ramieniem,a ja opierałam się o jego tors.Gdy poczułam wibracje telefonu wyciągnęłam urządzenie z kieszeni i przyłorzyłam do ucha.
-Halo?-zaczęłam.
-Cześc córciu.
-Mama!-pisnęłam uradowana i podskoczyłam.Aron posłał mi zdziwione spojrzenie.-co tam u ciebie?
-Jakoś się żyje-zaśmiała się.-a u ciebie?Opowiadaj.
-Um...spoko.Daje radę.Tęsknie za tobą.
-Ja za tobą też-powiedziała,a ja uśmiechnęłam się i przetarłam oczy z których lały się łzy.-ale niedługo cie odwiedzę.Postaram się.I oczywiście nie zapomniałam o prezencie dla ciebie.Niedługo go wyśle.A co u ojca?-momentalnie zbladłam.Co mam jej powiedzieć?Prawde,czy nie?No wiesz...mieszkam teraz u chłopaka i jego rodziców,bo ojciec od dwóch lat jest tyranem,a młodsza siostra dziwką?-z pewnością tego nie powiem.-Amber,jesteś tam?
-Tak tak.Jestem-mruknęłam szybko.
-No więc...jak tam tata?
-Mamo.Bo ja...musze ci coś powiedzieć-zaczęłam i spojrzałam na Arona który siedział na kanapie i obserwował mnie z jedną uniesioną brwią.Wzięłam głęboki oddech.

Dasz radę Amber.Nie możesz jej okłamywać.

-Nie mieszkam u niego-powiedziałam to?Zrobiłam to?
-Co?Jak to?Dlaczego?
-Mamo,ja...to bardzo długa historia.
-Zadzwonie do niego.On mi opowie...
-NIE!-krzyknęłam i widziałam,że Aron również wstał na równe nogi.Zaraz potem znów mówiłam ciszej:-znaczy...prosze cie.Nie dzwoń.Obiecaj.To dla mojego dobra.
-Dla twojego dobra?Amber,co się dzieje?Zaczynam się martwić.
-Opowiem ci jak przyjedziesz.Prosze cie,nie dzwoń do niego.Obiecuje,że powrócimy do tej rozmowy.Obiecujesz?
-Uh...tak.No dobrze,nie zadzwonie.Ale powiedz chociaż mi gdzie mieszkasz?I czy nic ci nie jest.
-Spokojnie mamo.Jestem zdrowa jak ryba.A pomieszkuje u...um...u przyjaciela.I jego rodziców.Dalej coś się wymyśli.
-Amber,to coś poważnego?
-Nie.Znaczy tak.Znaczy nie wiem.Opowiem ci jak przyjedziesz.Obiecuje.
-No dobrze.To...w takim razie tam spędzasz święta.
-Tak,a ty?
-Jak z Harrym jak zawsze.
-We dwójke?-spytałam troche zdziwiona.Święta w dwie osoby.
-Um...we trzy.
-We trzy?Kogo jeszcze zaprosiliście?
-Powiemy ci kiedyś.To nie jest odpowiedni moment.To...wesołych świąt skarbie.Pozdrów tam wszystkich,mimo,że ich nie znam.I im też przekaż wesołych świąt.Kocham cie.
-Wesołych świąt mamo.Też cie kocham-potem usłyszałam w telefonie pikanie,co oznaczało,że mama się rozłączyła.
-Amber,wszystko okey?-spytał Aron gdy stałam jak wryta patrząc się tępo w jeden punkt.
-Co?Tak taj.Ja po prostu...dzwoniła mama-nie potrafiłam poprawnie złorzyć zdania.Znowu poczułam coś mokrego na policzkach.Łzy.Aron od razu przyciągnął mnie do siebie i przytulił.-tak bardzo chciałabym być z nimi.W święta.
-Rozumiem cie.
-Może by tak do nich pojechać-myślałam na głos.
-Co?Wykluczone.Zostaniesz tutaj.Nie będe miał cie w tedy na oku.A twoi rodzice na pewno szybko cie odwiedzą.
-Co to za święta bez rodziny?-westchnęłam smutno i znów przetarłam łzy.Aron mocniej mnie przytulił.
-Nie martw się Am.Spędzisz święta z nami.
-Wiem,ale troche mi głupio.Nie jestem z rodziny.Jestem obcym człowiekiem.
-Nie pieprz głupot-fuknął nie przestając mnie przytulać.-moi rodzice i Alis cie pokochali i na pewno cieszą się ze świąt.A mama pewnie cieszy się,że będzie miała z kim pogadać-zaśmiał się.

Po chwili usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami więc niechętnie się od siebie oderwaliśmy.
-Cześć-przywitała się z nami mama Arona wchodząc do salonu w długiej,czarnej obcisłej sukience.-tata pojechał po Alis.Um...wszystko okey?Amber,płakałaś?
-Co?Nie-kłamstwo nie wychodzi mi najlepiej.
-Przecież widze.Stało się coś?
-Ja...znaczy...no...dzwoniła mama-wyjąkałam.-problem w tym,że mieszka bardzo daleko.A bardzo za ią tęsknie.
-Oj skarbie-kobieta podeszła i przytuliła mnie czule.Tego mi brakowało.-współczuje ci.Gdzie spędzają święta.
-U siebie.W domu.Mama,tata i jakaś trzecia osoba o której nie wiem.
-No to na co czekasz?-powiedziała uradowana.-zaproś ich tu.
-Co?W życiu?Już wystarczy,że ja odbiegam od waszej rodziny.
-Ale to żaden problem-machnęła ręką.-im więcej osób tym lepiej.Zaproś ich,na pewno się zgodzą.Nie będą spędzać tak piękniego dnia sami.
-Jest...pani pewna?Co na to inni z rodziny?

-A innych mam gdzieś-zaśmiała się.-to mój dom,ja ustalam zasady.I stwierdziłam,że twoja mama koniecznie powinna tu być.
-Na pewno?Nie chce się narzucać.
-Oj nie przesadzaj skarbie.Zapraszam,nawet teraz.Zadzwoń i powiedz jakie są plany.Na pewno sie ucieszą.A ty nie będziesz czuła się...że tak powiem dziwnie jak przyjedzie twoja mama.Dzwoń do niej i mów.

Spojrzałam na Arona,ale ten kiwnął z uśmiechem głową więc przytuliłam mocno kobiete i pisnęłam jak małe dziecko.
-Jejku,dziękuje pani.To bardzo dużo dla mnie znaczy.
-Nie przesadzaj.I nie żadna pani.Jestem Margaret.
-To dziękuje Margaret.
-Żaden problem.Nie mogę się już doczekać przyjazdu twoich rodziców.
Uśmiechnęłam się i wybrałam numer telefonu mamy i czekałam aż odbierze.Gdy to zrobiła podskoczyłam jak mała dziewczynka.
-Halo?Mamo?Nie uwierzysz...


Jeden momentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz