-A...Aron?-odezwałam się w końcu łamiącym się głosem.Chłopak był zsapany.Głośno oddychał i wpatrywał się we mnie.Gdy wreszcie zmusiłam swoje nogi do ruchu podeszłam do niego bliżej wciąż zszokowana mocno się w niego wtuliłam.Nie mogłam płakać.Wypłakałam chyba wszystkie łzy.Aron objął mnie i podniósł.
-Już jest dobrze-wyszeptał.-jesteś bezpieczna.Słysząc jego głos zaczęłam głośno szlochać w jego koszulke.
-T...to sen-szeptałam.-to nie możliwe.
-To nie jest sen-odpowiedział Aron nie przestając mnie przytulać.-nie pozwoliłbym,żeby coś ci się stało.
-Jak...mnie odnalazłeś?-szepnęłam.
-Mam swoje sposoby-powiedział i cicho się zaśmiał.A ja nie mogłąm uwierzyć,że mnie odnalazł i zdążył na czas.Gdyby przyjechał minute później byłoby już za późno.Aron mnie uratował.Stoi tu i mnie przytula.Nie mogłam w to uwierzyć.ARON
Udało mi się.W ostatniej chwili chwyciłęm ją za ręke.Gdy mnie przytuliła sam chciałem się rozpłakać.Była taka biedna,przerażona...chciałem zabić jej ojca,ale gdy mnie przytuliła nie mogłam się od niej oderwać.Tak cholernie ją kocham i ciesze się,że tu jest.Miałem ochote teraz zabrać ją do domu i pocałować.Obiecałem sobie,że będe ją chronić.Jest dla mnie cholernie ważna i obiecuje,że przy mnie będzie bezpieczna.
-Do jasnej cholery!-ryknął jej ojciec.Amber odsunęła się ode mnie wciąż płacząc.Stanęłam przed nią,aby była bezpieczna.
-Ty głupi chuju!-wrzasnąłem i zacząłem obkładać mężczyzne pięściami nie zważając na tłum ludzi dookoła nas.-chciałeś ją sprzedać,taki z ciebie ojciec!Jesteś gównem.Nic nie wartym kutasem!
-Zostaw go!-pisnęła Victoria.Wstałem i popchnąłem ją tak,że upadła.
-A ty jesteś zwykłą dziwką.Jak mogłaś chcieć sprzedać własną siostre!Jesteście popieprzeni i oboje siebie warci.Jeżeli raz ją dotkniecie,a przysięgam,że nie będziecie mieć życia.Itak zaraz powinna tu być policja.
-Spróbuj tylko-wycedził mężczyzna,a we mnie się gotowało.
-Zaraz ma tu przyjechać-odparłem dumnie.-i trafisz do pierdla.Ty i twoja zdzirowata córka.Zbliżcie się do niej,albo chociaż popatrzcie na nią,a nie będziecie mieli życia.Gdybym jej nie uratował zabiłbym cie na miejscu głupi frajerze-splunąłem obok niego i podszedłem do Amber która stała i wciąż płakała.Przytuliłam ją i pocałowałem w głowę.
-Już jesteś bezpieczna-wyszeptałem.-chodź,pojedziemy do domu.
Dziewczyna kiwnęła głową i na drżących nogach ruszyła w stronę wyjścia.Cały czas ją podtrzymywałem,aby nie upadła,co nie było takie proste.Wziąłem ją po chwili na ręce tak jak panne młodą,a ona schowała głowę w zagłębieniu mojej szyji.
-Kocham cie-wyszeptała,a ja uśmiechnąłem się.
-Je ciebie też.Ciesze się,że tu jesteś-pocałowałem ją w policzek i postawiłęm na trawie gdy wyszliśmy na lotnisku.Miała czerwone oczy,policzki i zaschniętą krew koło nosa.Uśmiechnąłem się,a następnie złączyłem nasze usta.Amber od razu oddała pocałunek.Był on przepełniony miłością,żalem i tęsknotą.Jest tu,trzymam ją,całuje.Uratowałem moją małą księżniczke.
-Kocham cie-wyszeptałem do jej ust,a ona się uśmiechnęła.-i nigdy nie pozwole,aby coś ci się stało.
Amber stanęła na palcach i przytuliła mnie,a ja od razu objąłem ją w talii z uśmiechem.Wciąż płakała,ale tym razem były to łzy szczęścia.
-Dziękuje,że mnie uratowałeś.Jestem ci coś winna.
-Przestań-odparłem.-ważne,że nic ci nie jest.To jest dla mnie coś pięknego.
-Wracamy do domu?-wyłkała,a ja kiwnąłem głową i krótko pocałowałem ją w usta.
-Chodź,wracamy-otworzyłem drzwi,a Amber usiadła na fotelu i skuliła się w głębek.Podałem jej koc,ponieważ było zimno.Jedną ręką prowadziłem autą,a drugą trzymałem na dłoni Amber.Po paru minutach zasnęła,a ja ciesze się,że znów ją mam.I że przy mnie czuje się bezpiecznie.

CZYTASZ
Jeden moment
Roman pour AdolescentsMoje życie było dla mnie przez moment idealne.Potem było już tylko gorzej:Ojciec który się nade mną znęcał,fałszywa przyjaciółka,beznadziejny chłopak,problemy w szkole.Moje życie stało się jedną,wielką szkoła przetrwania w której musiałam radzić sob...